Strony

wtorek, 27 grudnia 2016

Serialowo i historycznie, czyli Upadek królestwa i Medyceusze władcy Florencji

W ciągu kilku najbliższych dni na blogu czas podsumowań, z kilkoma rzeczami nie zdążyłem, ale wolę napisać o nich na spokojnie, bo na to zasługują, zamiast więc o "Młodym Papieżu", wolę napisać o dwóch innych serialach, które ostatnio wpadły mi w oko. Pierwszy z nich to ekranizacja powieści Bernarda Cornwella (tyle słyszę dobrego, a wciąż lektura przede mną) i coś co zrodziło się na fali popularności "Wikingów". Na razie jest jeden sezon (10 odcinków) i mam bardzo mieszane odczucia. Nieźle wypadają sceny walk, ale niestety wcale one nie dominują. Ktoś by spytał: może w takim razie będzie w tym trochę zakulisowych rozgrywek, polityki, zdrad i mniej jawnej walki o władzę... No owszem, trochę tego jest, ale to co dominuje i sprawiało, że trochę ziewałem, to towarzyszenie prawie cały czas tylko jednej postaci: dzielnego sasa, wychowanego przez Wikingów. Jego tułaczka w poszukiwaniu kogoś, kto wsparłby jego dążenie do odzyskania schedy po przodkach, trochę się ślimaczy. Od czasu do czasu nasz porywczy Sas w ubraniu dzikusa, łapie za miecz i dokonuje dzielnych czynów, ale przez większość odcinków po prostu jeździ na koniu przez kraj, daje się ponieść fali zdarzeń i mamy wrażenie, że wszyscy go robią w konia. 
To co na pewno się udało to pokazanie tej atmosfery grozy jaką budzili Wikingowie, tą łatwość z jaką dokonywali podbojów "cywilizowanych" i chrześcijańskich ludów wysp brytyjskich, rozbicie pośród poszczególnych panów tych ziem. Postać króla Alfreda Wielkiego, którego główny bohater wspiera w walce z przybyszami, to wyjątkowo bezpłciowa i zakompleksiona postać, ale jak się okazuje nawet z kogoś takiego można zrobić symbol władzy o wyzwolenie. 
"Upadek królestwa" jest filmem raczej przygodowym niż realistycznym dziełem historycznym, na kolana raczej nie powala, chyba więc kolejny sezon po prostu sobie odpuszczę.    

 ****

Twórcy serialu "Medyceusze - Władcy Florencji" chyba mieli większe ambicje - chcieli stworzyć coś wciągającego, a jednocześnie dość wiernie opowiadającego historię o potędze słynnego rodu bankierów. Aby zwiększyć oglądalność zatrudniono m.in. Dustina Hoffmana (jako nestora rodu), Richarda Maddena, jak na produkcję włoskiej telewizji czuć więc ambicje na sukces międzynarodowy. Podobnie jak w pierwszym przypadku jednak czegoś cholera brakuje. Komputerowe obrazki Florencji są ładne, ale bije z nich sztuczność, a ciągłe skoki w czasie, trochę przeszkadzają w zaangażowaniu się w jeden wątek. 
Dowiadujemy się trochę o różnych pomysłach na zbudowanie potęgi Medyceuszy (np. wybór papieża przez nich skaptowanego, aby powierzył im zbieranie podatków dla Watykanu), dylematy dwóch synów, którzy niekoniecznie mają ochotę na zajmowanie się rodzinnym interesem, a jednocześnie śledzimy wątek kryminalny, czyli wyjaśnienie morderstwa ich ojca. Wydarzenia te dzieli kilkadziesiąt lat, ale twórcy mieszają je dość swobodnie, co trochę przeszkadza w oglądaniu. Może z czasem się to ułoży? Wszak jestem dopiero przy trzecim odcinku.  
Gdybym miał wybierać pomiędzy tymi dwoma serialami, chyba jednak wybrałbym właśnie Medyceuszy - jest mniej przewidywalnie, a niektóre pomysły na załatwianie spraw pieniędzmi są bardzo pomysłowe (jak zakończyć wojnę, która nie pozwala zarabiać, jednocześnie nie wydając nic z własnej kiesy)  
W obu serialach czuje się całkiem spore pieniądze, pozostaje nam tylko pozazdrościć rozmachu i możliwości.


 

 


2 komentarze:

  1. Z seriali historycznych ostatnio zaskoczyło mnie najbardziej The Crown, serial o młodej królowej Elżbiecie II jest świetny w każdym calu, a postać Winstona Churchilla, którą odtworzył aktor przecudowna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. słyszałem już o nim trochę dobrych rzeczy, ale niestety nie mam Netflixa :(

      Usuń