Ciekawa rzecz - wiadomo, że książka czy film gdy opowiada o czyimś życiu będzie skażona pewną dawką subiektywności - nawet gdy opieramy się na wyznaniach bohatera nie wiadomo czy nie koloryzuje, nie fantazjuje. Kolejną sprawą jest wybór tego co dany reżyser czy pisarz uzna za najważniejsze i na jakich wątkach w życiu się skupi. Tym razem otrzymujemy film, którego twórcy jak twierdzą przedstawiają nam nieznane fakty z młodości Salvadora Dali oraz Federico Garcii Lorci. A więc przyjaźń, miłość, młodość, sztuka, zdrada a w tle jeszcze historia (wszak Hiszpania podzielona wojną domową).
18-letni Salvador Dali (gwiazdka nastolatek znana ze Zmierzchu Robert Pattinson) przyjeżdża na madrycki uniwersytet gdzie ekscentrycznością (bardzo nieporadną i momentami śmieszną) zrwaca na siebie uwagę studenckiej elity i światka bohemy artystycznej (m.in. poety Federico Garcíi Lorci (Javier Beltran) oraz późniejszego reżysera Luisa Buñuela (Matthew McNulty).
Salvador jest pod sporym wpływem dekadencji oraz poglądów swoich nowych kolegów. Maluje, tworzy, a my jednoczeście obserwujemy jak szybo i niebezpiecznie zacieśniają się więzi między nim, a Federickiem (już znany wtedy poeta). Niewiele będzie tu otrzymujemy sztuki, troszkę obrazków prowokacji obyczajowych czy politycznych młodych ludzi, za to otrzymujemy sporo scen, które mają nam pokazać głęboką fascynację obu bohaterów, dążenie do bliskości a jednocześnie obawa przed tą bliskością. Kiedy Dali podąża za namową Bunuela do Paryża, Lorca nie może sie pozbierać, wreszcie rzuca sie w wir pracy - pisze, poświęca sie agitacji politycznej przecwi faszystom, jeździ z wędrownym teatrem. Tymczasem Salvador mimo, że wiąże się z fascynującą go rosjanką Galą, ale czy zapomniał o czymś co go połączyło z przyjacielem? W tle wojna w Hiszpanii, a my widzimy ich juz dojrzalszych - jednego poświęconego już bardziej pewnej idei politycznej, a drugiego pasji tworzenia i skupionego na sobie, odrzucającego wszystko co może go odciągnąć od sławy jakiej pragnie.
Czy to obraz prawdziwy? Oceńcie sami - oczywiście można dyskutować, że to tylko młodość Daliego, że później był mniej podatny na innych, że miał swoje wyraźne poglądy (raczej był konserwatystą, zadeklarowanym patriotą i antykomunistą). Ale mam nieodparte wrażenie, że tym filmem jego twórcy robią z Daliego kogoś dziwnego - zapatrzonego w siebie i hałaśliwego idiotę, zakompleksionego wariata, na dodatek geja, który nie potrafi sie przyznać przed sobą do tego, że pociągają go faceci. I jeszcze mocniejsze wrażenie, że wykorzystano jego nazwisko po to by przyciągnąć do kin ludzi i pokazać im wspaniałość zupełnie innej postaci - tego, który tu wychodzi na wspaniałego, utalentowanego, nieszczęśliwe zakochanego ale wiernego uczuciu, mądrego i zaangażowanego w obronę ludu pracującego miast i wsi... aaa i jeszcze wspaniałego męczennika bo okrutni faszyści mordują go nie wiadomo za co (za to że był homoseksualistą?).
Nie wiem czy kogoś ten film przekona do uwielbienia Lorci (który jak twierdzą Hiszpanie Wielkim Poetą był), mnie jednak nie przekonuje. Historia wojny domowej w Hiszpanii nie jest jednokolorowa i ofiary były zarówno po jednej jak i drugiej stronie, trudno w tej chwili wybielać tych, którzy walcząc z "konserwatyzmem, burżuazją i klerykalizmem" mordowali również kobiety i dzieci z takim samym okrucieństwem jak faszyści. Może powinienem przyzwyczaić się do tego, iż w filmach często historia jest nacechowana poglądami reżysera (lub panującej mody i trendów), ale "Popiołki" pokazują, że można przegiąć i robi się po prostu niestrawnie. Tylko komuniści są prawdziwymi patriotami kochającymi kraj (?!). Rozumiem też, że homoseksualizm jest modny, ale na podstawie np. wierszy jednego faceta o fascynacji i przyjaźni do drugiego, robienie teraz z jego życiorysu obrazu człowieka nieszczęśliwego bo nie zdobył się na "coming-out" jest trochę dziwne.
Ja tego "nie kupuję" bo uważam po prostu film za słaby, a fabułę za zbyt mocno przeakcentowaną w kierunku ośmieszenia jednego, a uwznioślenia drugiego bohatera. Kolejna rzecz to język angielski w filmie - mogli spokojnie wziąć hiszpanów - wyszłoby bardziej naturalnie. Aktorsko? Przeciętnie - ani jeden ani drugi nie powala, ale może to i kwestia scenariusza. Wątek fascynacji erotycznych, kompleksów, trójkątów, podglądactwa itd. może i szokuje, kogoś może zainteresować jako nowe fakty z życia obu panów, ale nie robi aż tak wielkiego wrażenia żeby udźwignąć dwugodzinny obraz i uznać go za pozostający w pamięci. Jedyna zasługą filmu pewnie będzie to, że zamierzam poszukać biografii i dzieł obu panów aby troszkę lepiej ich poznać. Bo film nie pokazał mi ich jako prawdziwych ludzi, ale jedynie jako jakieś kukiełki z wybranymi przez reżysera zestawami cech, uczuć i stereotypowymi zachowaniami.
My też dzisiaj o Popiołkach i ich owcy czytaliśmy, poziom dramaturgii nie ustępuje filmowi
OdpowiedzUsuńhttp://polski.opracowania.pl/czarna_owieczka_j_grabowski/
Mansur
Ja z kolei uważam, że Pattison zagrał nieźle.
OdpowiedzUsuńNie można patrzeć na niego przez pryzmat "Zmierzchu", bo film "Popiołki" był pierwszy :)
A co uważam w jego grze aktorskiej za całkiem niezłe? Mimikę twarzy. Nie jest on jakoś specjalnie urodziwy, ale jego rysy twarzy i mimika pomogła mu w dużej mierze odzwierciedlić złożony charakter ekscentrycznego artysty jakim był Dali.
cóż każdy ma prawo do własnej opinii, moim zdaniem był trochę przestylizowany/przekombinowany, po prostu mało naturalny. Ale bardziej wściekły byłem i tak na scenariusz niż na grę aktorską
OdpowiedzUsuń