Strony

środa, 24 maja 2017

Ostrze zdrajcy - Sebastien de Castell, czyli płaszcz, szpada i odrobina magii

Zanurzony mocno od kilku miesięcy w kryminały (wciąż mi się nie znudziło), gdy sięgam po inne gatunki, jestem jakiś sceptyczny. Czasem jednak zdarzają się miłe niespodzianki. "Ostrze zdrajcy" (dziś premiera - szukajcie informacji o książce np. u wydawcy, czyli Insignis) sprawiło mi masę frajdy. Chyba od czasów lektury Wegnera fantasy tak mnie nie wciągnęło. Tu w dodatku jest to dość lekkie, wypełnione akcją, więc wciąga błyskawicznie. Może dla kogoś będzie wadą fakt iż nie poznajesz za dobrze świata, w którym się to dzieje, jego geopolityki, a od razu jesteś wrzucany w wir wydarzeń, ale te realia, na poły baśniowe i średniowieczne, nie są bardzo skomplikowane. Niech się schowają wszystkie Szklane trony, Szklane miecze i tym podobne sagi. De Castell nie musi lać wody, by wypełnić 600, czy 700 stron - on daje czytelnikom esencję. I ja to kupuję.



Sporo w recenzjach i opisach nawiązań do muszkieterów - czy jeżeli ktoś nosi płaszcz i walczy rapierem to przychodzi nam do głowy jedynie obraz z powieści Dumasa? Trójka bohaterów rzeczywiście kiedyś służyła królowi, stanowiła jego wierną i nieliczną gwardię Wielkich Płaszczy: ludzi, którzy mieli w imieniu władcy nieść sprawiedliwość, rozstrzygać spory, głosić jego prawa. Niestety, jak to zwykle bywa, dobre intencje nie są czymś co pozwalałoby długo rządzić na tronie. Od zawsze liczą się tu siła, spryt, umiejętność manipulowania ludźmi, autorytet. Króla obalili książęta i możni, którzy woleli brak kontroli nad sobą, możliwość rządzenia swoimi podwładnymi silną ręką. Zakon Wielkich Płaszczy rozwiązano, a przez to, że nie walczył w obronie króla, okryto dodatkowo hańbą na wieki. Jak żyć z taką plamą na honorze i dobrym imieniu? Nie pozostaje nic innego jak tułać się po kraju, podejmując się mniej lub bardziej intratnych zadań, służyć ochroną i czekać aż los się do nich uśmiechnie. Nie pozostało im nic innego jak wspomnienia po dawnej świętości i wspaniałych zasadach jakie ich łączyły. Dziś ten kodeks jest raczej wyśmiewany jako naiwność i głupota.
Ta trójka jednak nie traci resztek nadziei, że może kiedyś, gdy wypełnią misję odnalezienia legendarnych klejnotów, może powróci ich chwała, a świat stanie się choć odrobinę lepszy.
Więcej nie zdradzę, bo też po co odbierać Wam frajdę. Autor zafundował szczyptę magii, humoru i taką ilość ucieczek, walk, zagrożenia życia, zwrotów akcji, intryg, niespodzianek, że trzeba samemu wejść w tę historię. I chcieć więcej, tak jak ja. Teraz tylko wyglądać kolejnych tomów (w zapowiedziach jeszcze trzy).
No dobra, gdyby nie ta magia, to zestawienia z muszkieterami byłyby całkiem na miejscu, choć mam wrażenie (i nadzieję, iż dowiem się więcej), że bliżej im do zakonu, bractwa, które nie tylko walczy, ale ma przekazywać też ludowi prawa bliskie sercu króla. To właśnie wiara w zasady ich połączyła: chcą głosić równość, sprawiedliwość, prawo do wolności, godności, władca ich zdaniem ma służyć, a nie wywyższać.

Czyta się błyskawicznie i przyjemnie. A że trochę bajkowe i nie tak mroczne jak choćby "Gra o tron"?
Może się rozkręci - w końcu jesteśmy dopiero na początku historii.

Więcej o autorze i serii tu: 
Nawet można się pobawić w stworzenia własnego herbu Wielkich Płaszczy. Mój wygląda tak :)
Twój kolor to czarny, symbolizujący gotowość do poświęceń
Kraken symbolizuje twoją inteligencję
Skrzydła symbolizują twoją wytrzymałość podczas długich podróży
Z pomocą swojego pałasza stawisz czoła każdemu przeciwnikowi



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz