Historia mogłaby nawet być ciekawa - oto Iran do którego po roku 89' przed biedą i talibami uciekła duża liczba Afgańczyków. Jednym z nich był Najaf, pracujący podobnie jak wielu rodaków nielegalnie na budowie. Gdy przydarzył mu się wypadek, aby utrzymać rodzinę wysyła do pracy swoje jedyne dziecko. Zastępujący go Rahmat jest raczej słabowity i nie jest w stanie dźwigać ciężarów, kierownik budowy zleca mu dostarczanie zakupów i parzenie herbaty dla robotników. Dotąd tym lekkim zajęciem zajmował się młodziutki Latif, który teraz musi pracować jak inni - z zazdrości więc zaczyna prześladować Rahmata.
Robotnicy zarabaiający grosze, ludzie gorszej kategorii, uzależnieni od Irańczyków i zmuszeni do ciągłego ukrywania się przed pojawiającymi się na budowie kontrolami - oto środowisko w jakim się dzieje akcja filmu.
Po jakimś czasie Latif odkrywa ze zdumieniem, że Rahmat wcale nie jest chłopakiem tylko dziewczyną, która w przebraniu próbuje pomóc swojemu ojcu. I zakochuje się w dziewczynie od pierwszego spojrzenia. Mamy więc tak naprawdę romans, ale specyficzny bo wszystko rozgrywa się tylko ukradkowymi spojrzeniami, drobiazgami zostawionymi przez dziewczynę, a które dla chłopaka stają się najcenniejszymi skarbami - nigdy się nie dotkną, nigdy nie mają szansy na to by być razem dłużej sam na sam. Miłość niespełniona, trudno nam nawet roztrzygnąć czy może byc odwzajemniona, bo dziewczyna w filmie nie wypowie ani jednego słowa. Może to naiwne, śmieszne, ale oglądając poświecenie tego chłopaka, kolejne próby pomocy jej ojcu i zbliżenia się do niej choć na chwilę, człowiek jakoś nie jest w stanie pozostać obojętnym wobec tej historii. Tak innej od tego wszystkiego co pokazują nam romansidła - nawet jak pocierpisz to zawsze znajdzie sie ktoś kto cię pocieszy i okazuje się, że prawdziwa miłość to nie to pierwsze tylko to drugie... Prosto, często szybko, jakoś tak samo przychodzi bez większego trudu. Tu jest zupełnie inaczej. Aktorsko też przecież po amatorsku, bez wielkich gwiazd, a jednak czuć tą tęsknotę, te uczucia, które targają Latifem. Możemy wzruszać ramionami, stwierdzać, że dłużyzny itd. ale i tak udało sie stworzyć coś niebanalnego i z cząstką prawdy.
Sporo w tym filmie ciepła i pogody ducha mimo biedy, niespełnienia. Chyba dla pasjonatów, bo nie każdemu się spodoba. Ale i tak polecam. Po prostu coś innego.
trailer
trailer
Bardzo trafna recenzja. Z filmów Madżidiego najbardziej lubię Kolory Raju, bo dłużyzny są wypełnione poezją koloru, w Deszczu (iran.: Baran) bywa z tym różnie. Ale tam tak jest, duży kraj, szarości i glinki i wszystko toczy się powoli, chyba trzeba wejść w ten rytm. Gdy wróciłem do Polski i zobaczyłem kolorowe autobusy, to stałem z rozdziawionymi ustami, taka to była odmiana po paru tygodniach spędzonych tam, wśród jednolitych barw i powolnego tempa. Peace, Mansur
OdpowiedzUsuńw takim razie będę polował na "Kolory Raju" i marzył by kiedyś odwiedzić tamten rejon świata po to aby przekonać się samemu jak tam jest, jak żyje się ludziom i jacy oni są... :)
OdpowiedzUsuńw tej chwili wiele krajów bardzo się do siebie upodabnia a to co najciekawsze siedzi w ludziach - szczególnie w tych starszych (np. ich opowieści)...
Również polecam Kolory Raju, moim zdaniem film jeszcze lepszy od Deszczu.
OdpowiedzUsuńOfftop. Autorze, czemu w tytułach swoich wpisów nie stawiasz przecinka przed "czyli" ? Wydaje mi się, że to błąd, no chyba, że to celowy zabieg.
pzdr
:) rzeczywiście celowo aby tytuł posta sprawiał wrażenie zwartej całości - tytuł oraz rozwinięcie, czyli jakieś skojarzenie bo pisać się powinno jak najbardziej z przecinkiem :) mam nadzieję, że poloniści mi wybaczą...
OdpowiedzUsuńa Kolorów Raju poszukam koniecznie. Ostatnio zdaję się na przypadek w tv, ale niedługo planuję zarzucenie sieci na jakieś tytuły konkretne...
Ja natomiast polecam "dzieci niebios", jeśli ktoś jeszcze nie widział, zdecydowanie najlepszy w dorobku Majidiego
OdpowiedzUsuńdzięki, muszę sobie to przypomnieć bo widziałem chyba strasznie dawno temu
OdpowiedzUsuń