Strony

sobota, 28 stycznia 2017

Konwój, czyli ciebie tam miało nie być

Tyle dobrych filmów wchodzi do kin, że ciężko się połapać i zobaczyć wszystko, dopiero teraz więc piszę o Konwoju, choć widziałem go już jakiś czas temu. Miłośnicy mocnych, męskich filmów pewnie będą czuli satysfakcję, obsada świetna, temat też dość interesujący, co jest więc nie tak z tym obrazem?
Niby już po paru minutach projekcji czujemy przez skórę kto jest kim i do czego zmierza ta historia, ale największy kłopot z tym, że gdy już się to potwierdzi, za cholerę nie można dojść do tego czemu ludzie zachowują się tak, a nie inaczej. Zmienianie decyzji, wahanie, dylematy moralne dadzą się zrozumieć, ale przy dużej determinacji słabość zawodowca już raczej nie. Mam trochę żalu też za finał tej historii - wcale nie tyle za Gajosa, bo gra nieźle, ale brak mi w tym wszystkim prawdopodobieństwa. Jak to? Naczelnik więzienia sam postanawia wymierzyć sprawiedliwość i wysyła ekipę z więźniem, która po drodze ma go wykończyć? Jakie ślady chce zatrzeć, o co do cholery chodzi. Zamiast więzienia - szpital psychiatryczny. To zdaniem wielu policjantów, czy strażników więziennych kpina i fundowanie mordercom wygodnej egzystencji, w dodatku bez tak ścisłego dozoru jaki by oni zapewnili. Rozumiem to, ale w tym przypadku chodziło przecież o coś jeszcze. Cała ta historia jest szyta dość grubymi nićmi. 
I zamiast thrillera, gdzie rzeczywiście czuło by się jakieś napięcie, zagadkę, która by nas męczyła, wychodzi z tego dramat o konsekwencjach własnych wyborów. Zadrzesz z kolegami: zapomnij o mundurze. Więckiewicz, Czop, Bluszcz, Simlat dają radę i wypadają dość dobrze w mundurach, Ziętek trochę odstaje, ale to naprawdę da się oglądać. Problem w tym, że dupy nie urywa. A takie kino gatunkowe powinno. 
Scenariusz słaby, ale za to zdjęcia palce lizać. Ciekawe, czy gdyby reżyserował ktoś z większą wprawą, sensacją we krwi, wyszło by lepiej. Sądzę, że tak - można było z tej historii wyciągnąć więcej




2 komentarze:

  1. Byłam wczoraj i powiem szczerze, że oglądałam z zainteresowaniem. Bez zerkania na zegarek, ziewania i wywracania oczami jak to często robię na filmach. W sumie było dużo nieścisłości, dziwnych niekonsekwencji, ale ogólnie ok. Scena końcowa (w deszczu) spodobała mi się ale to pewnie z miłości do wszelakich służb specjalnych. Denerwował mnie natomiast Feliks - młody idealista (ale to pewnie dlatego, że kiedyś sama byłam idealistką, a gdy zaczęła się rzeczywistość umarły ideały). Ale w sumie nie fabuła tu się liczyła a dylematy moralne i kwestie wyborów i psychiki. Warto obejrzeć!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. na pewno ciekawszy niż bieszczadzki "Na granicy", w sumie Polacy robią coraz ciekawsze rzeczy

      Usuń