Strony

czwartek, 25 maja 2017

Burton mistrzem jest i basta, czyli Edward Nożycoręki i Gnijąca Panna Młoda

Tim Burton. Rany jak ja lubię tego gościa. Niewielu jest reżyserów, którzy mają jakiś swój tak unikalny styl i pomysły, że potrafią zaskakiwać nie jednym, nie kilkoma, ale całą serią świetnych obrazów, które przechodzą do klasyki. Może mniejszym entuzjazmem pałam do jego nowych dzieł, ale to już niestety problem nie tylko jego (czyli jak dorównać bardzo wysoko postawionej poprzeczce), ale i mój (piszę o tym coraz częściej - dużo lepiej słucha i ogląda mi się rzeczy sprzed lat).
Dziś więc dwa klasyki Burtona, a w planach jeszcze kolejny oryginał, czyli Anderson. Powoli nadrabiam sobie filmografię wielkich reżyserów :) No bo jak - ponad 1000 notek filmowych, a brakuje w nich filmów, które absolutnie warte są zobaczenia? Nie może tak być. Niektóre oglądam więc po raz n-ty, choćby po to, by jeszcze raz przeżyć frajdę i napisać choćby parę zdań.

Gnijąca Panna Młoda. Animowany musical? Toż to przecież kojarzy się z Disneyem i przesłodzonymi filmami dla dzieci (choć kto wie, dzieci rosną, a Disney szuka oryginalności). A tu proszę: przychodzi Burton i pokazuje historię totalnie przewrotną. Taką, w której świat żywych jest szary, pełen chciwych, zakłamanych i złych ludzi, a świat pozagrobowy jest barwny, pełen dobrych dusz i paradoksalnie również wesoły :)


Wrażliwiec Wiktor wydawało się, że znalazł bratnią duszę i choć to miało być małżeństwo aranżowane przez rodziców, oboje z Wiktorią czuli, że to będzie dla nich nowy początek, szansa na wyrwanie się na wolność spod skrzydeł, które ich tłamszą. Gdybyż tylko Wiktor nie był tak nieśmiały i pechowy. Zamiast szybko przejść przez próbę, zawala ją, a potem ćwicząc w samotności w lesie, pechowo składa przysięgę... zmarłej pannie młodej.
Jak teraz wrócić do ukochanej, nie krzywdząc jednocześnie tej, która dostrzegła w nim szansę na spełnienie swojego marzenia o spełnionej miłości... Czy to w ogóle możliwe, by przechodzić przez granice między śmiercią i życiem?
Uwielbiam ten film, jego czarny humor, te specyficzne postacie, dość makabryczny sposób zaprojektowania tych lalek.
Niby pewne elementy przypominają filmy słynnej wytwórni - choćby postacie z drugiego planu jak robak i pająk - ale jednak klimat tej opowieści sprawia, że chyba bardziej doceniają ją dorośli, a nie dzieci. Mroczne, ale przecież również wzruszające i zabawne. To chyba tylko Burton mógł tak opowiedzieć bajkę o miłości. Muzyka, zdjęcia, ale przede wszystkim pomysł na całość zasługują na duże brawa.

 Kto pamięta Edwarda Nożycorękiego? Niesamowita rola Johny'ego Deppa, ale przede wszystkim pomysł na tę historię! Ależ trzeba mieć wyobraźnię, by właśnie tak opowiadać o inności, pragnieniu akceptacji, odrzuceniu, samotności. 







Po śmierci swojego stwórcy Edward długo przebywał sam, trudno więc dziwić się, że był dość "dziki". Ale to nie jedyny jego problem. Bardzo chciałby się przystosować, być jak inni, tyle, że stwórca obdarzył go zamiast dłońmi, nożycami. Przez jakiś czas jest sensacją w sennym osiedlu, w którym panie domu nie mają zbyt wielu rzeczy do roboty. Szybko jednak okazuje się, że nawet ci, którzy okazują mu swoją życzliwość, nie zawsze są szczerzy lub myślą tak naprawdę tylko o sobie. Sielanka prowincjonalna zmienia się w pełną potępienia i podejrzeń ekscytację. Jego dobre intencje są rozumiane zupełnie odwrotnie, bo ludzie nie chcą zaufać komuś, kto jest inny.
Najbardziej urokliwe jest to połączenie wątków komediowych i poruszającego dramatu, wzbudzenie empatii w widzach. Gorzka bajka o nas samych. Mądra, a w dodatku pięknie opowiedziana. Nawet jeżeli będą Was bawić klimaty lat 70, to sam film naprawdę nic się nie zestarzał i wciąż można odnajdywać tam jakieś smaczki dla siebie. Aktorsko, reżyserko, po prostu perełka.

1 komentarz: