Strony

wtorek, 28 czerwca 2011

Festiwal kultury żydowskiej, czyli po prostu alchemia


Być w Krakowie i przegapić taką okazję gdy trwa właśnie festiwal? No przecież aż żal, zwłaszcza, że parę razy już oglądałem transmisję koncertu finałowego na Szerokiej i tak bardzo mi się podobała ta atmosfera. Na koncerty oficjalne bilety drogie no i w ciągu dnia trzeba być do dyspozycji na konferencji. Ale widać Pan obdarza hojnie tych co proszą :)
Najpierw krótki spacer po Kazimierzu i zupełnie przypadkiem natknęliśmy się na koncert trzech kantorów na schodach synagogi na Izaaka. Potem w poszukiwaniu miejsca gdzie można by posiedzieć knajpka na Szerokiej i znowu malutki koncert - tym razem bardzo kameralny (duet gitara i skrzypce) ale i tak potrafili sprawić, że się "rozbujaliśmy".
No i wreszcie na finał powrót szybkim marszem z Rynku Głównego na Kazimierz. Dobrodziejstwa internetu - udało się wyhaczyć informację, że oprócz koncertów oficjalnych o północy zaczyna się jeszcze jam session (a raczej chyba jazz klezmer session).
Dość malutka scena piwnicy klubu Alchemia z trudem pomieściła wszystkich muzyków - ośmioro, plus jeszcze pojawiający się goście, wciąż zmieniające się instrumenty (nie dość, że pokazali, że można się nimi wymieniać i równie dobrze na nich grać to jeszcze można grać na dwóch na raz - np. puzon i drugą ręką pianino). Występujący to jedna z gwiazd tegorocznego festiwalu czyli Daniel Kahn wraz z The Painted Bird. Muzycznie to dość ciekawe połączenie muzyki klezmerskiej, żydowskich pieśni, politycznego kabaretu i czy nawet punk-rocka. Tego wieczoru może punk rocka nie było, ale mieliśmy rzeczywiście ogromną różnorodność - od improwizacji jazzowych, przez ballady rockowe (trochę w stylu Toma Waitsa), ale okraszone niesamowitą barwą instrumentalną no i wreszcie energetyczne i coraz bardziej rozkręcające się fragmenty oparte na żydowskiej muzyce ludowej (niektóre gdy już poderwały ludzi do tańca trwały nawet po 15 minut coraz bardziej podkręcając zabawę). Mało ludzi, ale im bliżej końca atmosfera coraz bardziej gorąca. I tak aż do trzeciej nad ranem. Uff. gdy wracaliśmy przez miasto (spory kawałek pieszo) już świtało.Cóż za magiczna noc. Zgodnie z nazwą klubu - było w tym coś z alchemii - niby elementy zwyczajne (jak metal) - pianino, akordeon, klartnet, puzon, trąbka (ech te moje ukochane dęciak sprawiające, że w człowieku od razu krew krąży szybciej), perkusja, gitara elektryczna, kontrabas, ukulele i grupa pozytywnie zakręconych ludzi kochającyh muzykę, a w przy tej atmosferze udało się storzyć coś niezapomniego (jak złoto). Wiem, że to tylko ledwie dotknięcie tego co dzieje się w ramach festiwalu, ale gdy nie liczyłem nawet na to mam niesamowitą frajdę, że udało się w tym uczestniczyć. Więcej takich festiwali, takich koncertów gdy ma się możliwość posłuchania na żywo muzyki, tak jak tu - sięgając do źródeł i pokazując, że wciąż można czerpać z niej radość i energię.

ps. teraz tylko każdą wolną chwilę wykorzystuję na sen... ale może jutro już dojdę do siebie :)      

2 komentarze:

  1. Ehh nie sposób znów nie skomentować. Bardzo tu u Ciebie sympatycznie:) Ehh w tym roku nie było mnie w Krakowie, ale w zeszłym i dwa lata temu i owszem (parę lat mi zajęło oglądanie finału w tv i zaklinanie, że ja tam kiedyś będę!) W końcu pojechałam w 2009 pierwszy raz i zakochałam się po uszki! Wiedziałam akurat, że tak się stanie, bowiem jestem nieuleczalną filosemitką i klimat żydowski, dźwięki poruszają mocno moją duszę:) Znajomi, którzy mieszkają w mieście Kraka twierdzili, że ta edycja sprzed dwóch lat była jedną z lepszych. Tam po raz pierwszy ujrzałam izraelski Bałkan Beat Box. Bardzo bardzo polecam! Jakie dźwięki, jaka energia! Fragmenty koncertu są dostępne na youtube. Rok później także pojechałam, było pięknie, ale to już nie było to:)

    OdpowiedzUsuń
  2. bardzo bardzo dziękuję za odwiedziny i tak liczne komentarze :) piszę o tym co siedzi w sercu i w głowie, szukając tej "odrobiny kultury" dla siebie aby się nią potem pdozielić. Czasem wychodzą takie okazje których nie można przegapić. Żaluję, że nie byłem na finale, ale radość z tego co się udało przezyć ogromna

    OdpowiedzUsuń