Strony

wtorek, 13 grudnia 2016

Mistrz i Małgorzata, czyli Panie Wojtyszko, czemu by tego ciut nie poprawić?

Wciąż nie mogę się zebrać do lektury nowego tłumaczenia "Mistrza i Małgorzaty". Poprzednie wersje czytałem chyba 5 albo 6 razy, kochając tę powieść nad życie i wciąż odkrywając w niej coś nowego. Dlatego myślę sobie, że najlepiej byłoby usiąść gdzieś na spokojnie na wiele godzin, z dwoma tomami pod ręką, porównując, delektując się... A na to czasu kurde nie ma. Na razie więc odświeżyłem sobie ekranizację z roku 1988, miniserial w reżyserii Macieja Wojtyszki. I aż żal, że nie ma na razie szans, by spróbować zrobić nową wersję tego obrazu. Jeżeli chodzi o wierność duchowi książki, o aktorstwo, o klimat jest on bowiem kapitalny, a to co jedynie może dziś uwierać to pewne niedoskonałości techniczne, które dziś bez problemu można by skorygować. Wtedy chyba jedynym efektem specjalnym (i to używanym dość topornie) był blue box. A gdyby tak poprawić to i owo, zrobić Behemota z prawdziwego zdarzenia, nawet jeżeli nadal by gadał głosem Zamachowskiego. Naprawdę to byłby świetny materiał.

Może prze te niedoróbki, niedoskonałości, bliższy jest teatrowi, niż filmowi (szczególnie sceny z Jerozolimy, pałacu Piłata), ale za to inne, choć brakuje im rozmachu, zaskakują głębią i klimatem (np. bal). Cztery odcinki, każdy ponad godzinę, trochę inaczej układają tę historię, nie ma tak dużego przemieszania wątków, a bardziej skupiamy się na postaciach. To chyba nawet wyszło na dobre tej ekranizacji. W pierwszej części poznajemy większość bohaterów, główne wątki (również historię opowiadaną przez Mistrza o spotkaniu Piłata i Jezusa), a potem już nie ma tak wiele skoków, o losach części ofiar zabaw ekipy Wolanda dowiadujemy się np. dopiero na końcu. Wiele z tych postaci, wiele scen tak mocno pasują mi do książki, że nawet trudno mi przyjąć jakiś inny ich obraz: Holoubek jako Woland, Dymna (świetna!) jako Małgorzata (Kowalski pasował mi trochę mniej), Michałowski jako Korowiow, ale tam była cała masa wspaniałych nazwisk i kreacji. Jest w tej ekranizacji duch Bułhakowa, udało się pokazać to, co na granicy dwóch światów: realnego, który próbowała podporządkować sobie władza i metafizycznego, który kompletnie nie dawał się jej ogarnąć. 

Teraz jeszcze mam ochotę na serial rosyjski, ten 10 odcinkowy, Władimira Bortko.

2 komentarze:

  1. No, mój drogi, trzeba Ci się będzie wybrać na "Mistrza i Małgorzatę" do Teatru Dramatycznego...

    OdpowiedzUsuń