Parę dni temu obiecałem kilka słów o powieści Hugh Laurie'go (znanego z serialu Doktor House). A więc dotrzymuję słowa. "Sprzedawca broni" to powieść szpiegowska, sensacyjna, trochę w stylu Alistaira MacLeana (ktoś jeszcze pamięta te powieści?), z pewnym specyficznym humorem oraz językiem, który trochę drażni, a jednocześnie odróżnia tę powieść od innych.
Niby jest klasycznie - bohater, były żołnierz, który z niejednego pieca chleb jadł, wplątuje się w wydarzenia na które specjalnie nie ma ochoty, ale skoro przy okazji może trochę zarobić lub kogoś uratować to czemu nie. Tajne operacje rządowe, służby specjalne, terroryści, duże pieniądze, piękne kobiety i sporo broni. Ale trochę ten klimat jest inny - narracja jest w pierwszej osobie, ale mnóstwo tu wtrętów, złośliwości i cynizmu, dialogów udowadniających, że facet jest pozbawiony złudzeń i akcji, które udowadniają, że supermanem też nie jest. Obrywa po nosie nie raz, a jednak jakoś wychodzi w miarę cało z różnych perypetii.
Pomysły na fabułę są przeciętne, w którymś momencie humor też powoli się nam przejada, ciągłe wtręty i rozbudowane konstrukcje opisowe zaczynają męczyć. Chcecie próbkę?
"Położyłem prawy łokieć na ramieniu McCluskeya, a prawą dłoń z tyłu jego głowy. Lewa dłoń wślizgnęła się w załamanie prawego łokcia i w ten sposób wyglądałem jak żywy model z diagramu C w rozdziale zatytułowanym Jak skręcić komuś kark: Postawy." Albo
"Nie wiem dlaczego, ale spodziewałem się, że pójdzie prosto do domu. Wyobraziłem sobie mieszkanie w zabudowie szeregowej w Putney, gdzie cierpiąca w milczeniu żona poda mu sherry i pieczonego dorsza, a następnie zabierze się do prasowania jego koszul, podczas gdy on będzie oglądał wiadomości w telewizji, kręcąc głową, jakby każde słowo spikera miało dla niego dodatkowe, mroczniejsze znaczenie. Zamiast tego przyspieszył kroku..."
Jak dla mnie mimo zainteresowania i życzliwości dla autora, mimo tego, że lubię lekką literaturę na pograniczu sensacji, thrillerów to jednak "Sprzedawca broni" troszkę rozczarowuje, mnie bynajmniej nie powalił na kolana. Trudno to uznać za jakiś nowatorski, genialny pomysł na powieść, mistrzom gatunku w kreowaniu atmosfery jednak Laurie nie dorównuje. A troszkę odmienny styl niż w tego typu powieściach i specyficzne poczucie humoru autora to trochę zbyt mało by odtrąbić sukces. Wiadomo - dzięki nazwisku i reklamie sprzeda się nieźle, ale dla mnie jednak przeciętnie. Tak jak swoją inteligencją i charakterem przyciąga i fascynuje w serialu jako dr House tutaj jest raczej mało oryginalny, w samych pomysłach na fabułę wtórny. Doczytałem do końca, napięcie jest prawie do finału, ale to co bawiło na początku powieści potem zaczyna nużyć. Może lepiej by było gdyby napisał coś innego niż sensację?
możesz zobaczyć także: Błyskające światła czyli czarny humor z Danii lub Rocknrolla czyli z kim nie robić interesów
O, a mnie się właśnie bardzo książka podobała. A przeczytałam ją jakieś 4 lata temu, z obowiązku recenzenckiego, kiedy nie miałam jeszcze bladego pojęcia kim jest Hugh Laurie :D Pamiętam, że podobało mi się właśnie to specyficzne poczucie humoru, które czyni z tej opowieści raczej parodię gatunku. Bardzo w stylu Lauriego ;)
OdpowiedzUsuńfakt, że różni się bardzo od "gatunku" ale przynajmniej dla mnie pomysłów na odmienność zabrakło na cąłą książkę... :) ale przecież każde z nas może mieć własną opinię - to cały urok czytania, oglądania czy słuchania a potem recenzowania...
OdpowiedzUsuńJa niestety też oceniam tą powieść jako dobrą tylko na jeden raz, choć nieco inaczej rozkładają mi się akcenty między tym, co zaliczyć do wad, a co do zalet. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńMi książka bardzo się podobała. Moja recenzja jest tu: http://www.youtube.com/watch?v=QHnWxavcDI8
OdpowiedzUsuńZapraszam ;)
a dziękuję chętnie zajrzę
UsuńCzytałam już kilka lat temu bo otrzymałam ją w prezencie, nie wiele już z niej pamiętam ale lubiłam ten podszyty cynizmem humor, miejscami dłużyzny opisów przeszkadzały, odciągały od głównego wątku czego nie lubię i koniec końców myślę, że w tamtym czasie wielką sympatią darzyłam nieistniejącą postać dr House-a, przez to nieco się rozczarowałam książką, bo jakby nie patrzeć to nie dr House ją napisał, a Hugh Laurie.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam tę książkę kilka lat temu, ale pamiętam, że wrażenie zrobiła na mnie... dobre. Nie powala na kolana ale jest dobrze skonstruowana. Oczywiście miała to być parodia gatunku i to chyba jest powodem, dla którego autor starał się być zawsze zabawny (w końcu H.L. jest przede wszystkim komikiem). Ponadto odniosłam wrażenie, że tłumacz nie zawsze sobie poradził z językiem angielskim, ale nie miałam oryginału w rękach, więc nie mogę stwierdzić, czy toporność niektórych zdań, to wina autora, czy tłumacza :)
OdpowiedzUsuń