Mimo, że na konferencję wziąłem sobie lekturę i jakiś film na wieczór z moich planów nici. Jak nie praca to potem i tak jeszcze mnóstwo rozmów, dyskusji i spotkań z ludźmi - jak tu siedzieć w pokoju? Ale, że wcześnie uzbierało się sporo rzeczy, o których chciałem napisać, a nie było kiedy teraz mogę sięgać do tej listy. Na dziś powrót do kina wojennego i radzieckiego.
II wojna światowa - w wiosce w Gruzji dokąd działania wojenne nie doszły starsze małżeństwo otrzymało informację, iż ich syn, który poszedł na front został ranny i leży w szpitalu. Prosty gruziński chłop, wyprawiony przez małżonkę z tobołkami smakołyków, które mają pomóc w powrocie do zdrowia (nie dziwię się - gruzińskie wino z domowych winnic pewnie umarłego by postawiło na nogi) wyrusza w długą podróż. Gdy dociera na miejsce dowiaduje się, że syn już doszedł do siebie i wrócił do swojego oddziału (jest dowódcą czołgu). Staruszek, który bardzo chce zobaczyć swego syna, najpierw jest kompletnie załamany, potem jednak postanawia wyruszyć jego śladem.
Pomaga mu zaprzyjaźniony żołnierz, ale gdy do wioski gdzie śpią wkraczają Niemcy i jego znajomy ginie w staruszku narasta gniew i do pragnienia ujrzenia syna, dochodzi następne - będzie walczył mimo swego wieku tak jak jego dziecko - będzie podążał tym samy szlakiem - na Berlin. Wraz z oddziałami radzieckiej piechoty, niejednokrotnie na pierwszej linii frontu, walczy i gna do przodu pełen miłości do syna, ale i do ojczyzny, za którą walczy.
No pewnie, że tu sporo "propagandy", ale bez większego patosu, choć parę scen może troszkę drażnić. To film nie tyle o wojnie i patriotyzmie co bardziej o wielkim ludzkim uczuciu - to miłość ojcowska pcha go do przodu i dodaje mu sił. Wojna widziana z perspektywy prostego człowieka, Gruzina, który kocha ziemię wygląda zupełnie inaczej niż w innych filmach opowiadających o wielkich czynach wielkich bohaterów Związku Radzieckiego. Ciekawa postać głównego bohatera - mimo, że często nawet nie potrafił dobrze się dogadać po rosyjsku, jego otwartość na ludzi, szczerość i życzliwość zaskarbiała mu sympatię innych.
Momentami zabawnie, w sumie jednak historia niewesoła i dramatyczna.
Podobne klimaty jak Ballada o żołnierzu? Ojciec żołnierza leży od lat i nie było okazji zerknąć. Może miałem przesyt po balladzie, lecą żurawie i losie człowieka, z jednej strony patos i uczucia, a z drugiej - naiwność, ciężar, brak polotu? Chyba jednak wolę nieco późniejsze filmy wojenne (Wniebowstąpienie, Tak tu cicho o zmierzchu, Idź i patrz) (m)
OdpowiedzUsuńPodobał mi się ten film, lubię stare radzieckie filmy wojenne, ale jednak bardziej podobały mi się wspomniane przez poprzednika "Los człowieka" i "Ballada o żołnierzu". Nie przeszkadza mi prowojenna propaganda (nawet w "Zielonych beretach" Wayne'a mi nie przeszkadzała), jeśli historia jest ciekawa i dobrze zrealizowana to nawet nachalny patos oraz ideologia, z którą się nie zgadzam nie przeszkodzą mi w oglądaniu i potrafię taki film docenić. Z filmu "Ojciec żołnierza" w pamięć zapadła mi m.in. scena, w której główny bohater strofuje żołnierza za niszczenie pola winogron.
OdpowiedzUsuńfajna też była scena sćiągnięcia muzyków do okopów :) Muszę sobie przypomnieć pozostałe przytaczane przez Was tytuły. Na pewni nie na raz, ale jak widać robią wrażenie nawet po latach. Fakt, że jednak póxniejsze filmy o wojnie robią dużo bardziej porażające wrażenie
OdpowiedzUsuńA mnie właśnie stare filmy radzieckie bardziej się podobają od tych późniejszych. Wprawdzie wspomniane wyżej "Wniebowstąpienie" i "Tak tu cicho o zmierzchu" były bardzo dobre to już np. "9 kompania" nie zrobiła na mnie wrażenia.
OdpowiedzUsuń