Strony

poniedziałek, 7 marca 2022

Morderstwa w Somerset - Anthony Horowitz, czyli jestem bardzo na tak!

Przygodę z tym autorem rozpocząłem jakby od końca, bo od jego najnowszej powieści, będącej zresztą drugą częścią cyklu z Susan Ryeland jako bohaterką. Ale już pisząc o niej (zerknijcie tu), obiecywałem, że długo nie będę odkładał nadrabiania zaległości. I oto jest część pierwsza cyklu, a kolejna książka, jeszcze wcześniejsza już na stosie.

O ile przy pierwszym spotkaniu z pomysłem, by w fabule powieści, umieścić drugą, począwszy od okładki, aż po inną numerację stron, byłem zdumiony, tak przy drugim nie było tego zaskoczenia, ale to wciąż smakuje podobnie. Po pierwsze - same przygody Atticusa Pünda, czyli detektywa, który rozwiązuje różne zagadki, to bardzo fajny kąsek dla fanów klasycznych kryminałów w stylu Agaty Christie. Aż chciałoby się, żeby taki cykl siedmiu powieści ukazał się niezależnie od współczesnej fabuły. Po drugie - powiązanie lektury tej historii z próbą wyjaśnienia śmierci jej autora, wypada bardzo dobrze. No i po trzecie - dość oczywiste - próbujemy rozwiązać nie jedną, a dwie sprawy. I tym razem mówię to bez przesady, bo z powodu zaginięcia ostatnich rozdziałów, do końca trzymani jesteśmy w niepewności. 


Czemu autor miałby dostarczyć książkę bez ostatnich stron? Czy komuś zależało na tym by one zniknęły? Informacja o śmiertelnej chorobie nie musiała być przecież jednoznaczna z samobójstwem, może więc ta śmierć wcale nie jest taka oczywista jak wydaje się policji? Susan Ryeland, redaktorka londyńskiego wydawnictwa, postanawia poprowadzić własne śledztwo w tej sprawie. Ma pretekst, bo przecież szuka zaginionych fragmentów publikacji, ale z czasem coraz bardziej umacnia się w swoich podejrzeniach. I nie ukrywajmy - również w niechęci do człowieka, z którym musiała współpracować przy redagowaniu jego książek. im więcej się o nim dowiadujemy, tym bardziej widać, że trochę osób mogło do niego mieć jakąś urazę i motyw do morderstwa. Zupełnie jak w jego książkach. I choć tym razem będzie tylko jeden finał, gdy zebrani zostaną wszyscy podejrzani, to emocji i tak nie zabraknie. A poczucie: kurde, tyle tropów, a ja je przegapiłem będzie pewnie czymś co będzie nas łączyło :)
Bardzo fajna lektura, trochę w starym stylu, przynajmniej w tej części retro, bez epatowania przemocą, z naciskiem na zagadkę. To się naprawdę świetnie czyta! Nie bójcie się ilości postaci, bo są opisane tak, że trudno je mylić i za to też spory plusik. Odkrywanie tego kto co ukrywa, jakie sekrety mogą mieć związek ze sprawą, a które niekoniecznie, to ogromna przyjemność. Horowitz wcześniej pisał scenariusze do seriali kryminalnych i czuje się, że rozumie gatunek i nie potrzebuje fajerwerków, by wciągnąć czytelnika w wymyślona historię.
Jestem bardzo na tak!   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz