Strony

wtorek, 26 marca 2019

CASA VALENTINA, czyli pozwólcie mi być wolnym choć innym



Szalenie lubię wyjść z teatru i mieć tyle tematów do rozmowy, że nie wiadomo od czego zacząć, omawiać obsadę kłócąc się zażarcie, kto był najlepszy, by w końcu dojść do konkluzji, że każdy był rewelacyjny w swojej roli i cieszyć się, że akurat w ten wieczór wszyscy grali tak pięknie, że widownia zgotowała im oklaski na stojąco.

Historia (scenariusz Harvey Fierstein) oparta jest na prawdziwych wydarzeniach, które miały miejsce w Ameryce, w latach 50-tych. Jest opowieścią o transwestytach, którzy swój raj na ziemi znaleźli w pensjonacie Rity (Maria Seweryn) i George’a (Rafał Mohr). Tam czuli się bezpiecznie jako kobiety, zostawiając za sobą, choć na krótką chwilę, życie w zakłamaniu, kłamstwie i strachu. W tamtym czasie zarówno homoseksualizm jak i przebieranki w damskie ciuszki, by choć przez chwilę móc pobyć mężczyznom po tej ich kobiecej stronie, karane były napiętnowaniem: „zboczenie” i wieloletnimi wyrokami więzienia. W takich warunkach pensjonat Rity był dla nich oazą ciepła, spokoju, akceptacji. A Rita ich rozumiała, sama miała męża transwestytę, pobrali się, bo ona pokochała jego męską stronę i zdołała zaakceptować stronę kobiecą. Jest przyjaciółką ich wszystkich i jako perukarka pomaga im w tworzeniu kobiecej osobowości. Kiedy kolejni goście zjeżdżają do pensjonatu jako mężczyźni, by po chwili przeistoczyć się w kobiety, przekomarzać ze sobą – widzowie pękają ze śmiechu.



Jednak pod powierzchnią zabawy powolutku zaczynają wyzierać historie, które już śmieszne nie są. Widać, że Rita za uśmiechem ukrywa rozedrganie, ta skomplikowana relacja z mężem zaczyna mieć rysy, coraz częściej sięga po mocne drinki. On jest szczęśliwy, że może spełniać się jako Valentina, akceptowany przez żonę, której zazdroszczą mu pozostali (niesamowite przeistaczanie się Rafała Mohra wraz ze zmianą odzieży, z mężczyzny w kobietę, czarującą i pewną siebie). Rita sens swojego życia opiera na przekonaniu, że bez niej jako opoki, on by nie dał sobie rady. Rezygnuje więc po części ze swoich ambicji, potrzeb, marzeń, by on mógł spełnić swoje. Czy pozwalając mu istnieć w tej szczęśliwości ona nie przegra swojego życia? Czy dalej będą razem? W ich małżeństwie są dwie kobiety: ona - Rita, oraz kobieca strona Georga – Valenina. Czy musi stoczyć walkę z jego kobiecą stroną, żeby mieć go dla siebie? Wzruszająco pięknie zagrała to Maria Seweryn.

To także spektakl o inności, o związkach, tolerancji, skutkach życia w kłamstwie dla tych co kłamią i dla tych okłamywanych, ale i o strachu. Pamiętajmy, że to były czasy kiedy osoby „inne” zaczynały walczyć o swoje prawa, kiedy na forum publicznym licytowano, kogo nazwać zboczonym, kto jest gorszy: homoseksualista czy transwestyta. Ci inni debatowali z kolei  czy się łączyć we wspólnej walce o prawa, czy dalej walczyć wszyscy ze wszystkimi o to, kto bardziej zboczony. Kiedy Charlotta (wyborny w tej roli Mirosław Kropielnicki) proponuje stworzyć organizację, aby pod jej skrzydłami zbudować większy, silniejszy ruch społeczny, by donośniej domagać się praw dla  transwestytów, ale to wymagałoby ujawnienia swoich nazwisk – nagle przyjacielskie relacje zaczynają pękać. Strach, że ktoś poznałby ich skrywane oblicza stopuje ich działania. Różne są tego motywy: wstyd przed rodziną, lokalną społecznością, przed odrzuceniem, utratą pracy czy tylko spokoju, obawa przed śmiesznością czy napiętnowaniem albo więzieniem. Wspaniałe kreacje: początkującej w tym gronie Mirandy (Maciej Kosmala),wyważonej, spokojnej Glorii (Piotr Borowski), mądrej, dowcipnej choć podstarzałej Teresy (Piotr Machalica), czy pulchnej, beztroskiej, dowcipnej Bessie (Cezary Żak).

To również rzecz o wolności, o jej granicach i nieuchwytnych momentach jej przekraczania. To także pytania czy walcząc o swoje prawa do wolności możemy to robić kosztem najbliższych albo innych ludzi? Czy sędzia (Witold Dębicki – rewelacyjny), który przeistaczając się w Amy udaje i „zapomina” o swoim homoseksualizmie, jest ich przyjacielem czy traktuje ich instrumentalnie? Czy korzystając z ich kryjówki przed światem zewnętrznym ma prawo narażać ich na więzienie – milcząc o swoich niecnych czynach? A co uczynił ze swojego małżeństwa z katoliczką, która wie o jego preferencjach, ale religia każe tkwić jej w tym związku latami, niszcząc od środka ją i dzieci (wstrząsająca rozmowa z jego córką, w tej roli - Joanna Gleń).

Bardzo dobry spektakl. Z takich jakie lubię. Mądry, poruszający ważne tematy. I cały czas, niestety, na czasie. Od zawsze wpajano w nas schematy, że nie wolno być innym, że homoseksualista to ktoś gorszy, potrzebuje izolacji… trudno więc przełamywać stereotypy, które co niektórym zabierają wewnętrzny spokój, a które dalej są podsycane przez część społeczeństwa.

Dlatego warto obejrzeć ten spektakl, bo pokazuje co się dzieje gdy brakuje tolerancji.

Polecam.

MaGa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz