Strony

sobota, 20 lipca 2019

Goście z Galaktyki Arkana, czyli coś wymyślę


 Dawno nie byłem gościem Kina Iluzjon, ale widzę że po okresie chudych lat wróciło ono do łask Warszawiaków i nabiera statusu miejsca kultowego. Gdzieżby indziej można trafić na fajne retrospekcje, filmy czasem już zapomniane, a warte odświeżenia. Pokazy z muzyką na żywo, filmy których nigdzie indziej raczej się nie obejrzy przyciągają czasem nawet większą publikę niż normalny repertuar. Zastanawialiśmy się ile osób będzie zainteresowanych cyklem czeskich retro horrorów, które powstawały w latach 80. I zdziwienie, bo salę trzeba było zmienić na większą niż planowano. I skończyło się oklaskami.
Gdyby ktoś był zainteresowano to za tydzień jeszcze jeden wyjątkowy pokaz w ramach tego cyklu (tu info), choć jeżeli ktoś mieszka w Warszawie po prostu zachęcam do śledzenia profilu kina (bilety tanie, a na Wałbrzyskiej chyba nawet za darmo). A teraz o filmie.


Znacie takie stwierdzenie: tak złe, że aż dobre. To przedziwne, że filmy które gdy powstawały raczej nie budziły entuzjazmu, definiowane są jako produkcje gorszej kategorii, po latach czasem zdobywają drugie życie. Ludzie odnajdują w tym elementy pastiszu, zabawę formą i gatunkiem - to szczególnie gdy mówimy o produkcjach robionych za grosze, a przecież w demoludach tak było, reżyserzy wiedzieli, że nie mogą się mierzyć z hitami kinowymi. Robili więc to po swojemu, a dziś traktujemy to jako część historii kina, nawet z należnym szacunkiem. Produkcja "Goście z Galaktyki Arkana" i tak pewnie wyróżnia się jakościowo, bo sporo tu ładnych plenerów - Czesi chyba mieli frajdę, że całość mogli nakręcić nad ciepłym morzem, dzięki koprodukcji z braćmi z Jugosławii.
Choć niby tu występuje jako horror, film jest raczej pastiszem opowiadającym o inwazji obcych, komedią S-F, w której efekty są na poziomie bajek o Pi i Sigmie (kto pamięta?).
Niby więc jest kilka dość brutalnych scen, ale nie wykorzystano efektu straszenia, to raczej fundowanie widowiska z urywanymi głowami z pełną świadomością, że to nie jest serio. Czarny humor może się podobać i choć cała historia jest dość rozciągnięta, to sporo było momentów gdy mieliśmy niezły ubaw z tego co widzieliśmy na ekranie. Oto pisarz, którego różne fantazje przy większym wysiłku urzeczywistniają się i jedna z nich będzie miała dla niego poważne konsekwencje: prosto z jego powieści goście z kosmosu trafiają do jego miasteczka. Pierwszy kontakt z obcą cywilizacją będzie równie fascynujący co i straszny, szczególnie gdy do akcji wkracza Momo - cóż za pomysł, by wymyślić zabawkę, która przekształca się w olbrzymiego potwora.
Zabawne, troszkę kiczowate i byłoby jeszcze lepiej gdyby można było obejrzeć to z oryginalną ścieżką dialogową - niestety jedyne dostępne kopie to polski dubbing. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz