Strony

czwartek, 13 czerwca 2024

Nie zostawaj influencerem, czyli marzenie tylu młodych

Jak by zakwalifikować taką książkę? Nie ma takiego gatunku jak ostrzeżenie, a nie jest to przecież reportaż, bo faktów i nazwisk tu niewiele (autor zastrzega że to z obawy przed procesami). Choć tak bardzo osobiste wspomnienia, nie jest to również raczej biografia. A więc co i po co? Jako forma autoterapii i jakiego ostrzeżenia? Dla kogo? Bo młodzi raczej tego nie przeczytają, zresztą oni wierzą swoim celebrytom, a Janek Strojny już do nich nie należy - nigdy nie miał największych zasięgów (choć pisze o zasięgach rzędu 80 mln odsłon, to w porównaniu z innymi to wcale nie tak dużo), a potem się wycofał. Sama książka została też mocno przez innych influencerów mocno skrytykowana jako pełna fantazji i przerysowań. Może więc to ostrzeżenie dla rodziców, by rozmawiali o tym ze swoimi pociechami, które przecież w przeważającej części upatrują w siedzeniu na TikToku czy w innych mediach społecznościowych, kręceniu filmików, sposobu na zdobycie dużej kasy, zrobienie kariery i generalnie super przyjemnego życia.

Tak, w tym przypadku lektura tej książki, może trochę dorosłym, nieświadomym różnych rzeczy, trochę otworzyć oczy. Może nie tyle na samo ryzyko wejścia w środowisko, które autor sugeruje że jest okropne i zjada człowieka z butami, potem wypluwa jako nędzne resztki (te imprezy ze stosami kokainy, oszustwa na umowach itp.). Ale jest też coś chyba ważniejszego o czym pisze autor.



Chodzi o uchwycenie mechanizmów łatwego sukcesu, presji by utrzymać się na fali, przeliczania wszystkiego na lajki, na sukces, na pieniądze, popularności i wypalenia. Nie oszukujmy się - zresztą Janek Strojny nie jest pierwszym który o tym mówi - choć widzisz uśmiechniętego człowieka na filmie czy zdjęciu, nawet nie wiesz ile go kosztował ten uśmiech, ile razy go powtarzał, by wypadł jak najlepiej. I to jest tu chyba najciekawsze - osobiste rozważania na temat tego jak można łatwo wpaść w pułapkę własnego sukcesu, gdy już nie masz zwykłego życia, imprez, znajomych, ale zarówno ty, jak i cała reszta otoczenia zaczyna kombinować co na tym może ugrać, co pokazać, z kim się pokazać, jak uzyskać kolejne 10 tys. polubień, bo to staje się wyznacznikiem twojej wartości.

Autor pisze o depresji, o tym jak bardzo się pogubił i choć pewnie to nie jest droga każdego youtubera, czy twórcy na TikToku, to warto przeczytać to o czym pisze, bo to nie jest wcale głupie. 
Nie traktujcie tego więc jako jakiegoś sensacyjnego odkrywania prawdy o całym świecie social mediów, ale jako opowieść człowieka, który w tym był, czuł się tego częścią i opowiada o tym jak to wygląda od strony twórcy, a nie tylko odbiorcy. Nie mówcie, że to jedynie on okazał się słaby, bo jeżeli przemyślicie sytuacje o jakich pisze, wcale nie jest trudno się w tym pogubić, uznać się za  króla życia, lepszego od innych, choć ten nasz "talent" bazuje po prostu na jakimś farcie, wygłupach, sprzedawaniu siebie w odsłonie, która niewiele ma wspólnego z prawdą. Pomyślcie sami ile czasu trzeba poświęcić, by uzyskać taką "naturalność", by wyróżnić się spośród tysięcy innych, na których miejsca już czekają dziesiątki tysięcy następnych.


Czy rzeczywiście ktoś potraktuje taką książkę jako poważne ostrzeżenie dla siebie? Obawiam się że nie. Ale może kiedyś przyjdzie taka chwila i przypomni sobie różne fragmenty, by łatwiej wrócić do normalnego życia, by uświadomić sobie, że utrata zasięgu, konta, "kariery" influencera, jeszcze nie jest końcem. A może być nawet początkiem czegoś lepszego. To zawsze jest kwestia priorytetów - co stawiasz na pierwszym miejscu i bez czego nie potrafisz wyobrazić sobie dnia/tygodnia/miesiąca. Jeżeli to komórka/komputer, to mimo tłumaczeń że to przecież praca, można jedynie współczuć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz