Strony

niedziela, 2 grudnia 2018

Ramen. Smak wspomnień, czyli nie idź głodny do kina

Dziś pół dnia przy kuchni, więc i notka kulinarna. Przynajmniej po części. Jakoś tak się składa, że w tym co do nas trafia z kinematografii japońskiej ostatnimi laty, mocno ten wątek jest obecny. Może właśnie takie rzeczy wybierają też dystrybutorzy, wiedząc, że wzbudzą one większe zainteresowanie? Niby to kuchnia, która nie jest jakoś wielce skomplikowana, obudowana jest jednak pewną aurą, w której nawet to co proste wymaga ćwiczenia, studiowania, odpowiedniego podejścia. Jeżeli coś będzie zrobione w pośpiechu, byle jak - smakować nie będzie.
W tym filmie też to wyraźnie się czuje. Choć wątek gotowania nie jest najważniejszy, nadaje jednak całości pewnego ciepła i rodzinnej atmosfery. Jedzenie gotowane z sercem i tak właśnie ofiarowane, może być wyrazem troski, serdeczności, przeprosinami, czy podziękowaniem. Dla głównego bohatera: Masato, jest też sposobem na zachowanie pamięci o mamie, która zmarła, o tych wszystkich dobrych wspomnieniach z dzieciństwa.

Po jej chorobie, zmieniło się bardzo wiele. Ojciec zgorzkniał i nie miał już dla chłopaka tyle miłości co dawniej. Razem pracowali w knajpce gdzie podawana jest słynna zupa ramen, dla Masato jednak nie wystarczało samo odtwarzanie przepisów przejętych od ojca. Jego marzeniem było znalezienie sposobu na połączenie tego co japońskie z tym co pamiętał z dzieciństwa - jego mama pochodziła z Singapuru, tam spędził pierwsze lata, a potem w kuchni zawsze pewne smaki się przenikały. Eksperymentuje więc w gotowaniu, korzystając z podpowiedzi kobiety, którą poznał przez internet. To ona też będzie dla niego przewodnikiem i wsparciem w jego wyprawie do Singapuru. W wyprawie w poszukiwaniu nie tylko smaków dzieciństwa (w tym słynnej zupy na żeberkach), ale i rodziny ze strony mamy.
"Ramen. Smak wspomnień" ma w sobie wiele ciepła, choć opowiadana historia nosi w sobie sporo dramatów, twórcy idą w stronę uleczenia różnych ran i przebaczenia. Wspólne gotowanie będzie miało w tym niemały udział. Ładny, spokojny film, w którym można naprawdę się zapatrzeć na różne sceny pichcenia i jedzenia, samemu nabierając ochoty, by więcej czasu i wysiłku wkładać w przyszłości w ten ważny aspekt życia. To chyba właśnie wszystkie te sceny z restauracji, knajpek, czy domowych kuchni, stanowią o jego uroku.
Japończycy najwyraźniej nie zapomnieli o tym, że wspólny posiłek to wyraz miłości. Warto to sobie przypomnieć i to docenić, zadbać by jeszcze więcej czasu spędzać razem, choćby w kuchni i przy stole. 
 


1 komentarz:

  1. z pewnością chciałabym obejrzeć ten film, zapowiada się świetnie :)

    OdpowiedzUsuń