Strony

czwartek, 17 lutego 2011

Blondynka w Himalajach - Beata Pawlikowska, czyli jak sprzedać swoje luźne notatki

Jedną z rzeczy, które trafily do walizy na wyjazd była malutka książeczka z nowej serii wydawniczej National Geographic. Pawlikowska - znana jako Blondynka napisała juz parę niezłych książek, regularnie pojawia się w Radiu ZET gdzie prowadzi całkiem ciekawe audycje, w tv podobno pojawi sie wkrótce z reportażami podróżniczymi (bo jako prowadząca program była beznadziejna) - a teraz wypuszcza tzw. dzienniki z podroży. Wydano już ich 6, ma ich być drugie tyle - każdy to inny kraj - m.in. Nepal, Zanzibar, Wyspy Wielkanocne. I każda trochę podobna do innych - dużo fotek (spory plus), parę opisów przyrody i obserwacji dotyczących życia prostych ludzi, jakieś kulinaria, do tego własne dywagacje np. na temat tego jak wielkie szczęście daje medytacja buddyjska.
 To szczęście autorka odkrywa oczywiście w każdym kraju - w prostych ludziach, w ich podejściu do życia, bez pośpiechu i bez przejmowania się tysiącami niepotrzebnych drobiazgów. Tym razem otrzymujemy opis trekkingu w okolicach Annapurny, bajkowe lasy kwitnących rododendronów, pierożki momo, kamienne wioski, buddyjskie świątynie i mądrość niebiańskiego spokoju gór na Dachu Świata (z reklamy wydawcy). Czyta się to szybko bo ponad połowę 100-stronicowej książeczki stanowią zdjęcia i rysuneczki autorki. Te ostatnie podobają się głównie dzieciom bo jak stwierdziła moja córka sama by takie same albo lepsze zrobiła. Może to jest wartość takiej publikacji? Pokazać dzieciom jakie to proste napisać książkę opisującą swoją wyprawę do jakiegoś miejsca/kraju :) Nie miałbym nic przeciwko, żeby zarabiały na życie łącząc w ten sposób hobby z zarabianiem. Bo pomysł na kasę iście genialny - to co mogłoby stanowić zawartość jednej książki (bo każdy kraj to co najwyżej kilkadziesiąt stron tekstu) można podzielić na 6, na 12 i wydawać jako osobne pozycje. Robi to wrażenie rzeczywiście luźnych notatek i czasem nawet niesprawdzonych chyba informacji np. skąd 100 tys. Gurkhów walczących w Europie i na Bliskim Wschodzie w trakcie I wojny światowej (jakoś wydaje mi się ta liczba przesadzona). Trochę drażniące - wolałem duże i zwarte pozycje Blondynki. Tu treści starcza na godzinę, a wiec nawet do pociągu to trochę mało. Zaleta - cena bo to niecałe 12 złotych, ale chyba i tak warto kupić tylko w wypadku gdy nie macie innego wyboru w księgarni.
możesz zobaczyć także: Podróżnik WC czyli o tym jak opowiadać o podróżowaniu

14 komentarzy:

  1. Nie zgadzam się z tym opisem. To nie objętość świadczy o wartości książki. A co do obrazków to one są swoistym stylem Pawlikowskiej.
    Dla mnie Jej książki są drogowskazem. W każdej publikacji jest zawarta jakaś uniwersalna prawda o nas samych. Seria dzienników z podróży jest napisana w sposób zwięzły i rzeczowy. Ukazuje zarówno prywatne odczucia z wizyty w danym miejscu oraz trochę historii danego miejsca. Już wiem, że długo (jeśli nie do końca życia) będę wracać do książek Beaty Pawlikowskiej.

    OdpowiedzUsuń
  2. zastanawiałem się czy zostawić ten post - wpisany anonimowo i to 3 razy, czy potraktować go jako spam. Ale co tam - każdy ma prawo do własnej opinii więc jeden zostawiam. Jak taka pisanina może być drogowskazem to nie wiem, ale nie będę z tym dyskutował. O swoich odczuciach napisałem - dla mnie ta seria to naciąganie ludzi, wolę jej grubsze pozycje, a najbardziej lubię jej słuchać. Wtedy te anegdotki i ciekawostki brzmią świeżo - gdy czytam je po raz kolejny w innych pozycjach już nużą. Ja już raczej na nazwisko Paliwkowskiej skusić sie nie dam, może w bibliotece, ale na pewno nie zapłacę za książkę, żeby znowu nie pluć sobie w brodę. Ilustracje mają swój klimat i owszem, ale ja odniosłem się do całości - gdy w książce za którą płacisz tekstu masz jedną trzecią to nie trafia Cię szlag?

    OdpowiedzUsuń
  3. Przepraszam, że tekst dodał się aż 3 razy. Nie wiedziałem o tym. Nieuważnie kliknąłem kilka razy na przycisk "opublikuj", bo myślałem że nie dodał się mój komentarz. Jeśli książki Pani Beaty Pawlikowskiej uważasz za pisaninę to jest mi po prostu przykro :( W każdej książce odnajduję jakąś głębszą myśl. Założyłem nawet zeszyt, do którego przepisuję najważniejsze dla mnie cytaty. Też Jej lubię słuchać - tutaj się zgadzamy. A dlaczego naciąganie ludzi? Książka jest niewielka i jest cena jest niska. Nie widzę w tym nic dziwnego. Nie nie trafia mnie szlag. Dla mnie liczy się wartość i myśli zawarte w jej książkach, a nie ich objętość. Nie płacę na książkę, ale za wartość którą w niej odnajduję.

    OdpowiedzUsuń
  4. w porządku, ale ja po prostu czytałem inne pozycje Pawlikowskiej więc: (podkreślam, że to moja opinia i w porządku, że Ty możesz mieć inną)
    - wyrażam zdziwienie, że jej "mądrości" życiowe - przecież bardzo proste i powtarzane w każdej książce tymi samymi słowami może zachwycać na tyle, że ktoś uznaje jej książki za coś więcej niż lekką literaturę podróżniczą (nie znam autobiogfaicznej więc do niej się nie odnoszę)
    - ponieważ w innych książkach już wiele rzeczy już pisała, rysowała itd więc dla mnie nowością w kolejnej może być tylko tekst o kolejnym kraju, zdjęcia - a tu tego tyle co kot napłakał, nie chcę płacić za to co juz znam. Dla mnie więc to nie "nowa wartość" tylko jakaś namiastka, za którą nawet tych 12 złotych trochę mi szkoda. Jeżeli już ktoś lubi Blondynkę niech wyda 25, a będzie miał 4 razy więcej czytania w jej starszych pozycjach.
    Ale oczywiście blog ma po prostu to do siebie, że piszę swoją opinię i o swoich odczuciach. Nawet gdyby 10 osób mi powiedziało, że się ze mną nie zgadza przecież ani ja im nie wmówię, że mam rację, ani też nie uznam że ja musze się mylić. Tak to już z książkami czasem jest - jednemu się spodoba, innemu nie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Masz rację. Każdy oczywiście może mieć własną opinię. Napisałem swoją, aby czytelnik bloga poznał też inne opinie o książkach Pani Beaty Pawlikowskiej i sam zdecydował czy chce przeczytać daną książkę czy nie.
    "Jeżeli już ktoś lubi Blondynkę niech wyda 25, a będzie miał 4 razy więcej czytania w jej starszych pozycjach." Widzisz, istnieją stali czytelnicy Pani Beaty Pawlikowskiej, dla których każda książka jest ważna. Nawet taka krótka:)
    Swoim komentarzem nie chciałem oczywiście nikogo obrazić. Nie mogłem jednak nic nie napisać po przeczytaniu Twojego postu jako stały czytelnik Pani Beaty. Mam nadzieję, że to rozumiesz :)
    Pozdrawiam i gratuluję bloga. Cieszę się, że go "odkryłem". Podziwiam zacięcie pisarskie i wytrwałość. Nie wiele osób pisze tak często nowe notatki.

    OdpowiedzUsuń
  6. dzięki i również pozdrawiam. Cieszę się, że sobie troszkę wyjaśniliśmy wątpliwości i mimo różnicy w ocenach nie musimy się obrzucać złośliwościami. Cześto spotykałem notki, które wychwalały te króciutkie pozycje - może to jest po prostu kwestia oczekiwań, wcześniejszych lektur. Ja po prostu mam smak "wyostrzony", o podróżach mógłbym czytać dniami i nocami, więc książeczka na godzinę to dla mnie po prostu za mało :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Widzisz dla mnie Beata Pawlikowska jest pewnego rodzaju wzorem. Przykładem jak można zmienić swoje życie i odnaleźć szczęście. Uwielbiam wracać do moich ulubionych cytatów, które mam przepisane do zeszytu. Zawsze po przeczytaniu kolejnej pozycji dostaję porcję siły do zmagania się z życiem :)
    Chciałbym polecić Ci jeszcze pewną stronę: http://www.radiozet.pl/Programy/Swiat-Wedlug-Blondynki2 Być może znasz tę stronę albo same wypowiedzi z Radia Zet. Ja na tygodniu nie mam czasu słuchać Radia, więc odsłuchuję felietony na tej stronie. Codziennie z niecierpliwością zaglądam czy nie pojawił się nowy. Jeśli masz trochę czasu to polecam do odsłuchania przynajmniej niektóre :) Są bardzo krótkie (ok. 2 minut).

    OdpowiedzUsuń
  8. to może trochę lepiej Cię rozumiem, ja aż tak bardzo nie fascynuję się jej osobą. Lubie jej słuchać i felietony znam, lubię książki, ale te grubsze, ale dla mnie przede wszystkim jest podróznikiem i gawędziarzem. Podziwiam ją za pasję, odwagę, ale nigdy specjalnie nie wnikałem w życie prywatne (np. ślub z Cejrowskim). To już jej sprawa nie moja. Może kiedyś jeszcze sięgnę po coś z jej rzeczy, nie mówię nie, ale tę serię po chyba 4 książkach będę omijał raczej z daleka. Godzina czytania, chciałoby się jeszcze, treści nowych malutko, po prostu żal - to nadaje się na felieton do Dużego formatu, a nie na książkę.

    OdpowiedzUsuń
  9. Ile ludzi tyle opinii. Dla mnie Beata Pawlikowska jest nie tylko podróżnikiem, ale i (a może przede wszystkim) świetnym psychologiem i po prostu bardzo dobrym człowiekiem.
    Uwielbiam książki Pawlikowskiej i nic tego nie zmieni.

    OdpowiedzUsuń
  10. dzienikarka - zgoda, ale nazwać ją psychologiem to przegięcie. Psychologiem nie jest chyba, że domorosłym - równie dobrze w takim razie można by tak nazwać każdego kto opowiada podobne rzeczy (np. księdza, człowieka z AA itd). Możesz co najwyżej powiedzieć, że Tobie to co mówi daje coś ważnego - siłę, optymizm, nadzieję itd. Literatura czasem ma moc terapeutyczną. Ale to na jednych działa na innych nie. Psycholog raczej by nazwał to działaniem równie skutecznym jak placebo albo wiara w magię

    OdpowiedzUsuń
  11. Dlaczego nie nazwałbyś jej psychologiem...? Czasem osoba, która skończyła psychologię może nic nie wiedzieć, a osoba która tylko się tym interesuje naprawdę pomóc. Nie oszukujmy się, ale dzisiejsze studia nie są na szczególnie wysokim poziomie. Osoba, której dany temat jest pasją może z łatwością prześcignąć wiedzą i umiejętnościami absolwenta danego kierunku.

    OdpowiedzUsuń
  12. już napisałem dlaczego. nie pracuje jako psycholog, a teksty, które pisze aby "podnosić na duchu" są na takim samym poziomie jak u Coelho - równie dobrze każdego grafomana możnaby nazwać wtedy psychologiem. I nie umniejszaj proszę znaczenia studiów - to prawda, że są kiepscy psychologowie, ale są też świetni i żaden amator im nie dorówna - tu nie chodzi o wiedzę teoretyczną, ale o umiejętności, które nabywa się pracując z ludźmi. Pawlikowska nie pracuje w ten sposób - jedynym "pacjentem" którego naalizuje jest ona sama.

    OdpowiedzUsuń
  13. Czyżbym była pierwsza, mam nadzieję że zgadłam "Chcę"

    OdpowiedzUsuń
  14. powiem tak - blisko, ale to nie ta pozycja :)

    OdpowiedzUsuń