Strony

niedziela, 2 grudnia 2018

100 minut dla urody, czyli mądrze i poetycko

W chłodny wieczór jakim nas przywitał grudzień, wybraliśmy się kilkuosobową grupą do Promu Kultury (Saska Kępa) na spektakl „100 minut dla urody”, w reżyserii Magdy Smalary, inspirowany i oparty na twórczości Wisławy Szymborskiej. Mieliśmy więc możliwość przeglądu różnorodności literackich jakimi „parała się” nasza noblistka. Były wiersze, była proza, limeryki i moskaliki, a wszystko to przyprawione gracją i urodą czterech aktorek, które z wdziękiem i subtelnym humorem prezentowały je na scenie w towarzystwie tria muzycznego. Na scenie cztery aktorki: Magda Smalara, Joanna Trzepiecińska, Katarzyna Dąbrowska oraz Izabela Bukowska-Chądzyńska, w strefie muzycznej: Urszula Borkowska (piano), Wojciech Gumiński (kontrabas) oraz Marcin Świderski (flet, saksofon). Tych kilka osób wyczarowało wieczór pełen poezji przyprawiony ciepłym i życzliwym stosunkiem do bliźnich i samego życia charakterystycznym dla zawsze uśmiechniętej Pani Wisławy, z muzyką „na żywo”.
 
Jeśli zna się twórczość Wisławy Szymborskiej ten spektakl pokaże możliwości interpretacyjne jakie można wyczarować z jej wierszy; od krótkiej formy dramatycznej po nostalgiczną poezję poprzez humorystyczne moskaliki. Jeżeli jednak tej twórczości się nie zna… to jest ten spektakl bardzo dobrym wstępem do tego, by jednak ją poznać. Bo jak powiedziałby Lucjan Kydryński w minionej epoce jest to spektakl „lekki, łatwy i przyjemny” w odbiorze choć jednocześnie mądry i poetycki, ze szczyptą serdecznej ironii do ludzkich słabości i (niestety) głupoty oraz niesamowitym umiłowaniem samego życia.
Na scenie cztery aktorki, z różnymi głosami i temperamentem, ale ten zespół stworzył czarowny wieczór (mimo początkowych trudności ze sprzętem). Kostiumy jak z epoki młodości Szymborskiej – kobiece, eleganckie… miło było popatrzeć. Aktorska interpretacja tekstów była dla mnie odmianą od sieczki oglądanej w tv. Piękne gesty, przechylenie głowy, zmrużenie oczu, uśmiech w kącikach ust czy tupnięcie zgrabną nóżką spod spódnicy na tiulowych halkach – to jest ten czar aktorskiego wykonania. Nie będę opisywać kto, co śpiewał i jak interpretował, ale było to ożywcze i najzwyczajniej – ładne. O ile Joannę Trzepiecińską widziałam już śpiewającą („Żarcik a propos”), więc nie było dla mnie zaskoczeniem, że pięknie śpiewa i świetnie czuje się na scenie o tyle pozostałe panie były dla mnie niewiadomą i – a ostatecznie – wielką pozytywną niespodzianką.
Tak się złożyło, że nigdy nie widziałam na scenie Izabeli Bukowskiej-Chądzyńskiej, i Magdy Smalary , a tu obie panie z wdziękiem i uśmiechem recytują i śpiewają, mają ładny gest sceniczny i pięknie poruszają się na scenie. Natomiast Katarzyna Dąbrowska to dla mnie odkrycie sezonu i efekt WOW. Dopiero co podziwiałam ją w „Hamlecie” i nawet mi przez myśl nie przeszło, że ona śpiewa! Zwróciłam uwagę na tę aktorkę Współczesnego właśnie ze względu na jej głos… niski, matowy, „zimny” (uwielbiam takie głosy, szczególnie u kobiet, bo to zjawisko rzadkie i zaskakujące. I mocno charakterystyczne), a tu proszę! Jej interpretacje wbiły mnie w fotel.
Każda z aktorek inna i każda bardzo dobra. Lubię spektakle, gdzie każdy jest „na swoim miejscu”, a tu tak jest. Bardzo miły wieczór, ciepły mimo chłodu za oknem, nastrajający pozytywnie do życia.
Polecam.
MaGa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz