Strony

środa, 9 października 2024

Ostatnia przysługa - Dennis Lehane, czyli wśród swoich najbezpieczniej?

Ależ to było smakowite. Lehane potrafi budować historię, choć początkowo schemat aż trochę kłuł w oczy. Kto czytał Gdzie jesteś Amando? czy trochę thrillerów kryminalnych ze Stanów, nie będzie zaskoczony punktem wyjścia: młoda dziewczyna nie wraca do domu i rozpoczynają się jej poszukiwania.
Każdemu czytelnikowi, a jeżeli jest rodzicem to dziesięciokrotnie silniej, uruchamiają się natychmiast różne potworne wizje, dramaty. Zwykle jednak dalej mamy do czynienia ze śledztwem, poszukiwaniem zaginionej żywiej lub martwej, poszukiwaniem mordercy/gwałciciela, rozwiązywaniem zagadki co mogło doprowadzić do tej feralnej chwili. Rzadziej mamy do czynienia z działaniami nie tyle policji, a rodzica, z chęcią dokonania zemsty. To wszystko schematy już trochę ograne, nie bardzo tym samym zaskakujące.  

W przypadku najnowszej powieści Dennisa Lehane piszę jednak o zachwycie. Czemu?


Ano dlatego, że tu sama intryga, rozpacz i determinacja matki, jej różne decyzje, zostały umieszczone w tle, które jest na tyle ciekawe, iż cała historia nagle nabiera zupełnie nowych barw.
Najpierw kontekst historyczny - oto chwila gdy w Bostonie ogłoszono decyzję, iż segregacja rasowa jest bezprawna, a jako rozwiązanie wymyślono, że wybrane szkoły, w których dotąd uczyła się młodzież biała lub afroamerykańska, zamienią się częścią uczniów. Ot tak. Zapakuje się ich do autobusów i przewiezie, widząc w tym najlepsze lekarstwo na integrację. Nie zważając na protesty, nie zważając na to, że dzieciaki będą uczyć się w miejscach bardziej odległych od swoich dzielnic. Powiedzieć, że ludzie są wściekli, to nic nie powiedzieć.


Czy rzeczywiście to jedynie kwestia nietolerancji na tle rasowym, nienawiści, czy może jednak bardziej pewnych przyzwyczajeń, różnic mentalnych? W końcu chodzi o dzielnice zamieszkiwane raczej przez klasę średnią lub biedotę - z jednej strony kolorową, z drugiej m.in. Irlandczyków, którzy po prostu trzymają się razem. Bogaci, którzy wysyłają swoje dzieci do szkół prywatnych nie przejmują się zmianami, bo nie oni ich będą doświadczać, za to sumienia mają czyste, że podjęli decyzję za kogoś innego. Mamy więc kontekst społeczny, socjologiczny. 
I on tu będzie dla nas bardzo istotny. Cały czas bowiem Lehane skupia się na tym co wydarzyło się po zniknięciu dziewczyny, pokazuje jak coraz więcej mówi się, że było ono powiązane z tym, że tej samej nocy zepchnięto na tory metra czarnoskórego chłopaka. Czyżby córka Mary Pat Fennessy mogła się więc gdzieś ukrywać? Jednocześnie poszukiwania odpowiedzi na te pytania przez matkę, trudno odrywać od tych kontekstów. Dlaczego tu tak mało zaufania do policji? Czemu ludzie wolną prosić o pomoc tych, którzy rządzą w dzielnicy, jak sami twierdzą pilnują tu porządku? Komu zależy na zwiększaniu fali protestów rodziców wobec planów wymiany dzieciaków między szkołami. 
Uczestnicząc w rozmowach, spotkaniach poznajemy lepiej ten sposób myślenia, tą mentalność i tym bardziej rozumiemy jak trudno musi być kobiecie, której determinacja nie jest dobrze przyjmowana przez otoczenie. Przecież może narobić im problemów, zwrócić uwagę na ich dzielnicę, ściągnąć służby... I po co? Współczują jej, ale mówią też: daj spokój.

A ona nie potrafi. I może dlatego zaczyna widzieć różne sprawy trochę inaczej, dlatego podejmuje własną krucjatę.
Im dalej tym historia bardziej przypomina sensację, krwawą jatkę, ale to nie zmniejsza frajdy z lektury, choć trochę pewnie zmienia sposób na nią patrzenia. Sporo tu wulgarności, przemocy, ale to taki świat. Ludzie tu specjalnie nie cyzelują pięknych zdań, walą prosto z mostu. Spojrzenia na to środowisko, wcale nie żyjące w jakichś dużo lepszych warunkach niż Afroamerykanie, pozwala zrozumieć też pewne napięcia, nie tylko poprzez kontekst koloru skóry. Lehane pokazuje jak uprzedzenia przekazywane są z pokolenia na pokolenie, jako część tożsamości, coś co ma pokazać naszą inność, ale i dać jakieś poczucie bezpieczeństwa. Złudne, ale dla ludzi nie mających zbyt wiele rzeczy pewnych, to wystarczało i bronili tego jak własnego domu...

Dobrze napisane, emocjonalne, ale dla mnie największym plusem jest tło, na jakim umieszczona jest intryga! Palce lizać.

1 komentarz:

  1. Już Robert Ziębiński zanęcał tą książką, a Ty przeważyłeś szalę i wskoczyła na moją listę :-)

    OdpowiedzUsuń