Równo z premierą o filmie, który reklamowany jest jako trzymający w napięciu thriller. Tyle, że warto chyba uprzedzić (jeżeli ktoś jeszcze o tym nie wie), że nie ma co się spodziewać thrillera w stylu amerykańskim, czy w ogóle na poziomie jaki zwykle kojarzymy z tym gatunkiem. Jeżeli już jesteście uprzedzenie, to możemy spokojnie spróbować rozgryźć "Na granicy".
Po pierwsze reżyser, czyli Wojciech Kasperski, chyba nawet nie miał ambicji nakręcić jedynie kina rozrywkowego, thrillera, który trzymałby w napięciu przez cały seans, ale po kilku dniach by o nim zapomniano wśród setek innych. To raczej dystrybutor próbuje sprzedać tę produkcję, sięgając po definicję, która jego zdaniem lepiej się sprzeda. Czy w dzisiejszych czasach widz ma ochotę chodzić na dramaty psychologiczne, na filmy o pokręconych ludzkich relacjach albo na artystyczne, poetyckie kreacje? Najlepiej więc przyciągnąć go do kina obietnicą krwi, potu i łez, nawet jeśli tego wszystkiego na ekranie będzie tyle co kot napłakał.
Z "Na granicy" jest właśnie trochę problem tego typu.
Nie dostaniemy bowiem raczej wiele napięcia, strachu i emocji. To nie znaczy, że to zły film, ale warto nastawić się na trochę inny odbiór, na powolny rozwój akcji. Skupiając się na twarzach, na emocjach jakie je wyrażają, na grze aktorskiej (oprócz Chyry, Dorocińskiego i Grabowskiego, naprawdę fajni młodziutcy debiutanci) mielibyśmy całkiem sporo przyjemności, trudno przyczepić się też do zdjęć, natomiast to czego zabrakło to dobry scenariusz. Całość sprawia wrażenie historii, która jest nie tylko rozpoczęta w środku zdania, ale i potem większość bohaterów sprawia wrażenie jakby miała coś do opowiedzenia, ale tego nie zrobią.
I tak aż do finału, który trochę przyspiesza tempo i ma podgrzać krew. Nie do końca zrównoważony psychicznie typ ( niezły Dorociński) wkracza w życie trójki ludzi na odludziu. Ojciec z dwoma synami zdaje się też przed czymś uciekać, znalazł to zadupie, żeby jakoś się ogarnąć, ale po cholerę zabiera ze sobą dzieci? Chce je nauczyć życia? Jakiś dziwny sposób sobie znalazł...
Dojrzeją dość szybko w obliczu zagrożenia, jakim okaże się facet, który prawie zamarznięty dotrze do samotni. Aż ciekawie by było ten sam pomysł i scenerię zimowych Bieszczad (zagrały najlepiej!) oddać również ekipie Skandynawów i Amerykanów, żeby zobaczyć czarno na białym, jak można było inaczej do tego podejść. Może nie byłoby takiej dbałości o zdjęcia, o tworzenie klimatu zagrożenia poprzez dźwięki, podkreślanie osamotnienia, ale pewnie zadbano by o większą klarowność tej historii.
Stawiam 4 z minusem i ciekaw jestem kolejnych filmów tego reżysera. Debiut (długometrażowy) i owszem - interesujący, nawet jeżeli nie wpisuje się w moje oczekiwania kina gatunkowego.
Nie przepadam za polskimi filmami, jednak uwielbiam A. Chyrę i Dorocińskiego, więc być może obejrzę:)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
http://ifeelonlyapathy.blogspot.com/
Widziałam przedwczoraj zwiastun tego filmu w kinie. Nie przepadam za polskim kinem, niezależnie od gatunku. Tyle razy się sparzyłam, że jestem ostrożna.
OdpowiedzUsuńPewnie obejrzę, choćby dlatego, że lubię zimne klimaty.
oj to tu będziesz przeszczęśliwa :)
UsuńObsada niczego sobie:)Film wcześniej czy później obejrzę, bo mój mąż bardzo lubi polskie filmy a ja lubię aktorów:D
OdpowiedzUsuńNiestety ale nie udało mi się wybrać na ten film.
OdpowiedzUsuńmoże jeszcze gdzieś do złapania, a jak nie to za pół roku tv :)
Usuń