Strony

niedziela, 3 grudnia 2017

Lunatycy - Jan Favre, czyli młodzi, pełni marzeń...

Jan Favre. Być może ten pseudonim nikomu nic nie mówi, ale gdy doda się StayFly, wiele osób prędzej skojarzy jakieś przeczytane w sieci historyjki, pełne humoru, ale i jakiejś refleksji nad tym jak układa nam się czasem życie i relacje z innymi. Blog StayFly, profil na FB, który czyta blisko 20 tys. osób, masa osób, które mówią: chcemy więcej! Nic dziwnego, że przełożyło się to na próbę wyjścia naprzeciw oczekiwaniom. Bloger jednak nie poszedł na łatwiznę, zbierając to co już wisiało w sieci i wydając to z jakimś uzupełnieniem, ale napisał coś zupełnie nowego. I wydał to zupełnie sam. Tak. Cały proces wydawniczy, reklama i sprzedaż, to jego dzieło. Ryzykuje, ale ewentualna sprzedaż to będzie również jego sukces - chce przekonywać treścią, a nie reklamą, która z nią nie ma nic wspólnego. I dzieli się swoim doświadczeniem, pokazując, że najważniejsza jest pasja i pewność, że ma się coś do powiedzenia/pokazania. Jeżeli to jest, nie trzeba się oglądać na innych.
O czym jest ta książka? O życiu. Wściekaniu się na to, że się wyciągnęło gorszy los na loterii, żyje się w małym, szarym mieście, gdzie ludzie nie mają ani specjalnych perspektyw, a ich marzenia są bardzo przyziemne. Kombinowaniu jak by tu przetrwać kolejny tydzień z niewielkim zastrzykiem gotówki, a jednocześnie przynajmniej w weekend zabalować. O tym jak trudno czasem pogodzić perspektywy dorosłych i ludzi młodych, jak zupełnie są to inne światy. O pragnieniach by być kimś innym i o tym jak sukces może dać kopa w dupę, gdy nie jest się na niego przygotowanym.
 
Jednego dnia jesteś prawie nikim, poza kilkoma osobami znajomymi nikt cię nie zauważa i nie szanuje, a potem wchodzisz niczym w cudowny sen, gdy każdy chce się z tobą przyjaźnić, ma dla ciebie dobre słowo. Co się takiego zmieniło, czy rzeczywiście w dobie mediów społecznościowych tak niewiele potrzeba do tego, by poczuć się królem życia? Jeden dobry numer? Siedzisz i obserwujesz jak rośnie liczba lajków i przeliczasz to na kasę z reklam. Tylko co dalej?
Jan Favre pisze o ludziach młodych, przygotowujących się do matury, by jeszcze bardziej uwypuklić tą presję jaką sporo z nich odczuwa - kończy się szkoła, musimy myśleć o przyszłości, musimy stać się odpowiedzialni, co nas czeka... Nie wszyscy przecież mogą liczyć na wsparcie rodziców (albo raczej na ich kasę, bo na prawdziwe wsparcie oby mogło liczyć jak najwięcej), a perspektywa nie dla wszystkich jest różowa. 
"Lunatycy" to świat ludzi młodych, pełny tego co ich otacza (choć moja 17-letnia córka twierdzi, że aż tak źle nie jest): alkoholu, narkotyków, imprez, muzyki, bluzgów i bezcelowych pogaduszek. Gdy się jednak trochę przyjrzymy dokładniej, będziemy widzieli ile w tym wszystkim samotności, wołania o akceptację, o uwagę. Główny bohater - Michał SirNick Sernicki przeżywa pierwszy poważny związek, a jednocześnie próbuje okiełznać zupełnie nową dla siebie sytuację.    
Można tu znaleźć trochę podobieństw do filmu "Jestem Bogiem", ale pewnie dlatego, że dla wielu młodych ludzi ta muzyka jest bardzo ważna. "Nawijać" może każdy, liczy się osobowość, dar, pisanie tekstów, a do nagrywania nie potrzeba wielkich studiów nagraniowych. Szkoda, że pewne działania "showbiznesu" nie zmieniają się od lat i również to wygląda podobnie jak i w filmie. Gdy osiągasz sukces, nagle masz wokół siebie mnóstwo "przyjaciół", ludzi, którzy chcą ci "pomagać", kuszą wejściem w sfery, które dotąd były nie dla ciebie. Muzyka, tak ważna dla Michała jest tu motorem całej akcji, jego sposobem na wyrażanie siebie. Siłą jego tekstów była szczerość, ale i frustracja, tylko czy po tym jak zgarnie pierwszą kasę z koncertów, nadal będzie sobą - pełnym pasji, pragnienia wyrzucenia z siebie różnych przemyśleń młodym człowiekiem? 
Fakt, że w dużej części książki siedzimy tak naprawdę w głowie tego chłopaka, sprawia że dużo lepiej rozumiemy różne jego decyzje, lęki i zdumienie. Sama fabuła nie jest może jakaś bardzo skomplikowana, ale dzięki temu jak to jest napisane, wciąga nas błyskawicznie.
Jest w tym jakiś nerw, choć również miejsce na refleksję. Zastanawiam się jedynie nad tym, czy młodzi ludzie, w wieku Michała zrozumieją taką powieść - dla nich mogłaby być pomocna w wielu sytuacjach. Mam jednak wrażenie, że takie historie docenia się dopiero gdy samemu popełni się trochę błędów i odczuje ich konsekwencji na własnej skórze. 
W każdym razie "Lunatyków" polecam!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz