Strony

poniedziałek, 27 kwietnia 2015

Trzy razy Manon, czyli czy istnieje dobry sposób na resocjalizację


Fajnie kiedyś byłoby w jednym miejscu zebrać wszystkie obrazy, tytuły książek i filmów, które dawałyby możliwość inspirowania się różnymi historiami młodych ludzi, którzy wpadli w kłopoty, jak to się kiedyś mówiło "zeszli na złą drogę", a potem odbijali się od dna. Czasem wystarczy jedna osoba, która będzie potrafiła słuchać, okaże ciepło, zaufanie, nie będzie się przejmować tym co na zewnątrz, czyli kolcami, ale dostrzeże to co w głębi. Uwielbiam takie filmy - o nauczycielach, którzy dają pasję, zarażają chęcią do życia, do poszukiwań, o dobrych dorosłych, którzy potrafią podać rękę, czy pomóc w pozaklejaniu różnych ran.

I chętnie wśród tych obrazów postawiłbym również ten mini serial francuski. Na pewno nie idealizujący rzeczywistości, tu nic nie dzieje się od razu, bohaterka musi sama wiele rzeczy zrozumieć, zanim komukolwiek zaufa, ale to nawet dobrze, że pokazuje nie tylko jasną, ale i ciemniejszą stronę systemu. Nie oszukujmy się - w systemie pomocy bardzo łatwo zgubić z oczu jednostkę, popaść w rutynę, porządkować sobie rzeczywistość przez przepisy, szufladki i swoje reguły, a kto się w tym nie mieści, trzeba mu dać nauczkę jako trudnemu przypadkowi. I o tym też opowiada ten serial (trzy godzinne odcinki). To nie tylko dramat nastolatki, która nie bardzo potrafi zrozumieć uczucia, które się w niej kłębią, nie panuje nad swoją agresją, ale to także opowieść o dorosłych, którzy "próbują znaleźć do niej klucz".

15 letnia Manon, zbuntowana nastolatka, u której ewidentnie źródło problemów leży w domu, w toksycznych relacjach z matką. Skoro jednak nawet ona sama nie potrafi tego nazwać, opowiedzieć, a na zewnątrz pokazuje jedynie agresję, trafia do ośrodka dla trudnej młodzieży. To szansa, bo jeżeli w jakikolwiek sposób naruszy ponownie prawo, sąd bez wyrzutów sumienia skaże ją na więzienie. 
Tylko jak wytrwać w ośrodku, w którym przecież nie przebywają anioły i aż iskrzy nie tylko na linii z wychowawcami, ale i między samymi wychowankami. Co zadziała? Rygor, groźby, kary, surowy reżim, czy jednak inne sposoby dotarcia do psychiki dziewczyny?
Chwilami może trochę drażniły mnie wahnięcia nastroju i dziwne wybuchy dziewczyny, ale tak to już u nastolatków bywa i podziwiam tych, którzy na co dzień potrafią to cierpliwie znosić w większej dawce. A już szacun ogromny dla tych, których to wszystko (choćby agresja) nie zniechęca do okazywania serca. 
I właśnie choćby po to by wciąż pojawiali się nowi ludzie pełni pasji, którzy chcą wykonywać dość niewdzięczny zawód wychowawcy (np. w poprawczakach), wciąż będę próbował szukać tego typu filmów, książek, by potem polecać je innym. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz