Strony

wtorek, 2 stycznia 2024

Stany splątane - Janusz Leon Wiśniewski, czyli strata boli, ale nie oznacza końca

Pierwsza książka przeczytana w roku 2024. Połknięta dość szybko, bo to zbiór opowiadań, więc jak kończysz jedno, od razy zaczynasz kolejne. A potem oczywiście chcesz je skończyć :)

Czy to dobrze, że to nie powieść, a pięć oderwanych od siebie historii? Pewnie wszyscy wolelibyśmy coś dłuższego jeżeli już zainteresują nas jakieś postacie. Tu za to jednak mamy wybór, różne problemy i emocje. Wolicie coś bardziej o relacjach męsko-damskich, czy jednak ból rodzica? A może pytanie o szansę na nowy początek?

Wiśniewski na pewno potrafi pisać o uczuciach, raczej niekoniecznie idąc w oczywisty romans, za to krążąc wokół tematów samotności, odrzucenia, cierpienia i powolnego wydobywania się ze skorupy. Żeby żyć pełnią, potrzebujemy drugiego człowieka, sama praca, kariera, misja raczej nie wystarczą. Nie musi to być miłość, choć często od budowania zaufania, od wsparcia, przyjaźni, szczerych rozmów, wcale nie jest trudno pójść krok dalej. Interesują go ludzie, zakręty w ich życiu i to jak sobie z nimi radzą. Nie opowiada słodkich bajek, nie szuka na siłę szczęśliwych zakończeń, a finał daje czasem jakby niedopowiedziany. I tak jest dobrze.


Żeby nie streszczać fabuły, nie zdradzać zbyt wiele powiem tylko tyle, że chyba dwie z tych historii zainteresowały mnie bardziej - może dlatego, że w oby jest dodatkowy element dramatu, cierpienia dziecka, obwiniania się rodzica, co jakoś podkręca naszą ciekawość. W pozostałych można czasem odnieść wrażenie, że niewiele się dzieje, że to opowieść, którą można by usłyszeć być może od kogoś ze znajomych. Dopiero jak się trochę pochylimy nad detalami, możemy dostrzec jakiś ciekawy, niepokojący albo zachwycający fragment, który potem będzie gdzieś za nami chodził.

Co łączy te teksty? Gdzieś w tle pojawia się zawsze jakaś anomalia, dysfunkcja, coś co może trochę utrudniać relacje z innymi, ale otwiera też czasem jakby nowe możliwości. Brak zmysłu albo nadwrażliwość smaku, zapachu, słuchu, może coś bardziej związanego z jakimś przeżyciem, np. strata rodziców, rozdzielenie, czy nawet utrata pamięci... Ważne, że nic z tych rzeczy nie ogranicza nikogo definitywnie, nawet jeżeli czasem ma początkowo takie poczucie. Przychodzi taka chwila, że można przejść ponad tym i zacząć coś od nowa. Nie jest to naiwny optymizm, opowiadanie bajek, może też dlatego, że zwykle rozstajemy się z bohaterami w momencie gdy sobie to uświadamiają, ale nie podążamy za nimi dalej, by upewnić się co do tego czy im się udało. Wierzmy w to i niech to nam wystarczy. 
To co ciekawe - prawie wszyscy w Stanach Splątanych to ludzie dość zamożni, wykształceni, podróżujący po świecie. Czy przez to nie stają się trochę nierealni, odlegli? Chwilami chyba miałem takie odczucie. Na szczęście emocje są prawdziwe, nie ma w nich sztuczności, a to sprawia, że i same historie nas wciągają, nawet jeżeli to ktoś pozornie dość nam obcy.

Przysłuchujemy się rozmowom bohaterów, ich opowieściom, po raz kolejny utwierdzając się w przekonaniu o wielkiej mocy terapeutycznej jaką ma spotkanie drugiego człowieka, któremu można się zwierzyć, który potrafi wysłuchać i nie oceniać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz