Strony

niedziela, 28 lutego 2021

Smak Pho, czyli serce i tam i tu

Luty kończę kolejną notką filmową, mimo że planowałem jakąś lekturę - ostatnie dwa dni jednak tak intensywne w kuchni i przy stole rodzinnym, że na wszystko brakuje czasu. I wybieram film, który choć dość kameralny, wzbudził trochę emocji, ale ograniczę się do kilku zdań, będziecie mogli sami poszukać więcej informacji.

Kluczem do odpowiedzi na pytanie komu może się ten film spodobać, będzie tematyka: to opowieść o imigrantach, którzy w Polsce próbują się odnaleźć - jak to wygląda wśród tych, którzy swoje życie dzielą na to co tam i to co tu, a jak w drugim pokoleniu, które pamięta tylko nową ojczyznę? Tu akurat mamy ojca i córkę z Wietnamu, ale pewnie podobne historie mógłby opowiedzieć każdy kto musiał szukać nowego kraju - nawet Polacy za granicą. Nawet jeżeli znasz język, nawet jeżeli masz pracę i zarabiasz, zawsze będzie w tobie tęsknota, zawsze będzie poczucie, że tu traktują cię jako obcego, dużo więcej czasu potrzebujesz by zbudować zaufanie.

sobota, 27 lutego 2021

Machinery, czyli przekonać do swojej niewinności

To ciekawe, na ile kryminały ze Skandynawii w wersji serialowej podbijają świat. Przecież gdyby tak podrapać trochę z wierzchu, to większość z nich fabułę ma dość przeciętną, czyżby więc rzeczywiście aż tak wielkim magnesem ma być surowa przyroda, te fiordy, lasy? A jeżeli nawet tego nie ma? Kryminały oglądam przecież namiętnie od lat, sporo produkcji polskich, choć nie zawsze cieszy mnie ich poziom (o kolejnych niedługo), szukam jednak czegoś oryginalnego.
Machinery zaczynało się nieźle, potem jednak pojawił się błąd wielu scenarzystów - ważniejsze dla nich było dostarczanie kolejnych zwrotów akcji i napięcia, niż utrzymanie jakiejś logiki i prawdopodobieństwa wydarzeń.

piątek, 26 lutego 2021

Człowiek Pana Ministra - Michal Sýkora, czyli nowe czasy, ale mentalność jakby dawna

Dawno nie czytałem tak dobrego kryminału, a zaglądający na Notatnik, wiedzą że czytam ich sporo, zwykle jeden kończąc i od razy zaczynając kolejny.
Co ciekawe, kluczem do takiej wysokiej oceny wcale nie jest jakieś wielkie zaskoczenie, nowe ujęcie, szczególnie okrutny psychopata, czy trzymająca za gardło akcja. Kluczem jest raczej staranność za jaką zbudowana została intryga i wątki poboczne, poczucie satysfakcji, które towarzyszy do ostatniej strony (a ile razy przecież jako czytelnicy marudzimy na rozczarowujący finał). Dobrze nakreślone postacie i napięcie między nimi, ta wyczuwalna bezradność, gdy nie masz jak udowodnić swoich podejrzeń, gdy śledztwo wymyka ci się z rąk lub ktoś próbuje ci je odebrać - właśnie to sprawia, że właśnie ten kryminał dał szczególnie dużo frajdy.
Może jest w tym moim zachwycie również fakt, iż choć akcja dzieje się nie w Polsce, a czeskim Ołomuńcu, to czułem się tak, jakby ktoś pisał o naszej rzeczywistości. Układy, układziki, dziwne związki polityków i biznesmenów, naciski na policjantów, by pewnych spraw nie ruszali, wyciąganie haków, by kogoś zdyskredytować. Podobne marzenia o ściganiu nieuczciwych, o tym by na poziomie można było żyć bez przekrętów i podobna gorycz, gdy widzisz ilość afer, z którymi nikt nic nie robi i kariery ludzi, którzy nie przepracowali sensownie pewnie jednego roku. 

czwartek, 25 lutego 2021

Ameryka w ogniu - Omar El Akkad, czyli czy dużo trzeba by nasz świat się rozpadł

Rok 2074. W Stanach Zjednoczonych wybucha druga wojna secesyjna, Południe staje przeciw Północy, a polem konfliktu ma być zakaz wykorzystywania paliw kopalnych (czyli również ropy). Czy rzeczywiście to spór o ekologię może być zarzewiem nowych konfliktów i dzielić nie tylko polityków, ale i zwykłych ludzi? Kto wie. Wiadomo jednak, że tworząc różne wizje futurystyczne pisarze nie tyle bawią się w proroków, wizjonerów, co próbują ubrać w słowa i obrazy przyszłości swoje dzisiejsze niepokoje, przemyślenia lu przeczucia. Dlatego najciekawsza tu jest nawet nie tyle nowa wizja świata, w którym to ląd Afryki ma być oazą spokoju i dobrobytu, a reszta zatraca się w jakichś konfliktach, zresztą umiejętnie podsycanych. Bardziej porusza klimat tej historii, uchwycenie nastrojów ludzi, którzy traktują się jak największych wrogów, choć przecież nie tak dawno żyli w jednym kraju. Jak to szybko może się zmienić. Zazdrość, jakiś odpowiednio nagłośniony akt przemocy, trochę propagandy, może ofiary w rodzinie i oto gotowy przepis na to jak rekrutować kolejnych żołnierzy do swojej walki. Wojny w której bomba wysadzona w tłumie przez samobójcę, może być równie skuteczna jak armie na froncie. Zresztą prawdziwego frontu tu nie ma, jest granica surowo pilnowana, są obozy dla uchodźców, a mimo to walka trwa. Cicha, podjazdowa, prowadzona po to, by nikomu nie przyszło negocjować pokoju. Ten byłby przyznaniem się do porażki. 

środa, 24 lutego 2021

Publiczna i jej misja, czyli Zenek, Smoleńsk i Osiecka

Trudno czasem bez większego niesmaku zaglądać na niektóre kanały telewizyjne, bo ich produkcje mają tak żenujący poziom, że lepiej poświęcić swój czas na film z jakiejś platformy, czy lekturę, niż tracić go na bzdety. Żeby jednak nie było, że ignoruję to w czym maczają palce stacje telewizyjne, dziś cała notka o "hitach" TVP, bo te z TVN i tak chyba częściej u mnie goszczą.
Zenek. Abstrahując od tego "króla" polskiej muzyki i jego promocji w ramach misji szerzenia kultury wysokiej z naszych podatków, pomysł na film wcale nie był taki zły. To nawet była fajna okazja, by opowiedzieć o czasach przełomu, o fenomenie disco polo. Wyszło niestety nijako i to nawet nie jest kwestia ścieżki dźwiękowej, czy zdolności wokalnych aktorów, a raczej trywialności scenariusza, w którym niewiele jest fragmentów interesujących, a nawet jak są, to są traktowane po łebkach.

wtorek, 23 lutego 2021

Dom tajemnic - Alek Rogoziński, czyli tego jeszcze nie było

Zaplanowałem sobie notkę o serialu Osiecka i może jeszcze o czymś TVP, ale jak to bywa u mnie często przy ustalaniu kolejności czytania, tak teraz wyszło i przy wyborze tematu notki - jest impuls i siadam od razu do czegoś co skończyłem przed chwilą.
Książka leżała długo na stosie, ale koleżanka, której to pożyczałem i była pełna zachwytów, zmobilizowała mnie, bym już tego nie odkładał z powrotem na stertę. W sumie - i czytało się lekko i mam nadzieję, kilka zdań też napisze się lekko.
Tym razem bardziej kryminał niż komedia kryminalna, no chyba, że jako dobry temat do żartów uznacie próby rozpoznania co poniektórych postaci. Celebryci są dobrym tematem do żartów, choć uważam, iż to co robią by się pokazać, dostarcza raczej nieustannie powodów do zażenowania, a nie do śmiechu. Nie wypada się przecież śmiać z głupoty lub z tego, że ktoś inteligentny ją udaje. Nieustannie pojawiają się kolejne postacie na ekranach naszych telewizorków, a pogoń za świeżymi twarzami doprowadza do tego, że celebrytką może zostać prawie każdy - może ma słynnego dziadka, prowadzi jakiś kanał video lub pojawił się w jakimś serialu? Tylko ekscytujące tematy do takich show znaleźć już też coraz trudniej. Teraz Alek Rogoziński podrzuca nam jeden z pomysłów, który chyba mógłby wzbudzić ciekawość. Oto dom tajemnic, w którym na kilka tygodni zamyka się 12 osób, a oni przed kamerami mają rozwiązywać kolejne zadania, zagadki, rywalizować o uwagę, by wreszcie zdobyć jakąś ładną sumkę dla organizacji charytatywnej. Taki Escape Room połączony z Big Brotherem. I dodajmy do tego jeszcze elementy horroru, choć o tym nie powiedziano uczestnikom, by podkręcić napięcie.

poniedziałek, 22 lutego 2021

Henryk Debich, czyli swego nie znacie

Notka troszkę dziwna, bo przecież unikam pisania o muzyce na podstawie singla, pojedynczego numeru, tym razem postanowiłem zrobić wyjątek. To prawda - na razie pojawia się singiel z dwoma utworami, cały album się dopiero szykuje, ale nie będzie ich zdaje się na płycie, więc to gratka nie lada sama w sobie, a dwa, że po wysłuchaniu tych dwóch numerów, zacząłem grzebać dalej i jestem po wysłuchaniu sporej dawki tego co pod dyrygenturą Henryka Debicha wyprawiała w latach 70 orkiestra PRiTVz Łodzi. Użycie słowa "wyprawiała" nie jest tu nadużyciem, zrobiłem to świadomie, bo po prostu w tych nagraniach jest tyle energii, szaleństwa, rozmachu, że trudno nie wyrazić podziwu i bić brawo. Zdecydowanie nie doceniamy nagrań z tamtych lat, świetnych ścieżek dźwiękowych, a jeżeli nie spróbujemy ich wykopać z archiwów i ratować od zniszczenia, możemy je stracić bezpowrotnie.
I tu właśnie pojawia się po raz kolejny Astigmatic Records, wyszukujące takie perły, a potem zajmuje się ich obróbka cyfrową i udostępnia smakoszom. Skoro kochają tą muzykę za granicą i płyty z nagraniami Henryka Debicha cenią sobie najwięksi znawcy, czemu u nas to nazwisko znają tak nieliczni?

niedziela, 21 lutego 2021

Konkurenci się pani pozbyli - Jacek Galiński, czyli w imieniu wszystkich uciśnionych, starszych i zapomnianych...

Czwarte spotkanie z chyba najbardziej irytującą i zaskakującą bohaterką - Zofią Wilkońską. Przebojowa emerytka, która zawsze w centrum świata stawia siebie, niezmiennie potrafi zaskakiwać, wkurzać i bawić. I to jest urok książek Galińskiego (o poprzednich notki znajdziecie w spisie przeczytanych), choć ta mam wrażenie, że jest trochę inna. Nie mniej absurdalna od poprzednich, ale ponieważ zahacza o politykę, która przecież niejednokrotnie przebija kabaret, już sami nie wiemy czy się nadal śmiać, czy bardziej płakać, że to co mogłoby wydawać się satyrą, przerysowaniem, niejednokrotnie ma przecież swój pierwowzór w wydarzeniach jak najbardziej realnych.
Może dziwić fakt, iż autor zdecydował się na "przywalenie" w konkretne postacie, co nadaje jego powieści trochę innego tonu, niemniej należy przyznać, że wśród scen, które mogą wydawać się przesadzone, można znaleźć kilka naprawdę świetnych perełek.
I nie chodzi przecież jedynie o przyłożenie politykom, pokazanie mechanizmów funkcjonowania zatrudniania ludzi bez kompetencji, załatwiania spraw, realizowania biznesów i wszelkich przekrętów. Jednym z elementów, które są tu bardzo widoczne jest to jak trudno to wszystko zmienić - wiele osób, które uzyskują poparcie na krytyce nadużyć i obietnicach zmian, gdy już władzę dostają, niestety często same padają ofiarami własnych ambicji, wygodnictwa, pójścia na łatwiznę. A słowa o zasadach i uczciwości, jakoś stają się mniej ważne, przykrywa się swoją hipokryzję jakimiś ogólnikami - przecież coś załatwiłem ważnego, biorę mniej niż inni, realizuję misję, a za ciężką pracę... itd. Raczej to smutne niż zabawne, prawda?

sobota, 20 lutego 2021

A jednak sensacja, czyli znowu Bond: W obliczu śmierci, Świat to za mało, Śmierć nadejdzie jutro

W swoich spotkaniach z Bondem w ramach odświeżenia cyklu przed kolejną odsłoną przygód agenta 007, doszedłem już do lat 90 i do Brosnana. Nadal uważam, że fajnie sobie wrócić do tej serii, choćby by dostrzec to jak one różnią się od siebie, jak zmieniał się ich klimat, jak pojawiały się lub znikały wątki humorystyczne, jak sam Bond raz był bardziej mścicielem, a innym razem po prostu specem realizującym zadanie. No i aktorzy. Choć najlepiej powinienem kojarzyć właśnie Brosnana i Craiga, to z uznaniem spojrzałem ile do wizerunku legendy kina wnieśli Dalton i Moore. Moje wpisy co prawda są króciutkie, bo też to takie kino, które bardziej się ogląda, niż analizuje, postanowiłem jednak znów wrzucić coś na notatnik. A więc kolejny trzypak.

W obliczu śmierci - osią fabuły jest starcie wywiadów radzieckiego i brytyjskiego, ale jak to często bywa, wrogiem jest raczej fanatyczny człowiek, który zmierza do wojny, a nie cały kraj, a sam Bond, by zrealizować swoją misję nieźle się napodróżuje. Tym razem pojawi się Czechosłowacja, ale w finale również Afganistan. Nie zabraknie scen humorystycznych począwszy do słynnego zjazdu po śniegu na wiolonczeli, przez przerysowanych talibów, ale to kino akcji, w której trochę na szczęście zniknęła groteskowość niektórych starszych produkcji z tej serii.

piątek, 19 lutego 2021

Palm Springs, czyli gdy wydaje się, że nie masz wyboru

Bardzo sympatyczny wypad do kina w ramach Walentynek, no i uczczenie ponownego otwarcia kina dla widzów po pandemii. Nie martwcie się - bilety do teatru też już kupione, więc nie ma, że przegapiłem.
Palm Spring okazał się filmem zabawnym, lekkim, choć nie tak sztampowym i głupawym jak spora część produkcji, jakie się reklamuje co roku w okolicach 14 lutego. No ale w końcu to film dystrybuowany przez Gutek Film, więc tam rzadko jakieś wtopy. Niby jest wątek romantyczny, ale powiedziałbym, że trochę nietypowo poprowadzony. A komediowość? Na pewno humor dość specyficzny, chwilami trochę po bandzie. Wychodzi się z kina z bananem na twarzy, więc to chyba najważniejsze, prawda?
Pomysł, który znamy choćby z nieśmiertelnego Dnia Świstaka, tu jest trochę podkręcony - to nie tylko bohater przeżywa wciąż jeden i ten sam dzień, znając go tak dobrze, że spokojnie potrafi przewidzieć każdy gest innych, ale i - trochę przypadkiem - wciąga w to samo błędne koło jeszcze dwie osoby.

czwartek, 18 lutego 2021

Edukacja - Malcolm XD, czyli marzenia o stażu za 1500 zł i inne obrazki z życia studenta

Parę miesięcy temu pisałem o Emigracji Malcolma XD (pisałem o niej tutaj) i oto sięgam po kontynuację, podobnie jak wtedy w wersji audio, bo mam wrażenie, że właśnie w takim wydaniu brzmi to najciekawiej.
Wszystkie te anegdoty, przemyślenia i obserwacje rzeczywistości z punktu widzenia młodego człowieka, pełne przekleństw i przerysowań niby powstawały na bazie słowa pisanego (choć w internecie), ale właśnie jako opowiadany, pełen emocji tekst, sprawdzają się idealnie. A choć w tytule jest edukacja, nie sugerujcie się tym za bardzo - bohater choć dostaje się na studia, to niewiele pisze o uczelni, ale raczej o wszystkim co jest w jego życiu gdzieś dookoła niej, raczej go od nauki odciągając, niż wciągając w ten proces... Jest to więc tekst o szkole życia, jaką pobiera młody chłopak, mieszkaniec niewielkiego miasteczka od 10000 do 19999 mieszkańców, któremu nie za bardzo powiodły się saksy (patrz pierwsza książka), ale teraz nie tylko przeprowadził się wraz z rodzicami do Warszawy, to zaczął też studia! Jak wspomniałem, nauka interesuje go średnio, ale za to wkręca się w kurs podrywu, próbuje dopalaczy, realiazuje praktyki w fundacji zajmującej się wspieraniem ubogich, a potem kontynuuje je u dość przedsiębiorczego biznesmena. Zabawy nie zabraknie.

środa, 17 lutego 2021

Patrz, jak spadam - Mons Kallentoft, czyli mroczny obraz słonecznej Majorki

Autor w Polsce już znany i dość lubiany, a jak sięgam po niego po raz pierwszy i nie ukrywam rozczarowania. Może trafiłem na powieść, która po prostu była inna, słabsza od poprzednich? Podobno to początek nowego cyklu i chyba będę go omijał z daleka, chyba że ktoś mnie przekona, że autor zmienił styl. "Patrz, jak spadam" bardziej przypomina dramat psychologiczny niż kryminał. To książka przegadana, w której cała akcja ginie w masie wspomnień, dylematów psychologicznych postaci oraz ich wyrzutów sumienia.
Od początku trochę się jej obawiałem - dla każdego rodzica przecież obawa przed utratą dziecka jest jednym z największych koszmarów, a tu właśnie zaginięcie 17-letniej córki jest początkiem wydarzeń i spina wszystko w całość. Emma dostała zgodę swoich rodziców na wyjazd z koleżankami na Majorkę, to miał być taki oddech wolności, dowód zaufania, pierwsze wakacje na totalnym luzie. I to w takich okolicznościach przyrody. Jednak to nie tylko piękna wyspa, słońce i woda, ale również miejsce, które kusi innymi "atrakcjami".

Partisan, czyli rojenia o czystości

Raptem 5 odcinków, więc jeżeli nie przepadacie za tasiemcami, szukacie czegoś kryminalnego w klimatach skandynawskich "Partisan" będzie jak znalazł.
Sam pomysł dość interesujący, choć chwilami mam wrażenie, że bardziej skupili się na wizji, a nie na detalach i ucieka im realizm. Mamy bowiem do czynienia z ogromnym gospodarstwem ekologicznym, które obwarowało się niczym państwo w państwie, chroniąc swoje sekrety. Ale jakie? Pranie brudnych pieniędzy, o co podejrzewa ich policja? Narkotyki? Czy jeszcze coś innego?

Do pracy tam zgłasza się agent policji, który ma rozpracować wszystko, ale nawet on chyba nie spodziewał się tego co znajdzie.

poniedziałek, 15 lutego 2021

Ptaki i wilki. Tajna gra, która odwróciła losy II wojny światowej - Simon Parkin, czyli spróbujmy to przećwiczyć

Historia ma dla nas jeszcze masę świetnych opowieści i bohaterów, którzy dotąd pozostawali dla nas anonimowi, pozostaje jedynie czekać na to, by ktoś dla nas to odkrył. Drugą kwestią jest oczywiście zrobienie tego w ciekawy sposób, by nie zanudzić samymi datami, suchymi faktami. W tej książce jak dla mnie udało się to bardzo dobrze - pokazano nie tylko mało znane kulisy wojny na Atlantyku, która według wielu znawców, mogła odwrócić bieg wydarzeń, ale i uhonorowano na kartach książki wiele postaci, które stały za sukcesem Aliantów w tym konflikcie. W większości nie doczekały się one wielkiej sławy i podziękowań, więc ta publikacja jest oddaniem im należnego honoru i miejsca.
Czasem mam wątpliwość na ile wydobywanie na światło dzienne roli kobiet w różnych wydarzeniach ma sens (to znaczy ma ono oczywiście sens, ale na ile przypisywanie im zasług jest zasadne), bo to trochę tak jakby twierdzić, że na sukces biura projektowego ze zwycięskim zleceniem, składali się poza architektem również kierowca, portier, czy sekretarka (nic nie ujmując ich pracy). W tym jednak przypadku trudno mieć wątpliwość - autor pokazuje wkład kobiet nie tylko w przypadku tego jednego projektu, który opisuje, ale upomina się o pamięć dla całej służby pomocniczej, która dźwigała na sobie masę pracy organizacyjnej, sztabowej, czy szkoleniowej, a bez nich wiele rzeczy by były trudne do prowadzenia. Ciekawa jest oczywiście opisana tu rola komandora Gilberta Robertsa i wkład jego projektu w działania prowadzone na Atlantyku, ale fantastycznie, że przy okazji udało się napisać o tzw. "Wrenkach", czyli  członkiniach Women's Royal Naval Service, które m.in. pracowały w jego zespole, były nawet jego trzonem. Te kobiety to ciche bohaterki tej wojny, które nie doczekały się najczęściej żadnych orderów i honorów.

niedziela, 14 lutego 2021

Tylko zwierzęta nie błądzą, czyli bo wszyscy pragną miłości

Dziś pierwszy po długim okresie zakazów wypad do kina, a więc krótko i właśnie o filmie.
Zaczyna się jak dramat psychologiczny, ale potem to już niezła jazda bez trzymanki. Podoba mi się to jak zbudowaną tą łamigłówkę, jak spleciono losy kilku osób, wydawałoby się kompletnie różnych i nie do powiązania. A jednak - decyzje, wybory mają swoje konsekwencje, choć czasem nam się wydaje, że kłamstwa i drobne grzeszki nigdy nie wyjdą na jaw. Każdy z bohaterów ma coś na sumieniu i każdy próbuje uciec od szarej rzeczywistości, która go otacza, szuka jakiejś namiastki innego życia, może głębszego uczucia...

sobota, 13 lutego 2021

Kurs na ulicę Szczęśliwą - Bartosz Gardocki, czyli nigdy nie wiesz kto wsiądzie i co usłyszysz

Podwójna notka - najpierw kilka zdań ode mnie, potem od M.

Na półkach robi się coraz ciaśniej, ale mimo że sporo tytułów od razu po przeczytaniu wędruje na wymianki, wszystko od Dowodów na istnienie, na razie staram się sobie gromadzić, mając wrażenie, że to takie książki, do których może będę sobie powracał. I nie mówię tylko o klasyce reportażu, o ukochanym cyklu czeskim, ale i o serii reporterskiej gdzie obok starych wyjadaczy jak Tochman, ukazują się teksty młodych, czasem nawet debiutujących autorów. Co prawda delikatna zmiana szaty graficznej sprawia, że teraz nie mogą stać one obok siebie, mam jednak nadzieję, że książka Gardockiego doczeka się jakiego towarzystwa obok siebie.
"Kurs na ulicę Szczęśliwą" powiedziałbym, że kojarzy mi się trochę z tym co robi Mariusz Szczygieł - tyle, że tu forma jest jeszcze krótsza, chwilami przypominająca fragment felietonu. Wychodząc od spotkania, od jednego zdania lub dłuższej opowieści, czasem by się chciało więcej i więcej, a tu właśnie Bartosz Gardocki zostawia nas z tym ulotnym wrażeniem, które trzeba sobie samemu obejrzeć z różnych stron. Bo on już nie ma zamiaru dopytywać, drążyć. On zapisuje. To też jakiś pomysł na reportaż. Na pewno - mimo sporej różnorodności tematów - całość jest bardzo spójna.

piątek, 12 lutego 2021

Dywan z wkładką - Marta Kisiel, czyli śmierć i podatki

Na okładce dopisek "komedia kryminalna", może po to, by nie było zaskoczenia - Marta Kisiel dotąd znana była raczej z mieszanki humoru i elementów fantastyki, ma już spore grono fanów i swój niepowtarzalny styl. Ta książka na pewno jest próbą wyjścia do nowego czytelnika, ale kto wie, czy nie skończy się tym, że potem wsiąkną oni w świat wykreowany w Dożywociu. Oczywiście w "Dywanie z wkładką" wszystkie jest dużo bardziej realistyczne, ale chwilami znajdziemy tu podobny humor, czy podobieństwa charakterologiczne. Czyż nie o to chodzi, że ludzie ładują się w kłopoty, bo sobie za dużo wyobrażają albo ponoszą ich emocje? Gdyby tak wszyscy potrafili szczerze komunikować wszystkie swoje potrzeby i uczucia, to uniknęło by się pewnie 90% kłopotów, nieporozumień, a może i zbrodni? Tak jednak się nie dzieje, skazani jesteśmy na domysły, niedopowiedzenia, humory i naszą wściekliznę, gdy już mamy dość serdecznie i nawet ukochana osoba wyprowadza nas ze stanu równowagi.
A potem się pisze na ten temat różne mniej lub bardziej udane dramaty, kryminały, czy komedie.
Czy "Dywan z wkładką" jest kryminałem? No skoro jest trup i śledztwo (choć amatorskie), to możemy chyba tak je zakwalifikować. Czy jest komedią? No jak najbardziej i chyba nawet więcej tu humoru niż samej intrygi. Wykreowane postacie, iskrzenie między nimi i fajnie rozpisane dialogi, czy też przemyślenia głównej bohaterki niejednokrotnie mogą doprowadzić do zaplucia się ze śmiechu, tak że lepiej uważajcie z piciem herbaty przy czytaniu. 

czwartek, 11 lutego 2021

30 srebrników, czyli szkoda że nie bardziej serio

Dawno nie widziałem nic tak dziwnego w serialu. To znaczy, źle - widziałem, ale wciąż odkładam pisanie o jeszcze dwóch serialach, które wzbudziły we mnie tak duże pomieszanie, że nie wiem czy uznać je za kicz i machnąć ręką, czy jednak docenić pomysłowość i zabawę znanymi motywami.
W tym przypadku twórcy dodatkowo rozgrywają jeszcze wątki satanistyczne, więc nie każdemu to podejdzie, warto ostrzec, że im dalej tym robi się bardziej obrzydliwie, dziwnie i dosadnie. Z czym więc mamy do czynienia? Z poważnym podejściem i zmieszaniem horroru, wątków fantastycznych i religii? No nie, bo jest zbyt groteskowo. A znowu na lekki film, który jest przygodową zabawą z magią i motywem walki dobra ze złem (jak Mumia), jest tu za dużo krwi i okropieństw. Już sama czołówka może przyprawić o ciarki - ta muzyka, te sceny krzyżowania i wieszania się Judasza... A potem oglądasz i mówisz sobie - no nie, tego nie da się traktować zupełnie serio, oni sobie jaja celowo robią z motywów znanych z innych filmów. Nie przejmują się brakiem konsekwencji, tym że wszechmocne wydawałoby się zło, musi się często wycofywać w każdym z odcinków, by na chwilę bohaterowie mogli odetchnąć, ale wciąż szykują coraz bardziej ohydne ataki, które obejmują powoli całe miasteczko.

środa, 10 lutego 2021

Mogło być nic - Kwiat Jabłoni, czyli nie przegapiaj dnia

Po wczorajszej Gali Empiku nie przestałem lubić Igo i jego pomysłów muzycznych, ale jednak stwierdzam, że niektóre rzeczy powinny pozostać takie jak zostały pomyślane. Bo właśnie wtedy są najbardziej urokliwe. Tak - właśnie Kwiat Jabłoni mam na myśli. Jest coś fantastycznego jak te łagodne nuty zestrajają się z głosami rodzeństwa. I to niezależnie czy są to dźwięki produkowane tylko przez nich, czy też przez większy zespół muzyków, tak jak na ich drugim (a licząc koncertową to nawet trzecim) krążku.
Ich kompozycje właśnie w takim "ich" wykonaniu mają przestrzeń, teksty mogą wybrzmieć najpełniej. To co pokazali z Igo wczoraj było interesujące, ale wydawali się trochę zagubieni, a i sam tekst trochę ginął niestety gdy nad wokalami zaczynała dominować elektronika.
Niech Kasia i Jacek dalej kreują swoją własną bajkę, nie dają się wcisnąć w inne buty. Ten krążek już zawiera trochę bardziej mocne, energetyczne, czy też nawet rockowe aranżacje, ale wciąż to jest "ich". I chyba właśnie za to ich kochamy.

wtorek, 9 lutego 2021

Cuberpunk girls, czyli silne kobiece postacie w dystopii

Wczoraj skończone "Nie ma" Szczygła i musiałem trochę ochłonąć, dziś skończona najnowsza książka Marty Kisiel i aż człowieka nosi... Jak to śmiesznie czasem lektury wpływają na samopoczucie i na wybór kolejnych lektur.
Ale dziś opowiadania. Równolegle czytam też "Inne światy" więc oficjalnie oświadczam - powoli przełamuję swoją tendencję do sięgania głównie po kryminały i thrillery. Fantastyka mam nadzieję, że zagości u mnie częściej. Kto wie - może sięgnę też po starocie ze swoich półek, by sobie je przypomnieć?

Ten zbiorek powstał pewnie na fali mody na grę, ale dobrze że powstał, bo w sytuacji gdy miejsc do publikowania opowiadań jest coraz mniej, a z debiutami krucho, to takie antologie są świetnym miejscem na pokazanie dorobku doświadczonych autorów i nowicjuszy obok siebie. Nie zawsze poziom bywa wyrównany, ale jaka frajda odkryć kogoś dla siebie i potem kibicować mu w kolejnych jego pisarskich próbach. Antologia to też o tyle ciekawa, że zaproszono do niej jedynie pisarki. Przebijają się ze swoimi książkami na półkach w tym gatunku coraz silniej, choć kojarzone są najczęściej z nurtem fantastyki młodzieżowej. Niesłusznie zresztą, co udowadniają swoimi tekstami tutaj - te opowiadania są raczej dość odległe od literatury łatwej i przyjemnej, a kilka naprawdę aż prosi się o rozwinięcie fabuły i skonstruowanego świata.

poniedziałek, 8 lutego 2021

Wielkie kłamstewka – Moriarty Liane, czyli ja nic nie widziałam

Nie znałam autorki i nie wiedziałam czego można się spodziewać po lekturze. Zaintrygował mnie tytuł, bo przecież albo są wielkie kłamstwa albo małe kłamstewka. A tu taki niejednoznaczny zbitek słów. Teraz wiem, że każdy znajdzie inne wytłumaczenie tego tytułu. A warto po nią sięgnąć. Zdecydowanie. Świetnie napisana powieść obyczajowa, z postaciami pełnokrwistymi, wyrazistymi, których problemy (mimo, że rzecz dzieje się w Australii) są niemal takie same na całym świecie.

niedziela, 7 lutego 2021

Kraj naprawdę i na niby. Reportaże z Gujany Francuskiej - Tomasz Owsiany, czyli przyjechałeś by o nas pisać?

Tomasz Owsiany stara nam się przybliżyć kraj, o którym wiemy bardzo niewiele, choć teoretycznie jest przecież kawałkiem Unii Europejskiej, tyle, że ponad osiem tysięcy kilometrów od Polski. Gujana Francuska, skrawek Francji w Ameryce Południowej, pełna kontrastów, śladów myślenia kolonialnego i jednocześnie egzotyki, w jego opowieściach zamienia się w jedną wielką przygodę. Autor stara się bowiem dotrzeć w miejsca, które mogą mu pokazać całą różnorodność tej krainy - różnorodność stylów życia, postaw wobec Francji, wobec przeszłości i tego jak ludzie myślą o przyszłości i swoich możliwościach. Nie jest jednak turystą, bądź nie stara się nim być - podróżuje zwykle samotnie, zatrzymuje się na tyle na ile chce, prosząc o gościnę miejscowych, chcąc być jak najbliżej nich. Chce pracować z nimi, to samo jeść, uczestniczyć w świętowaniu i sprawach codziennych. Bo jak inaczej się zbliżyć, poznać, dowiedzieć się czegoś więcej niż ogólników. Nie wystarczy przecież zrobić zdjęcia, zobaczyć, czasem trzeba poczuć to na własnej skórze, przeżyć albo przynajmniej rozmawiać, by zrozumieć co to dla nich znaczy. 

sobota, 6 lutego 2021

Connery, Moore, czy Dalton, czyli Ośmiorniczka, Nigdy nie mów nigdy, Licencja na zabijanie

Kina otwierają! No to Bond może już wkrótce na ekranach! A ja wciąż powtarzam sobie te starsze i trochę mi zostało, bo poluję też na rzeczy spoza cyklu, ale o Bondzie (jest ich kilka). Dziś o jednym z nich.
Ale najpierw Ośmiorniczka. Jeden chyba z tych najbardziej komediowych Bondów i to wcale nie z powodu tego, że jeden z ważnych wątków dzieje się w cyrku. Pościgi (szczególnie ten w Indiach), skoki jak u Tarzana, gagi, czy nawet niektóre bójki są na poziomie scenek z klaunami. I nawet intryga, czyli fałszywe klejnoty wprowadzane na rynek przez Rosjan, by mieć pieniądze na zbrojenia wypada mało poważnie. Gdzie tu prawdziwy czarny charakter?
Stwierdzam jednak, że powoli przyzwyczajam się do Moore'a jako Bonda, choć mam wrażenie, że wygląda dość staro i jakoś ta jego fryzura za długa...  

Agentka Lola i tajemnica znikających obrazów - Marta H. Milewska, Agata Królak, czyli czy da się połączyć ekologię i wiedzę o kulturze?

Filmoteka Narodowa - Instytut Audiowizualny kojarzy nam się pewnie przede wszystkim z przebogatymi zbiorami udostępnianymi bezpłatnie w sieci, ale jak się okazuje ich działalność obejmuje przeróżne sfery kultury. Zerkałem już na organizowane przez nich w sieci koncerty (bo na te na żywo niestety nie było mi dane do tej pory wpaść), a teraz z ciekawością sięgam po wydaną przy współpracy z wydawnictwem Tatarak książkę dla młodszych czytelników. Powiedziałem książkę? Toż to całkiem rozbudowany projekt - nie dość, że do książki dołączono też audiobook (czytany przez Annę Cieślak), to w sieci pojawiła się też gra interaktywna, nawiązująca do treści publikacji. Całość ładnie wydana, pełna kolorów, sprawia naprawdę fajne wrażenie (za oprawę graficzną odpowiada Agata Królak). A treść?

czwartek, 4 lutego 2021

Dobrowolski i skarb z Meroe - Artur Pacuła, czyli przygoda w Egipcie

Artura Pacułę i jego powieści dla młodszych czytelników już na Notatniku kiedyś opisywałem (klikać tu), jego najnowsza powieść, choć pod pewnymi względami jest podobna, stanowi jednak nie tylko otwarcie nowego cyklu, ale i skierowana jest do starszych. Oczywiście, pewnie nastolatki też będą przy niej się dobrze bawić, jednak to dorośli, którzy lubią lekkie powieści przygodowe, awanturnicze, będą najbardziej usatysfakcjonowani. To powrót do czasów Pana Samochodzika, czy nawiązanie do powieści przygodowych tak popularnego u nas Akunina, czyli akcja, przygoda, odrobina humoru i ciekawe tło, nie tylko geograficznie, ale i historycznie.
Artur Pacuła zabiera nas do Egiptu, wraz z młodym inżynierem Konstantym Dobrowolskim, który ma pracować przy unowocześnianiu Kanału Sueskiego. Poza stworzeniem możliwości poznania tej niesamowitej inwestycji, dostarcza nam sporej ilości informacji na temat sytuacji geopolitycznej w tamtym regionie, sypie nazwami niesamowitych budowli i zabytków, nazwiskami postaci, które być może dla nas mogą być mało znane, ale na pewno warto zainteresować się ich dokonaniami. To wszystko jakby przy okazji, wplatając to w wartką akcję, pełną pościgów i niespodzianek. Bohater wciągnięty zupełnym przypadkiem w poszukiwania skarbów legendarnego państwa Kusz, chwilami pluje sobie w brodę, po co dał się w to wplątać, jednak duma i żądza przygód, czy też polska brawura, nie pozwalają mu na to, by się wycofać. W końcu gdy w grę wchodzi kobieta...

środa, 3 lutego 2021

Miłość i samotność, czyli Kraina nadziei, To właśnie życie, Mów mi Vincent

Kolejna paczka filmowa, tym razem dwa obrazy chyba mniej znane i jeden ciut starszy, ale pewnie go kojarzycie. Mów mi Vincent obejrzałem z przyjemnością już chyba po raz trzeci.

Ale zacznijmy od melodramatu z historią w tle. Oto Finlandia, lata powojenne, gdy ludzie powoli próbują otrząsnąć się z koszmaru jaki przeszli i budować swoją nową przyszłość. Dla Veikko to trudne, bo rany z wojny czasem o sobie przypominają, nie ma też nic co mógłby zaoferować przyszłej wybrance, ale dla Anni, wygadanej córki prominentnego biznesmena to nie jest przeszkoda. Wybrała sobie jego i woli odrzucić wygody, pomoc ojca wraz z jego szantażami, a zdecydować się na karczowanie dzikiej ziemi w północnej Karelii.

wtorek, 2 lutego 2021

Kłamstwo to nowa prawda - Dezerter, czyli wciąż ostro, wciąż celnie

 Legenda polskiego punk rocka, jak się okazuje nie traci pazura. Gdy inni mam wrażenie, że raczej siedzą wciąż powtarzając te same teksty albo śpiewając o d..., Grabowski i spółka równie dobrze jak Kazik potrafią ocenić otaczającą nas rzeczywistość. Oczywiście nie każdemu przypadną do gustu te riffy, ktoś może uznać te kawałki za zbyt proste, a teksty za wykrzyczane, a nie śpiewane, to jednak właśnie jest ten urok punkowej energii - nie ma co kombinować, udziwniać, ma być prosto i szczerze.
No więc jest. Po 40 latach na scenie, oni wcale nie zamierzają osiąść na laurach. I nic to, że nie będą pewnie ich grali w stacjach radiowych, oni mają swoich fanów, którzy tego krążka na pewno nie przegapią. Raptem 9 kawałków, ale każdy jeden z nich to numer, który muzycznie i tekstowo można uznać za bardzo dobrze przemyślany. Surowe brzmienia, ale bardzo pasują do tych tekstów.

Upadek i wzlot Reginalda Perrina - David Nobbs, czyli no i po co to ciągnąć w ten sposób...

Na okładce dopisek: humor brytyjski, jakby to miało wyjaśniać wszystko :) W sumie powieści Davida Nobbsa z 1975 roku rzeczywiście może kojarzyć nam się z humorem angielskim jaki poznawaliśmy w latach 70 czy 80 z różnych seriali. Nie ma tu może aż tyle absurdu co u Monty Pythona, ale jest na pewno ta dziwna mieszanka flegmy, elegancji i prób przełamania ram, jakie wyznacza społeczeństwo. Bohater ze swoimi decyzjami, które zmieniały się dość często, przypominał mi postacie z powieści Mendozy, które tak mnie drażniły, na szczęście fabuła była mniej przekombinowana. Powiedziałbym nawet, że sama akcja jest tu mniej istotna, jak to jak się czują i co myślą poszczególne postacie. Nawet to co mówią jest sprawą drugorzędną, bo jak to bywa u Anglików, wcale nie zawsze mówią to co myślą. To chyba największy problem głównego bohatera, czyli Reginalda Perrina. Niby ma wszystko, ale zaczyna się dusić, zniechęca go myślenie, że ma poświęcić kolejne lata na to, by utrzymywać ten stan jaki jest: rodzina, praca, dom, kot, konto, rutyna. Najpierw próbuje zrobić jakiś odważny ruch, który by dostarczył mu ekscytacji, zapoczątkował jakąś zmianę. Skoro jednak z romansem nie bardzo wyszło, Reginald przygotował sobie plan, który ma zmienić wszystko.