Strony

czwartek, 17 listopada 2011

Traktat o łuskaniu fasoli - Wiesław Myśliwski czyli przesyt i niedosyt

Kolejna lektura, po którą sięgam niejako z rekomendacji - tym razem był to wybór na klub dyskusyjny w jednej z bibliotek warszawskich (a ja wciąż czekam na nasz lokalny...). I cieszę się, bo lektura warta jest przeczytania, choć niełatwa, bardzo rozbudowana nie tyle akcją i postaciami co wielością wątków i dygresji w jakie meandruje ta opowieść. Dialog w formie monologu, bo też jest to opowieść jednej tylko osoby, jej wspomnienia, refleksje, a w to znów wplecione opowieści i refleksje innych, których spotykał. Tajemiczy przybysz odpowiada, ale słyszy go tylko nasz bohater, my możemy poznać jedynie jego reakcje na niesłyszane komentarze. Początkowo sprawia to trochę trudność aby sie do tego przyzwyczaić, ale po pierwszym stronach wciągnęła mnie ta historia.
"Przeważnie opowiadamy o sobie. A nawet wyłącznie opowiadamy o sobie. Nawet kiedy mówimy o innych, opowiadamy o sobie" - powiedział Wiesław Myśliwski, zapytany o powód zastosowania monologu w powieści. i coś w tym jest. Ale by stworzyć takie opowiadanie trzeba mieć cholerny talent - Myśliwski zdecydowanie go ma.
          Dlaczego więc piszę o przesycie? Bo wraz z kolejnymi rozdzialami, przeskokami między kolejnymi etapami życia, które wspomina nasz bohater (od wychowywania się na wsi, przez tragedię drugiej wojny światowej, przez młodość przeżywaną po wojnie, zdobywanie zawodu, wreszcie pasję gdy na saksofonie i wyjazd za granicę w życiu dorosłym), ciągłymi dygresjami na temat teraźniejszego zajęcia (jest kims w rodzaju nadzorcy ośrodka z domkami wypoczynkowymi) ten przesyt się pojawia. Niepotrzebne rozbudowanie niektórych scen i sytuacji, zatrzymywanie się na długie strony nad wydarzeniami i postaciami, które dla nas wydają się pobocznymi i mało interesującymi sprawia, że lektura staje się coraz bardziej nużąca. Może po prostu za długo? Blisko 400 stron, a przecież forma choć ciekawa to wcale niełatwa w percepcji. Siedzimy wraz z tą dwójką obserwując jak łuskają fasolę, słuchamy momentami zafascynowani, bo wszak wspomnienia osób starszych mogą być dla nas poruszające. Ale nie ukrywajmy, chyba też momentami ziewamy. Mnóstwo tu nie tylko wspomnień, obserwacji, ale i fragmentów, które mają charakter "mądrości życiowych" i to powtarzanych na różne sposoby z niewielkimi zmianami. Oto starszy człowiek albo swoimi ustami, albo wkładając to w usta bohaterów swoich wspomnień stara się nam przekazać jakaś prawdę o życiu, o ludziach, o przemijaniu, o cierpieniu, o tęsknocie za przeszłością, za bliskimi, którzy odeszli, prawdę o uczciwości w trudnych czasach, o rozwijaniu swoje pasji i o tym jak trudno jest żyć gdy człowiek potem zostanie jej pozbawiony. Całe strony takich wynurzeń sprawiają, że warto się nad nimi zatrzymać, pochylać, albo do nich wracać. Kto wie, może gdy za lat x wrócę do tej książki to na nowo ją odkryję?
Ciekawe są jego wspomnienia - zarówno te z dzieciństwa, jak i z późniejszego życia, ale momentami te opisy tracą tempo, pojawiają się niepotrzebnie rozbudowane i wałkowane w nieskończoność sytuacje i różne sceny. Wiele z nich nie jest w żaden sposób powiązanych ze sobą, niektóre zachwycają głębią i ostrością spojrzenia, inne drażnią monotonnością. Im bliżej końca miałem też wrażenie, że niestety autor coraz bardziej oddala się od wydarzeń realnych do jakichś fantazji, wyobrażeń. W jakim celu? Czemu to miało służyć? To chyba moje kolejne małe rozczarowanie - rozmowa jest ciekawsza jeżeli ma jakiś finał, do czegoś zmierza... Tu niestety tego nie ma. Aż chciałoby się żeby dowiedzieć się jaki był dalszy los staruszka, czy wreszcie przypomniał sobie skąd zna tajemniczego przybysza.
Otrzymujemy więc ciekawą w formie, momentami bardzo osobistą, szczerą (ciekawe na ile autor zawarl tam jakieś wątki autobiograficzne, ale na pewno taką "spowiedź" mógł napisać jedynie ktoś kto dużo sam przeżył i sporo przemyślał) opowieść o życiu, o sensie ludzkiego życia, o przeznaczeniu (a może przypadku?). Wciąga, zachwyca, ale też nuży... Stąd też i przesyt. Pewnie jednak sięgnę po inne rzeczy Myśliwskiego.
No właśnie a czemu niedosyt? Głównie jest on związany z klubem - jeżeli na 9 osób książkę czytają tylko 3 i cała rozmowa sprowadza się do kilku ogólnych stwierdzeń, bo trzeba omówić jeszcze dwie inne pozycje to aż żal. Bo ta powieśc warta jest szerszej analizy, każdy może spojrzeć na nią trochę inaczej, co innego w niej odkryć... Cóż może następnym razem będzie lepiej.
A może kiedyś w innym miejscu, w innym czasie będzie okazja to rozmowy, a wtedy przeczytam to jeszcze raz. Przeznaczenie? Bo podobno nie ma przypadków...

11 komentarzy:

  1. Zaletą tej książki jest też to, że się ją po latach pamięta, potrafi się wryć w pamięć. To trochę jak męcząca podróż, głębiej siedzą krajobrazy, przez które przedzierasz się długimi godzinami, niż docelowa atrakcja, którą szybko oblatujesz, dzieląc czas między zaglądanie w przewodnik i cykanie fotek. Salam, mansur.

    OdpowiedzUsuń
  2. Się rozpisałeś! Jak szanowny pan Autor;)

    OdpowiedzUsuń
  3. a ja miałem wrażenie, że i tak piszę po łebkach :) tyle myśli po lekturze, że aż trudno to przelać na klawiaturę w formie zwięzłej, dlatego też tym bardziej żal tamtego spotkania.

    OdpowiedzUsuń
  4. Żal, i to wielki. Ciekawi mnie, jak inni ocenili to spotkanie. Mam nadzieję, że się nie wystraszą;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Hm, mnie właśnie "Traktat" tak nie zapadł w pamięci, nie zmusił do przemyśleń, nie aż tak bardzo jak poprzednio przeczytany "Kamień na kamieniu"...

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja sadzę się na "Traktat..." od dłuższego czasu. Myśliwski jest dla mnie mistrzem. "Kamień na kamieniu", "Widnokrąg" to książki, które na długo zostają w pamięci. Upodobałem sobie zwłaszcza "Widnokrąg" :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ach, mnie, przyznam ze wstydem, "Traktat" wymęczył... Czytałam go i czytałam, i czytałam. Zawzięłam się, że przeczytam. Usprawiedliwię się i wytłumaczę: to nie tak, że "grubsze" pozycje mnie przerażają czy też "nie dorosłam" do Myśliwskiego (a może i tak?) W każdym razie - kupiłam tę książkę, bo w ogóle cenię Myśliwskiego i czytałam "wszystko" - i dlatego ten "Traktat" tak trochę mnie rozczarował. Bo szczerze: podoba mi się styl, tematy, obrazowanie, historie, które w jego utworach znajdujemy. Wiele scen do tej pory mam przed oczami, gdy pomyślę o tych lekturach. A tu? Może to nagromadzenie nieszczęść (frustrujące jak dla mnie...), może fakt, że jest to właśnie taki monolog, a opowiadający cytuje całe strony wypowiedzi osób, które miały miejsce dziesiątki lat temu (nie wiem czemu, ale "jakoś" mi to przeszkadza, taka werystka ze mnie:P), może to przefilozofowanie książki?
    Koniecznie, koniecznie trzeba coś wcześniejszego przeczytać, ja też gorąco polecam "Widnokrąg" i "Kamień na kamieniu". (myśli: Ha, czy mam rozdwojenie jaźni? I jestem charliethelibrarian?;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dzięki! Widnokrąg już zakupiony, na inne będę polował!

      Usuń
  8. A może ta osoba, która słucha, to śmierć? Może to taki rachunek sumienia?
    Powieść Myśliwskiego to jeden z lepszych utworów, jakie w życiu przeczytałam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to możliwe... i dla mnie świetna powieść. Gdy słyszę różne krytyki na jego temat to sobie myślę, że zazdrość przez wielu przemawia

      Usuń