Strony

piątek, 1 lipca 2016

Sońka - Ignacy Karpowicz, czyli ta książka może zaboleć

Ponad 60 książek przeczytanych w tym roku, ale to nie ilość sprawia mi największą frajdę, ale fakt, iż wciąż trafiam na nowsze lub starsze tytuły, które zachwycają, które czasem robią burzę w głowie czy w sercu i które potem się długo pomięta. "Sońka" Karpowicza na pewno będzie właśnie należała do tych szczególnych książek, o których się pamięta.
Ciekaw jestem bardzo adaptacji teatralnej tego tekstu, bo przecież właśnie o fascynacji usłyszaną historią, próbą przeniesienia jej na deski teatru opowiada "Sońka". Bohater wraca do krainy dzieciństwa, prosto ze stolicy, szuka natchnienia, a potem cały zatraca się w historii kobiety, którą spotkał. Już nic nie jest ważne, nawet reakcje krytyków, a jedynie to, żeby usłyszeć opowieść Sońki mogli inni. Igor choć nie jest pisarzem, a modnym reżyserem teatralnym, przypomina nam trochę samego autora, mamy więc do czynienia z autoironiczną grą z czytelnikiem. To wszystko jest jednak drugorzędne, bo podobnie jak on, cali zatracamy się w historii starej kobiety.

Gdy opowiada, już wcale nie wydaje nam się stara, na naszych oczach młodnieje, wracają dzięki jej wspomnieniom dawna uroda i miłość, która wypełniła jej serce. Co z tego, że w oczach świata to uczucie nie miało prawa zaistnieć, no bo jak tu kochać okupanta. Dla niej ten człowiek w mundurze esesmana  był pierwszym, który okazał jej delikatność, czekał na jej zainteresowanie, reakcję. Dotąd spotykało ją na wsi wszystko co najgorsze - pomiatana, wykorzystywana, nigdy ze strony mężczyzn nie spotkało jej nic dobrego. Nie przeszkadzało jej nawet to, że się nie rozumieli. Ciało, serce, myśli - wszystko jakby mówiło jej o tym, że przeżywa najcudowniejsze chwile życia, żeby nie przejmowała się tym co będzie dalej.  
Teraz wiele lat po wojnie, wraca do tamtych chwil, przeżywa jej na nowo, jakby podsumowując swoje życie, przyglądając mu się raz jeszcze przed odejściem na tamtą stronę.
Miłość i wojna. Świat podlaskich wsi, gdzie od wieków ludzie żyją według własnych zasad, nie przejmując się zbytnio tym jaka jest obecnie władza. Świat, w którym kobiety nie mają zbyt wiele do powiedzenia. I los, który potrafi wiele ofiarować, ale zawsze wystawiając też rachunek, który trzeba wcześniej czy później zapłacić. Uczucie wydawało się cudownym sposobem na ucieczkę w świat marzeń, przed okropną codziennością, ale realność od razu ciągnie za nogi w dół, krzycząc, że żywi nie mogą tak normalnie odejść...
Zachwyca sama historia, ale i sposób, w jaki to zostało napisane. Barwny język, chwilami bardzo magiczny, jakby z pogranicza snu klimat, piękne fantazje mieszające się z brutalną rzeczywistością. Ta książka może zaboleć. Ale też właśnie dzięki temu dłużej się ją pamięta.  
R


Znów książka o czasach wojny, ale jakże pięknie opowiedziana. I to nic, że momentami łzy zaciskają nam krtań jak ręka esesmana gardło. Tak sobie pomyślałam po jej lekturze, że zapewne na co dzień mijamy na ulicy starsze osoby, prześlizgujemy się po nich wzrokiem, na dobrą sprawę są dla nas niewidoczni, a każda z nich może ma za sobą szlak bojowy życia równie podły jak tytułowa Sońka. Ile barwnych opowieści mogą kryć te zmarszczki na ich twarzach, ile mają za sobą złych i dobrych wspomnień, przemyśleń i mądrości zwykłego prostego człowieka, ile dramatów i rozterek mają za sobą ich oczy przysłonięte mgiełką wieku. Może ktoś z Was trafi kiedyś przypadkiem na swoją Sońkę i usłyszy opowieść, która rozedrga mu duszę.
Sońce u schyłku życia nie zostało nic poza wspomnieniami. A jak ma się tylko to, to pilnuje się tego i strzeże, a czasami podzieli się nimi z obcym człowiekiem. Takim, który zjawi się niespodzianie na polnej drodze, a wyglądać będzie jak anioł. Albo jak wielka miłość z czasów wojny. A może jak Anioł Śmierci, któremu opowie swoją drogę życiową nim umrze … Starowinka z pomarszczoną twarzą, na chwilę przed śmiercią snuje swoją opowieść a nam się zdaje, że to niemożliwe, że jej się to przytrafiło. Żyła na białostockiej wsi bez matki, bo ta zmarła przy porodzie, wychowywana przez ojca i braci dla których była niczym, a kiedy zaczęła dorastać ojciec uczynił z niej kochankę. Skarżyć się nie było komu, więc nienawidziła swego życia, modliła się o śmierć najbliższych, którzy zamiast chronić – męczyli. A potem nastała wojna. Przez wieś przejeżdżał esesman i zatrzymał się przy niej. Był piękny, świetlisty, dla Sońki był jak wymarzony książę z bajki. Stanął, popatrzyli sobie w oczy i oboje wiedzieli, że to miłość, ta jedyna, na całe życie. To nie ważne, że był w niemieckim mundurze, to nie ważne, że wszyscy uważali go za wroga, to nie ważne, że nie rozumieli słów jakimi się do siebie zwracali. Nareszcie ktoś ją pokochał, położył to ciepło na sercu i od tej chwili nic się nie liczyło. I jeszcze podarował coś od siebie, tylko dla niej – szczeniaczka Borusa. Jak można się oprzeć takiemu uczuciu, kiedy ta szaleńcza miłość pachnie truskawkami? W dodatku ze śmietaną i cukrem.                                        
Jestem urzeczona tą książką choć jednocześnie jest ona i wstrząsająca do głębi i skłaniająca do refleksji. Skomplikowane losy Sońki, mnóstwo prawdziwej, przerażającej rzeczywistości z życia wsi na krańcu świata, stosunków tam panujących, współistnienia z innymi nacjami, a potem czasów II wojny światowej z jej okrucieństwem i zanikiem człowieczeństwa przeciwstawnione są tej wielkiej, grzesznej miłości, dla której Sońka ryzykowała wszystko. Czy można się jej dziwić, że chciała by wojna trwała i trwała, bo wtedy była szansa na kolejne spotkanie z ukochanym Joachimem? Czy można się jej dziwić gdy zło, które ją zewsząd otaczało znikało, bo ona przeżywała piękno czułości, bliskości, której nigdy nie zaznała? Jednak jak to zawsze jest, za szczęście trzeba płacić. Słono.
Ta książka ma jeszcze jeden walor, który mnie zachwycił. W opowieści Sońki jest ogromne zdystansowanie do zła. Ona rozumie dlaczego tak się dzieje, że ojciec ją krzywdził, że sąsiad był podły, że Polak zabijał Rusina, a biedny - bogatego. Nawet to, że Niemiec zabijał Polaka. Ona już nikogo nie ocenia, przeżyła tak dużo, widziała tak wiele, że jej własna mądrość  i doświadczenie życiowe pozwoliły żyć bez nienawiści między ludźmi, o których wiedziała wszystko. A oni wiedzieli wszystko o niej. Nie wiedziała tylko tego, że jej Joachim przeżył wojnę, osiadł w Ameryce Łacińskiej i do końca swoich dni był człowiekiem samotnym. Tak jak ona…
Polecam.
Bardzo polecam.
MaGa

3 komentarze:

  1. Czytałam o niej na blogach i sądzę, że po nią sięgnę. jestem ciekawa zarówno samej historii, sposobu, w jaki została opowiedziana oraz właśnie języka.

    OdpowiedzUsuń
  2. Planuję od dłuższego czasu przeczytać tę książkę ale ciągle mi umykała po tym opisie wiem, że musze to zrobić. Znasz może książki o podobnej tematyce/fabule?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. prawdę mówiąc nic nie przychodzi mi do głowy, może dlatego, że niewiele tego typu powieści czytałem, wrażenie było tym większe

      Usuń