Strony

sobota, 7 września 2024

Poczwarki - John Wyndham, czyli podobno to czystość ma nas uratować

No to, żeby nie było że zostawiam Was z marudzeniem, dowód na to, że Fantastyka przed duże F naprawdę istnieje i jest na wyciągnięcie ręki. Seria Wehikuł Czasu przypomina nam powieści, które kiedyś były nagradzane, wzbudzały emocje i dostarcza nam naprawdę świetnej literatury. Może czasem i trąci myszką, ale chwilami naprawdę ze zdziwieniem można odkryć ile lat ma już dany tytuł. Albo zdziwić się jeszcze bardziej, że po czymś takim, wciąż pisze się rzeczy podobne, choć na dużo niższym poziomie. Czemu o tym piszę? Bo Poczwarki Wyndhama mają już chyba około 70 lat. A czytasz to jako rzecz, która spokojnie mogłaby zostać napisana i wczoraj, niewiele straciła na sile ta historia. 

Oto w niedalekiej przyszłości, po jakimś eksperymencie naukowym (albo katastrofie), życie na ziemi jakby cofnęło się do średniowiecza. Niewielkie wspólnoty plemienne, żyjące głównie z rolnictwa i hodowli, broniące się przed napadami "dzikusów", przekonane że poza ich regionem jest jedynie gorzej. I tępiące jakiekolwiek pojawiające się mutacje wśród roślin, zwierząt lub ludzi. Żeby to jakoś mocniej obwarować do głów i serc, zmodyfikowano nawet Biblię, by uzasadniać brak tolerancji na wszystko co odbiega od normy. A to co skażone grzechem należy wyplenić...

Skoro nauka doprowadziła do tragedii, w odruchu obronnym, część ludzi zbudowała cały system wierzeń i zasad, które mają uchronić ich przed jakimikolwiek zmianami, nawet jeżeli ktoś by przekonywał ich niosą ze sobą coś dobrego (np. zwiększenie plonów).



David Strorm, jeden z nastolatków wychowujących się w tej wspólnocie, uznawał wszystkie te zasady za coś normalnego, dopóki nie uświadomił sobie, że mogą dotyczyć nie tylko kogoś kto stał się mu bliski, ale i jego samego. W końcu on też ma dar, który na pewno odbiega od normy - potrafi komunikować się z niektórymi dzieciakami z okolicy jedynie za pośrednictwem umysłu. Gdyby ludzie się o tym dowiedzieli - groziłaby im śmierć. Chłopak będzie musiał dokonywać trudnych wyborów, przeciwstawić się swojemu własnemu ojcu, który jest jednym z najbardziej fundamentalistycznych wiernych, a potem również uciekać. Wybierają wyprawę w nieznane, pogoń za jakimiś baśniami, ale nie mają innego wyjścia. 

Jak to możliwe, że matce nakazuje się odrzucić swoje własne dziecko, wyrzuca się poza społeczność własne rodzeństwo i kompletnie wymazuje o nich pamięć - ciarki przechodzą jak przekonanie o słuszności jakiejś wymyślonej normy, może wziąć górę nad uczuciami. Ale czyż nie możemy dostrzec podobnego konfliktu współcześnie, gdzie odrzucanie jakichś zmian lub też ich obrona, powoduje budowanie podziałów nie tylko w społeczeństwie lecz również w rodzinach.
To co Wyndham opisuje w realiach dystopii ma przecież głębsze dno. Podział: wybrani - ci inni, lepsi - gorsi, niestety powraca co jakiś czas w bardzo bolesny sposób uświadamiając nam, że nie wyciągamy lekcji z historii. Albo i z takich powieści. 


Pod koniec trochę więcej akcji i podkręcone tempo, ale całość, mogę Was zapewnić, na pewno nie nudzi, choć być może dziś oczekujemy że wszystko będzie działo się szybciej, będzie więcej napięcia.
Powieść, która po tylu latach, wciąż może się podobać, zaskakiwać fabułą i ujęciem spraw wydawałoby się mało pasujących do fantastyki.

Klasyka odkrywana na nowo i to z jaką frajdą! A ja obiecuję Wam już lada dzień kolejną notkę o innej powieści tego autora (równie dobrej). 

Nie wiem czy znajdziecie taniej, ale jakby co podrzucam okazję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz