Strony

czwartek, 17 października 2024

Wojna nuklearna - Annie Jacobsen, czyli możliwy i przerażający scenariusz

Dość przerażająca treść, ale forma w jaką to zapakowana w mojej ocenie średnio strawna. Autorka zebrała masę informacji, zarówno historycznych jak i dostępnych wiadomości na temat obowiązujących procedur, mam jednak kilka ale: 

- ani specjalnie nie ma w tym nic odkrywczego (moje pokolenie może i nie żyło w zagrożeniu wojną nuklearną, świadome jest jednak tego zagrożenia);
- powtarzanie na różne sposoby podobnych informacji raczej osłabia ciekawość, a ilość nazwisk, stopni i stanowisk może przyprawić o ból głowy;
- no i wreszcie zabawy w fabularyzowanie wydarzeń (losy prezydenta), czyli mieszanie faktów, które obiecała oraz swoich fantazji, wcale nie buduje napięcia.

I w sumie można by na tym zakończyć recenzję. Niczym mnie ta pozycja nie zaskoczyła, a nowe tu były jedynie jakieś drobiazgi, które nie wiem czy mają aż tak wielkie znaczenie (np. ilość rakiet jakie cały czas są w gotowości w łodziach podwodnych).
A samo odliczanie?


To akurat był element całkiem interesujący. Minuta po minucie, rosnąca groza i świadomość tego, że tu nie skończy się na jednej lub kilku bombach.
Mimo stworzenia procedur, planów, tylu przygotowań i całego arsenału, który w teorii miał "odstraszać" od wystrzelenia rakiety, jak się okazuje to wcale nie jest takie proste, by wszystkie elementy odpowiednio zagrały. Wszystko kiedyś było pomyślane jako rozgrywka między blokiem sowieckim i światem zachodnim. Dziś dużo większym zagrożeniem stają się kraje, które już mają w swoich rękach broń nuklearną, a wobec Ameryki są tak wrogie, że ich przywódcy są pewnie w stanie poświęcić nawet swój kraj, po prostu sami chowając się do bunkrów.
Iran, Korea... A kto wie jak sytuacja geopolityczna się będzie rozwijać, bo bomby ma już kilkanaście państw...

To co miało być bronią, która niczym groźba totalnej katastrofy ma gwarantować pokój, jest chyba najlepszym sposobem na unicestwienie całych kontynentów. Choć co prawda celem pewnie byłaby głównie Ameryka, Azja i Europa, ale nie wiadomo czy rzeczywiście nie skończyłoby się to tym, że nawet Australia i Afryka nie ostałyby się w spokoju. Ilość arsenału spokojnie wystarczy do zgładzenia setek milionów ludzi, a palce na guzikach są cały czas w gotowości, by za każdą jedną rakietę wysłaną w swoim kierunku, wysłać przynajmniej kilka w drugą stronę.

W kilka godzin ziemia zamieniłaby się w cmentarz lub pustynię zapełnioną rannymi i cierpiącymi. To mógłby być dobry thriller. Ale ponieważ autorka miała ambicję napisać książkę na faktach, wskazując nawet konkretne adresy, nazwiska, to robi się to trochę nudne już po kilkudziesięciu stronach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz