Strony

środa, 4 maja 2011

Proste życie, czyli w zgodzie z naturą, w zgodzie sobą

Skromny filmik dokumentalny, na który trafiłem na tvn24 (okazuje sie, że regularnie pokazują dokumenty). Pierwsze minuty i kilka scen z dziećmi - beztroskimi, żyjącymi blisko natury, od małego bawiącymi się np. z końmi i już wiedziałem, że z przyjemnością obejrzę to do końca. Film podobno powstawał przez kilka lat - śledzimy losy rodziny Petera i Colleen Karenów, obserwujemy ich codzienne życie, słuchamy zwierzeń i poglądów na życie... Małżeństwo i szóstka dzieci. To bardzo intymny portret rodzinny - dużo w tym uczuć, emocji, czasem rozrachunku z samym sobą - widać, że materiał był bardzo duży, a twórcy z ogromną wrażliwością wybrali tylko to co uznali za najważniejsze (np. strata ciąży, konflikt Petera z ojcem, który wyrzuca ich z domu, czy kradzież ich koni).
Karenowie żyją jak najprościej - Peter poluje, łapie dzikie konie i potem stara się je oswoić i sprzedać. Europejczyk, ale wychowywany wśród Maorysów żyje blisko ich kultury, zgodnie z własną filozofią, wartościami, które są dla niego ważne. Nie zależy mu na stabilizacji (choć czasem o niej myśli), bo wie, że gdyby nie mógł żyć tak jak chce byłby mniej szczęśliwy. Gdy całą rodziną muszą opuścić swój dom, żyją w różnych miejscach - a to przyczepa, a to wyremontowana szopa, ważne jest tylko by być razem i mieć miejsce na konie. Gdy wreszcie trafia im sie do wynajęcia wiekszy dom z wieloma pokojami, Colleen nawet stwierdza, że jest w nim za dużo miejsca, bo nie są razem, dzieci zaczynaja się izolować.  
Rodzina tu jest centrum wokół którego koncentruje się wszystko, to że żyją blisko natury, blisko koni jest jakby naturalną konsekwencją ich wyborów - żyć jak najprościej, w kontakcie z tym co się kocha. Dzieci od małego obserwują rodziców i pomagają im, uczą się z wielką naturalnością (to co wyczyniają na koniach to obrazki, które są godne kaskaderów). To co chyba było dla mnie najbardziej urokliwe w tym filmie to olbrzymie ciepło, wrażliwość i mądrość z jaką rodzice podchodzą do swoich dzieci i do spraw wychowania. Dzieci są dla nas darem, radością i szczęściem (a nie tylko zmęczeniem, nerwami i lękiem) :) Peter w pewnym momencie opowiada jak był sam wychowywany przez ojca i widzimy ten kontrast pomiędzy tamtym modelem, a jego postawą. Zadziwiony komentuje: jak ojciec może powiedzieć do syna, że ten jest mu coś winien za wszystkie lata poświeceń? To ja powinienm być wdzięczny synowi za to, że mogę z nim być gdy dorasta. I coś w tym jest. A szacunek? Skoro nie potrafiło sie go uzyskać miłością to i surowością się go nie wyegzekwuje, bądź skończy się on w momencie gdy dziecko poczuje, że może sie wyrwać z domu.
Może ktoś ich postawę nazwie nieodpowiedzialną, zarzuci, że za mało myślą o przyszłości dzieci... Ale gdy patrzę na te szczęśliwe buzie przychodzi refleksja, że może ta napinka na sukces, karierę itd wcale do szczęścia dzieciom i nam nie ejst potrzebna. Jak w tym dowcipie - ech, rzucić wszystko i wyjechać w Bieszczady. Szkoda tylko, że wtedy nie tylko moje dzieci ale i ja sam musiałbym uczyć się budowania, ciesielki, rolnictwa itd. bo nikt mnie tego nie nauczył...
Niby krótki film dokumentalny, ale ogląda się go równie dobrze jak długi film obyczajowy, tyle tu można znaleźć fajnych scen, mądrych słów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz