Strony

sobota, 24 listopada 2012

Gangster, czyli ballada o mordercach

Notka szybka, bo i czasu na pisanie nie ma zbyt wiele - przy okazji zapraszam też do zerknięcia notek wrzuconych dziś w ramach porządków na blogu:
A dziś szybka notka o Gangsterze (od piątku w kinach). A szybka też dlatego, że nie bardzo jest o czym moim zdaniem pisać. Rozumiem, że troszkę wraca moda na kino gangsterskie, a czasy prohibicji w Stanach są zapleczem mnóstwa historii, które jeszcze można przerobić na scenariusze (bo ta jest autentyczna - scenariusz pisano na podstawie powieści wnuka jednego z bohaterów). Ale szczerze mówiąc mało kiedy udaje się na fali tej mody opowiedzieć coś autentycznie świeżego, zaskakującego choćby formą. Jest mniej lub bardziej sztucznie i naiwnie (czyli kule latają i trafiają tylko sporadycznie, ale jak trafia to w wybranego od razu hurtem), jest krwawo (no tu rzeczywiście postęp, bo im coś bardziej współczesnego tym musi być dosłowniej). Tak i tym razem - ogląda się nieźle, ale zapomni pewnie równie szybko jak i masie innych tego typu produkcji.


Tym razem tłem jest nie żadne z amerykańskich miast, ale prowincja, więc jest bardziej "westernowo". Mamy więc trzech braci Bondurantów, którzy prowadzą wspólny, niekoniecznie legalny interes (produkcja i przemyt przez granicę stanu alkoholu) oraz policję, która pod wodzą nowego szeryfa chce im się zabrać za skórę. I jak to często współcześnie bywa - role są odwrócone - mamy kibicować braciom mimo, że nie mają czystych rąk, a zgrzytać zębami na nieuczciwego glinę (bo walczy z nimi tylko dlatego, że nie chcieli odpalić doli), o którym nawet podwładni mówią, że "przegina". Co za czasy gdy bandyta strzela jest podziwiany, a gdy gliniarz mówi się, że "przekroczył granicę prawa", albo, że to niemoralne, bo zabił kogoś kto utrzymywał całą rodzinę. 
Scenariusz i muzykę do Gangstera napisał Nick Cave i ten fakt chyba wpływa na to, że tak dobrze się tę historię ogląda. Jest trochę wzruszeń, oprócz przemocy nasi bohaterowie prezentują też sporo całkiem pozytywnych cech, ich działalność pokazana jest niczym wspaniała przygoda i pełne adrenaliny i sukcesów zmaganie się z tymi, którzy chcą im odebrać chleb od ust i zniszczyć dzieło życia. I do tego całkiem fajna ścieżka dźwiękowa. Nie jest to nostalgia jak na jego płytach, jest dużo więcej życia, ale czuje się jego rękę w tym wszystkim (świetne pieśni kościelne, choć mało do takiego miejsca pasujące). 

Kolejny amerykański mit - nieustraszeni bracia, którym prawo nie mogło podskoczyć i mimo różnych starć ze wszystkiego wychodzili żywi (choć liżąc rany). Jak ktoś lubi takie mało skomplikowane historie będzie mu się podobało. Obsada też całkiem niezła m.in.: Tom Hardy, Shia LaBeouf, Jessica Chastain, Gary Oldman, Mia Wasikowska. 
Nie nazwałbym tego obrazu porywającym, ale jest to niezły, krwisty niczym befsztyk choć może ciut przewidywalny film. Nie brak tu scen przemocy, ale też zadbano by pokazać trochę tło tamtych czasów i różne charaktery wszystkich braci. Nutka romansu, okruchy dowcipu i mamy być może przebój rozrywkowy tej jesieni w kinach. 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz