Strony

sobota, 28 listopada 2015

Kosogłos cz. 2, czyli igrzyska śmierci po raz ostatni

Kto widział któryś z poprzednich filmów tego cyklu, ten na 100% wybierze się na "Kosogłosa" - w końcu to domknięcie cyklu, finał, a zwykle twórcy fajerwerki zostawiają na koniec. Pod tym względem film nie rozczarowuje. Powiedziałbym, że po troszkę mniej żywej pierwszej części "Kosogłosa" (jak zwykle dzielenie na pół dla kasy), powraca tempo, akcja i nudzić się raczej nie będziecie. Zanim jednak wystukam kilka zdań na temat najnowszej odsłony "Igrzysk śmierci" - zapraszam do zerknięcia co wcześniej pisałem o filmach i książce:
Książka Suzanne Collins
Igrzyska śmierci
W pierścieniu ognia
Kosogłos cz. 1

Czy zmieniłem zdanie? Generalnie nie. Pewnie kiedyś wrócę do książki, by sobie różne wątki posprawdzać i poukładać - przecież nie od dziś wiadomo, że filmowcy dość okrutnie obchodzą się z materiałem literackim. Rzecz ewidentnie dla młodzieży, dla dorosłych chyba ciut zbyt proste i mało oryginalne, ale jako widowisko filmowe sprawdza się nieźle. Oczywiście pod warunkiem, że przymkniemy oczy na pewne nielogiczności. Ale w blockbusterach to norma, więc by się na tym bawić, lepiej nie czepiać się detali typu: skoro ludzie w Kapitolu są tacy świetni w tworzeniu broni, pułapek i podglądów kamer, to czemu nie radzą sobie z grupką, która przecież niewidzialna nie jest. Olać to. Oglądać. Chłonąć. Cieszyć się z widowiska. W końcu o to też chodziło w tytułowych Igrzyskach, prawda? Tu na szczęście mamy świadomość, że nikt nie ginie naprawdę, ale kto wie w jakim kierunku pójdzie kiedyś telewizji i jej show...



Cześć 2 "Kosogłosa" zaczyna się idealnie w tym miejscu, w którym skończyła się produkcja sprzed roku. Katniss nadal cierpi z powodu tego jak wyprano mózg Peety, poprzysięga zemstę i chce jak najszybciej stanąć do walki w pierwszym szeregu rebeliantów atakujących Kapitol. Przywódcy rewolty nie są wcale tak chętni do tego by jej na to pozwolić - w końcu jest symbolem walki z prezydentem i jego reżimem. Nadal chętnie widzieli by ją głównie w roli aktorki, która udaje, że walczy w pierwszym szeregu, gdy tak naprawdę filmy mające zagrzewać do walki pozostałe dystrykty, kręcone najczęściej są poza liniami walk, tam gdzie jest bezpiecznie, a ona sama jest dobrze chroniona. Znowu więc wojna trwa nie tylko na froncie, ale i w przestrzeni medialnej. Pytanie tylko czy Katniss pogodzi się z taką rolą i czy jednak nie spróbuje wyrwać się spod oczu swoich opiekunów. Zwłaszcza, że nigdy do końca im przecież nie zaufała.

In this image released by Lionsgate, Jennifer Lawrence portrays Katniss Everdeen, right, and Liam Hemsworth portrays Gale Hawthorne in a scene from "The Hunger Games: Mockingjay Part 1." (AP Photo/Lionsgate, Murray Close)Kapitol, który jest atakowany przez rebeliantów został nafaszerowany różnymi pułapkami, więc przedzieranie się w stronę pałacu prezydenckiego, przypomina trochę to co znamy z pierwszych części - igrzyska, w których szansę na przetrwanie mają jedynie nieliczni. Tyle, że wrogów zostało już tylko dwoje. Ten sterujący kamerami i zabarykadowany w swojej siedzibie i ci, którzy chcą go stamtąd wykurzyć. Dzieje się sporo, nie wszyscy dotrą do celu, więc pewnie czasem i łezka komuś zakręci się w oku, ale ostateczne starcie zbliża się wielkimi krokami.
Najciekawsze (dla tych, którzy nie czytali powieści nie będę zdradzał zbyt wiele) jest jednak to, że na pokonaniu prezydenta opowieść się wcale nie kończy. Przecież charakter ludzki jest słaby i niejednego władza już skusiła - dochodzi się do niej z pięknymi hasłami, które potem można schować do kosza. A ludzie? Ludzie są tu mało istotni - to robotnicy, żołnierze, którzy mają jedynie słuchać. Mamy więc do czynienia nie tyle z bajką o walce dobra ze złem, ale dość gorzką refleksją na temat budowania utopijnego państwa idealnego. Demokracja? Świetnie nadaje się do tego, by manipulować opinią publiczną i daje szanse na karierę prawie każdemu.
No i teraz pytanie jak w tym wszystkim odnajdzie się nasza bohaterka.
I drugie pytanie, które przecież rzucało się w oczy przez cały czas - którego wreszcie z dwóch przystojniaków wybierze na stałe :)

Naprawdę fajnie się to ogląda. Sporo akcji (cierpią na tym niestety dialogi, które zaniedbano), ale i parę fajnych chwil, które albo dają wytchnienie albo podkreślają dramat i są okazją, byśmy wraz z Katniss zastanowili się co dalej... Jennifer Lawrence choć średnio mi pasuje do roli bojowniczki o wolność, naprawdę dobrze się tu sprawdza - więcej jest w niej wrażliwości, cierpienia niż wściekłości, ale potrafi przekuć je na determinację, pokonać swoje lęki. Reszta jest w jej cieniu. Z pełnym makijażem, z tym swoim łukiem, na chwilę staje się wręcz symboliczna, pomnikowa. Oto ktoś, kto mógłby porwać tłumy, zostać przywódcą, gwiazdą. Ale ci, co ją znają wiedzą o tym, że to chyba ostatnia rzecz o jakiej marzy. Ona zna już cenę bohaterstwa, sławy i ciężaru oczekiwać.

Gdy myślę sobie o różnych seriach dla nastolatków, które potem zostały zekranizowane, to "Igrzyska śmierci" na pewno będę stawiał gdzieś na podium (może po Harrym Potterze).

Za możliwość obejrzenia filmu dziękuję kinu Atlantic. Czemu ja do Was tak rzadko zaglądałem? W samym centrum, dużo taniej, a i tych tłumów zakupowych nie ma :)


2 komentarze:

  1. Szkoda że to już koniec ;( Wszystkie książki przeczytane, wszystkie filmy pooglądane...wypada zadać sobie pytanie "co ja teraz zrobię ze swoim życiem?!" :D Zapraszam do siebie na moją recenzję Kosogłosa :)

    Pozdrawiam :)
    http://mybooktown.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. pozostanie możliwość powracania do tego co jakiś czas :) pozdrawiam!

      Usuń