Strony

czwartek, 7 listopada 2024

Dzienniki wg. Witolda Gombrowicza, czyli gram, ale przecież wszyscy gramy


MaGa: „Poniedziałek – Ja. Wtorek – Ja. Środa – Ja. Czwartek – Ja. Piątek – Ja”, tym cytatem z „Dziennika” Gombrowicza rozpoczął swój monodram Mikołaj Grabowski. Mógł rozpocząć inaczej, jednak ten cytat chyba najlepiej charakteryzuje Gombrowicza jako autora, który całe życie szukał tego „Ja” zarówno w sobie jak i w rzeczywistości jaka go otaczała. Mistrz szyderczego patrzenia na świat przez pierwszych pięć dni tygodnia mógł mówić jedno, by w sobotę spojrzeć na to samo inaczej i wywinąć woltę w poglądach.


Robert: Gombrowicz, którego kojarzymy jako pisarza, który lubił drażnić, zakładać maski i grający go Mikołaj Grabowski, którego brawurowe role w sztukach Schaeffera tak bardzo zaskakiwały - niezłe połączenie, prawda? I choć to raczej próba możliwości aktorskich i jedynie jakiś wybór z tego co można było z Gombrowicza wyciągnąć, to satysfakcja jest.




MaGa: Trudno zmieścić w godzinie spektaklu długie lata opisywane w „Dzienniku” Gombrowicza. Jego przemyślenia, niezgody, poglądy. Szczególnie jeśli miało się spojrzenie krytyczne, będące „pod prąd” aktualnym modom czy zapatrywaniom, a dodatkowo jeśli usiłowało się na nie spojrzeć z kilku stron. Wybór tekstów jakiego dokonał Grabowski nasuwa na myśl wielość twarzy jakie w „Dzienniku” pokazuje sam autor. Raz samotnik, raz prześmiewca. W wykonaniu Grabowskiego to wszystko rezonuje w duszy widza.

Robert: I o to chyba chodziło, żeby pokazać te różne oblicza, różne maski. Zarówno cynika, atakującego wszystko co dla wielu jego rodaków ważne i święte, jak i pisarza, który tęskni, który czuje się wypalony i pusty. Widz chwilami się śmieje, ale już po chwili to nasze rozluźnienie znika, pojawia się za to gorzka refleksja. Wiadomo - dużo w tym prowokowania, szyderstwa, trudno jednak odmówić celności wielu stwierdzeń, nawet jeżeli wydają się ostre i przesadzone.

MaGa: Tego typu spektakle trudno się recenzuje, bowiem cała ich wartość zawiera się w momentach: zawieszonego spojrzenia, kpiącego uśmiechu. Jest w nim swoista forma zabawy formą i tekstem. Gombrowicz jest mistrzem wielorakiego spojrzenia na daną sprawę, a Grabowski jest mistrzem w ich odczytywaniu i prezentacji widzom. Raz szczypta ironii, prześmiewcza nuta w opisywaniu wielkości Polski widzianej okiem najpierwszych w narodzie patriotów, a następnie jawna kpina z infantylności poglądów rodaków na sprawy najistotniejsze. Tu sztylet absurdu posypany szczyptą filozoficznej zadumy, tam prawda odarta z fałszu.

Robert: Nic dodać. Prosty pomysł - przejścia pomiędzy scenami, przedzielone sekwencją wideo i muzyką, zmienia się nastrój, temat. Inny dzień, miesiąc, rok. Inny człowiek? A może jednak wciąż ten sam, balansujący pomiędzy odrzucaniem wszelkich skrupułów i ograniczeń, po autoironiczne przyglądanie się samemu sobie, coraz starszemu i wciąż dalekiemu od pomnikowego obrazu mądrego pisarza, który miałby dawać ludziom otuchę czy wskazówki.



MaGa: W tym monodramie naprzeciw siebie stają: słowa ponadczasowego pisarza i rewelacyjna kreacja aktora. Obaj to mistrzowie w swoich dziedzinach nie dziwi więc, że spektakl ogląda się z zainteresowaniem, z prawdziwą satysfakcją wyłapuje się z tekstu niuanse, przewrotne myślenie, sprzeciw do popularnych i łatwych schematów myślenia itp., itd. Oglądając spektakl ma się wrażenie, że to Mikołaj Grabowski słowami Witolda Gombrowicza rozlicza się ze współczesną Polską w tej części, która mu się nie podoba: z miałkim myśleniem, bezrefleksyjnym katolicyzmem, trendami w modzie, sztuce, pisarstwie. Raz z kpiną, raz z jawnym szyderstwem a niekiedy z nutką refleksji Grabowski odsłania myśli i przesłania Gombrowicza.

Robert: Rzeczywiście wychodzi się z tego spektaklu z refleksją, że po tylu latach wciąż można znaleźć w tych słowach, pisanych przecież ileś dekad temu, dużo obserwacji, które można by odnieść i do tego co w nas siedzi i dziś. To pokazanie masek jakie nosimy, złudzeń jakimi się karmimy, frazesów jakie powtarzamy, to niezła lekcja. I choć chwilami można odnieść wrażenie jakby dla aktora przychodziło to co robi na scenie z taką lekkością, jakby się tym bawił, jakby to była chałtura, to jako widzowie możemy jedynie bić brawa za taką klasę. Bo stu innych mogłoby się napinać, a takiego efektu by nie osiągnęło.

MaGa: Myślę, że nadając tytuł spektaklowi „Dzienniki…” (Gombrowicz pisał „Dziennik”) Mikołaj Grabowski już na wstępie sygnalizował, że Gombrowicz nie jest postacią jednowymiarową. Jak większość ludzi przywdziewał maski od głupca do filozofa, jednocześnie stawiając opór wszystkiemu co było powierzchowne i nijakie, a nierzadko szkodliwe dla społeczeństwa. Natomiast Mikołaj Grabowski poniósł te słowa dalej, mądrze i ze swoistym wdziękiem.

Spektakl wart obejrzenia i gorąco go polecamy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz