Strony

wtorek, 28 listopada 2023

Dotknąć gwiazd - Zula Ankanon, czyli czy jedynym wyjściem jest ze sobą skończyć?

Czasem bywa tak, że jakaś historia mocno w tobie zadrga i czujesz, że szybko musisz o niej komuś opowiedzieć - to chyba był jeden z powodów dla których zakładałem bloga w 2011 roku :)
I wciąż mam ten komfort - sam wybieram to o czym w danej chwili chcę pisać, staram się nie ulegać presji terminów narzucanych przez wydawców (2 tygodnie od premiery - od razu mówię, że to raczej nierealne). "Dotknąć gwiazd" pozornie wydaje się romansem młodzieżowym, ma jednak w sobie coś takiego, co przyciągnęło moją ciekawość i w jeden dzień, między innymi tytułami szybko go pochłonąłem. Młodzi bohaterowie, tak bardzo tęskniący za bliskością, za byciem akceptowanym, tak gdzieś mocno poranieni, nawet w takiej dość klasycznej historii o o przyciąganiu i odpychaniu, wydają się dość oryginalni. Ich przeszłość, sposoby na radzenie sobie ze światem, myślenie o sobie w negatywnym świetle i jednoczesne pragnienie uczucia, z obawą że na nie nie zasługują - to wszystko sprawia, że ta historia nabiera interesującej głębi. A za numery telefonów zaufania na koniec - ode mnie brawa - takich informacji nigdy za wiele, a jeżeli już ktoś odnajdzie jakiś kawałek siebie w emocjach bohaterów, będzie już wiedział trochę więcej o tym jak i gdzie szukać pomocy. 


Nawet jeżeli bowiem nie zamordowałeś ojca, nie siedziałeś w więzieniu, nie handlowałeś narkotykami, nie jesteś znaną i bogatą influenserką, którą stać na najlepsze dragi, nie znaczy że nie możesz odnaleźć w ich emocjach czegoś własnego i czegoś prawdziwego. To chyba jedna z rzeczy, która ciut mnie uwierała - jak na dwadzieścia kilka lat autorka dołożyła swoim postaciom tyle, że wydają się mało realne. Skupieni jesteśmy głównie na ich traumach, lękach, wyrzutach sumienia. Ewidentnie nie wierzą ani w swoją wartość, ani w sens dalszego życia. I oto spotkanie (w dość wyjątkowych okolicznościach) dwójki takich ludzi, zmieni ich los.

Ona ma wydawałoby się wszystko, on nie ma nic. Oboje są oceniani poprzez swoją przeszłość, wygląd, a nie prawdziwą wartość. I to boli. Bo nikt nie interesuje się tym co naprawdę czują. I gdy wreszcie spotykają kogoś równie pogubionego, to zrozumienie między nimi przerodzi się w fascynację i miłość. Tylko czy to zdrowe? Czy przypadkiem obok narkotyków ta więź nie staje się kolejnym sposobem na załatwienie swoich problemów, czy nie trzeba tego wcześniej przepracować?

Przeszłość będzie do nich wracać, wciąż na nowo raniąc, a oni z lęku przed bólem i nie widząc nadziei, będą przekreślać nawet to co dla nich najcenniejsze, choćby im się powtarzało, że mają kolejną szansę, którą warto wykorzystać. 

Romans? I owszem. Nawet jakieś sceny się znajdą.
Thriller? Niekoniecznie, bo też zagrożenie, choć realne, nie jest tu najbardziej istotne. Ważniejsze jest to co ono robi im w sercach i głowach. Wątek z ośrodkiem terapeutycznym dość stereotypowo oparty raczej na tym co było dekadę czy dwie temu (w tej chwili raczej nie ma tyle opresji i przemocy), pewnie też może dać nieźle do myślenia nad tym jak może wyglądać proces zmiany i jak bywa to trudne, niezależnie od tego od czego jesteśmy uzależnieni. Równie ciekawe oczywiście to jak pokazana została pogoń za popularnością, za tym co o nas się mówi. Jak łatwo dziś ulec ocenie innych, uwierzyć w to, że to co np. w mediach społecznościowych, liczba lajków czy treść komentarzy, to prawda o nas samych.Samobójstwo, destrukcja, używki, depresja samookaleczenia - to wątki dość ważne i zarysowane bez budowania wokół nich otoczki sensacji czy co gorsza mody... Bo zagłuszenie bólu jest zawsze tylko pozorne.

Lektura nie tylko dla młodych. Niegłupie, bo pod banalną historią o miłości, mamy trochę prawdziwego lęku, jaki pewnie nosi w sobie wielu ludzi, maskując to jedynie pozorami świetnej zabawy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz