Strony

poniedziałek, 25 marca 2019

Belfer, czyli dawniej wszyscy byśmy wstali


Narobiło się trochę opóźnień z notkami teatralnymi, ale ponieważ w najbliższych tygodniach szykuje się sporo pracy i wyjazdów służbowych - może choć na pisanie znajdę chwilę.
Dziś Wojciech Pszoniak i świetny monodram Belfer (scena mistrzów Akademii Teatralnej nie zawodzi), spektakl który wzbudził we mnie sporo emocji i refleksji. Będzie więc trochę o samym przedstawieniu, jak i o sprawach jakie porusza scenariusz. Notkę dedykuję wszystkim moim nauczycielom oraz tym, którzy dziś podejmują ten zawód. Dość niewdzięczny przyznajmy, bo bardzo stracił na prestiżu i powodów tego jest cała masa.
Bohater - nauczyciel literatury opowiada o swoim profesorze, jakim szacunkiem go obdarzał, jakim był dla niego autorytetem. Kiedyś w mniejszych miejscowościach poza księdzem i wójtem nie było nikogo, kto byłby obdarzany większym podziwem. Wstawaliśmy mówiąc "dzień dobry" gdy nauczyciel wchodził do klasy... A dziś?
Wiedza na wyciągnięcie ręki, a belfer staje się kimś w rodzaju trenera, który ma ćwiczyć do testów albo cerbera, próbującego upilnować dzieci przez pół dnia, żeby się nie pozabijały. Połowę czasu pracy zabierają mu bezsensowne papiery jakich się od niego wymaga. Zarabia jak zarabia. Nie mam zamiaru w tej notce odwoływać się do strajku, ani bieżącej atmosfery, ale pomyślcie o tym jak Wy odnosiliście się do nauczycieli, jak o nich myślicie dziś i spróbujcie pomyśleć czy tak samo myślą Wasze dzieci. Abstrahując od oceny systemu edukacji, programów nauczania, po prostu mam wrażenie, że szkoła staje się coraz bardzie przykrym obowiązkiem, bo młodzież ma odczucie, że to im do niczego nie potrzebne. Kimś jest nie ten, kto skończył studia, ale ten kto ma fejm, kto zarabia kasę, o kim się mówi. I choćby robił głupoty, staje się wzorem dla młodych. Autorytety? Dziś już chyba dla młodych nie istnieją.
I jak w tej rzeczywistości odnajdują się nauczyciele? Coraz bardziej wypaleni, rozgoryczeni, że ich ambicje, oczekiwania jak to młodzież będzie chłonąć z wdzięcznością ich wiedzę, legły w gruzach. Powiecie - na szacunek trzeba zapracować - ale przyznacie, że trudno to zrobić gdy na wejściu nawet rodzice nie dają ci wsparcia i przytakują dzieciom, że pani pewnie jest głupia, bo robi coś co dzieciom się nie podoba...
Jak to się ma do Belfra?

Pszoniak na scenie staje się właśnie przedstawicielem tego pokolenia, które uważało że to piękny zawód, że to powołanie, że będą drogowskazami. A dziś przychodzi im stawać przed klasą, która tempo na nich patrzy i nawet nie próbuje słuchać. Słuchamy jego opowieści i zastanawiamy się nad tym w którym momencie coś w nim pękło, kiedy zaczął myśleć o swoich uczniach jak o zwierzętach, bezmyślnych i nie rokujących żadnych nadziei, a on sam chce tylko przetrwać kolejną lekcję. Ta jego spowiedź budzi czasem śmiech, gdy rozpoznajemy w niej wiele obrazków bardzo celnie określających to co może spotkać nauczyciela, ale i grozę, gdy widzimy jak bardzo traci on serce do pracy, ale i do tych dla których miał być przewodnikiem. Uśmiech zamiera nam na twarzach i pozostaje jedynie dramat. Nie tylko jego, czy uczniów, ale całego systemu, który kompletnie nie potrafi poradzić sobie z takimi sytuacjami, udaje że ich nie ma. A gdy już wydarzy się tragedia, nawet wtedy szuka się usprawiedliwienia, nawet nie dlatego, by komuś dawać drugą szansę, ale po cichu rozumiejąc co go do tego pchnęło.

Wojciech Pszoniak, monodram "Belfer", Akademeia High SchoolSztuka belgijskiego dramaturga Jeana Pierre’a Dopagne’a to dobry tekst, niejednoznaczny, zmuszający do refleksji, ale trzeba naprawdę świetnego aktorstwa, by wydobyć z niego cały potencjał. I Pszoniakowi udaje się to mistrzowsku. Nie przeszkadza mi, że chwilami się zawiesza, jakby na moment zapominając tekstu, bo gdy on patrzy na nas i my patrzymy na niego, naprawdę widzimy kogoś kto sprawia, że ta historia ożywa. Bohater opowiada o sobie, a jednocześnie podważa własne i nasze normy społeczne, mówi o tym ile one są warte w obliczu zmieniającego się świata. Jesteśmy niczym dinozaury skazane na wymarcie i nasze grożenie palcem i odwoływanie się do sumień na wiele się wkrótce nie zda, bo ster przejmują pokolenia, które myślą już inaczej. A nauczycieli przygotowuje się wciąż według starej matrycy, w żaden sposób nie przygotowując na to co ich czeka.
Długo bym chciał pisać o tym spektaklu, ale żadne słowa nie oddadzą tego co się po jego obejrzeniu odczuwa. Choć grany od wielu lat, dziś jest cholernie aktualny, a choć Pszoniak ma już swoje lata, wcale nie traci energii i charyzmy na scenie, powiedziałbym w tej roli wypada coraz bardziej autentycznie.
Gdy wypatrzycie w swojej okolicy (bo ten spektakl nie ma stałej sceny, z który byłby związany) - idźcie koniecznie!

2 komentarze: