Strony

środa, 20 września 2023

Kozioł ofiarny - Daphne du Maurier, czyli wejść w czyjeś życie

Ależ się cieszę, że wydawnictwo Albatros zdecydowało się wznowić w pięknych wydaniach powieści Daphne du Maurier, bo mimo upływu lat te powieści wciąż potrafią zachwycać. 
Tak pisałem o Moja kuzynka Rachela i już wtedy postanowiłem sobie zbyt długo nie odkładać lektury kolejnej książki tej autorki. Postanowienie nadal jest aktualne :)
Co tak urzeka? Może elegancja, spokojny rytm tych książek, dbałość o detale, o rozbudowanie wątków psychologicznych. Niby to trochę trąci myszką, ale w tym właśnie jest urok, bo nie ma tego co często drażni, że na siłę pisząc o przeszłości, jednocześnie wrzuca się tam dylematy współczesnego czytelnika. U Daphne du Maurier zanurzamy się w wydarzenia z XIX czy pierwszej połowy XX wieku, prawie zapominając o tym co nas otacza. Ona pisze tak, że człowiek naprawdę się angażuje emocjonalnie, mimo że na pierwszy rzut oka nie ma tu wielkiego napięcia. Jest, ale gdzieś wyczuwalne podskórnie, a nawet gdy wydarzy się coś dramatycznego, to nie robi się tego dla efektu, tylko raczej pokazując potem konsekwencje...

I to właśnie jest ciekawe. 

Ale przejdźmy do Kozła ofiarnego.


Czasem człowiek jest tak zmęczony swoim życiem, że traci całą radość, wydaje mu się że cokolwiek by nie zrobił, to i tak niewiele jest w stanie zmienić na lepsze. Zwątpienie, zmęczenie, a może również marzenie o tym by ktoś choć na chwilę mnie od tego uwolnił, zamienił się tak na jakiś czas na życie.
A gdyby tak spotkać sobowtóra, który to umożliwi?

Angielski wykładowca historii o imieniu John, spędza krótki urlop we Francji, która jest szczególnym obiektem jego fascynacji naukowych. Zna język, kulturę, choć raczej siedzi w księgach niż prowadzi życie towarzyskie. Gdy przypadkiem napotyka Jeana, który wydaje się jego lustrzanym odbiciem, traktuje to jako psikus losu, żart, ale bez większego znaczenia. Ot, napiją się razem, pogadają o tym jakie to dziwne, a potem się rozejdą. Tyle że następnego dnia budzi się w hotelu z nie swoją walizką, bez dokumentów, traktowany przez wszystkich jako hrabia de Gué. Postanawia zaryzykować, choć w duchu czuje, że jego małe oszustwo zostanie szybko wykryte.
Tak się jednak nie dzieje i mimo niewielkich wpadek, z dnia na dzień coraz bardziej zaczyna się przejmować losami rodziny, w którą przyszło mu wejść. Jean jako człowiek dość lekkiego usposobienia, nie dość że lekceważył uczucia rodziny, swojej żony, to lekką ręką wydawał majątek, zamiast dbać o dziedzictwo. Romanse, przygody, wygody były ważniejsze niż wszystko inne. John był przerażony relacjami jakie zastał i sytuacją, z którą trudno mu było sobie poradzić - wszystko było nowe, a jednocześnie trzeba było podejmować jakieś decyzje. Jak długo można żyć cudzym życiem, a jednocześnie nie dać złapać się na kłamstwie, błędzie, czy zbyt wielkiej rewolucji? I czy wrażliwością i współczuciem można naprawić to co przez tyle lat obudowane było warstwą niechęci, frustracji i pretensji?

To nie jest słodka bajka, ale powieść łącząca w sobie elementy thrillera, kryminału, czy powieści obyczajowej. Trochę w klimatach powieści wiktoriańskiej, choć opowiada już o latach powojennych, ale ten dziwny nastrój, z wyraźnym podziałem klasowym jest dla du Maurier charakterystyczny. Oczywiście trzeba przyjąć "na wiarę" to, że własna matka nie rozpozna syna, że można oszukać wszystkich poza zwierzętami i w cały ten przypadek spotkania sobowtóra, ale potem tak fajnie poprowadzone to jest psychologicznie, że już cali jesteśmy w tej historii. Po raz drugi orzekam, że ta kobieta naprawdę potrafiła pisać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz