Strony

czwartek, 2 kwietnia 2015

Szymon Hołownia - Hollyfood, czyli 10 przepisów na smaczne i zdrowe życie duchowe

Dziś rozpoczyna się Triduum Paschalne, czyli to co jest esencją świąt. Tak naprawdę w niedzielę, gdy sporo Polaków uważa, że się one zaczynają, to tak naprawdę one się właśnie skończyły. A że to powinien być czas refleksji, wyciszenia, na jakiś czas znikam z blogosfery. I zostawiam Was tradycyjnie nie tylko z życzeniami, ale i z czymś trochę "z innej bajki". Możecie zerknąć jakie notki pojawiały się przy tej okazji w poprzednich latach.

Czego Wam życzyć. Oczywiście pewnie dla każdego z nas to czas wytchnienia, odpoczynku (może dla niektórych rozkoszowania się nie tylko przy stole, ale i przy książce), więc życzę spokoju i przestrzeni dla siebie, dla bliskich, bez gonitw, kłótni, nerwów. O bliskość i ciepło w sercach zawsze warto dbać.
Życzę Wam też prawdziwej radości płynącej z przeżywania Wielkiej Nocy. W całym zabieganiu, sprzątaniu, gotowaniu, myciu okien, króliczkach, jajkach i składaniu sobie życzeń z okazji świąt nie wiadomo jakich, szukajmy sensu, symboliki, tego co najważniejsze, źródła świętowania, bo tylko wtedy jest szansa, że coś w nas może się obudzi na nowo. To co każdemu z nas się przyda. Wiara, nadzieja i miłość.  

A na dziś lektura, która może pomóc nam w tym żeby trochę odżyć, złapać formy. Dbamy tak często o naszą kondycję fizyczną, a co z duchową? Czy nie osiadamy na laurach, że niby wszystko jest w porządku bo nasza temperatura jest idealnie letnio-obojętna, czyli chodzimy do kościoła, ale niespecjalnie zastanawiamy się po co? Ta książka może być dobrą pozycją do podsunięcia, zarówno dla tych, którzy pragną jakiejś zmiany, tęsknią za czymś więcej, jak i dla tych, którzy zmęczeni różnymi sytuacjami, powoli odwracają się od Kościoła i od wiary. Przewrotnie, z humorem, ale i dość celnie Hołownia potrafi nazwać to co siedzi w naszych głowach i sercach, zadać pytania i pokazać odpowiedzi dotyczące wiary.

Nie raz jego felietony i książki, sposób mówienia o wierze obśmiewany jest jako pluszowy katolicyzm - zero ataków na przeciwników, zacietrzewienia, patosu, dogmatów; cierpliwość, pokora, szczerość, czyli wszystko to co każdy niby kojarzy z chrześcijaństwem, ale jakoś mało tego w nas widać. A w publicystach katolickich, duszpasterzach to już naprawdę z lupą tego szukać. Dla jednych to słodkie i mało prawdziwe - sprowadzanie wiary do przykładów z życia codziennego powoduje raczej ciekawość niż chęć nawrócenia, to tak jakby sprowadzać rekolekcje do kolejnego programu poradnikowego. A inni uważają, że w dzisiejszych czasach właśnie takiego języka i form dotarcia trzeba używać. Ja lokuję się chyba gdzieś pośrodku. Doceniam elokwencję i wiedzę p. Szymona, szanuję go za to co robi choćby w Fundacji Kasisi, ale po różnych lekturach zawsze pozostaje we mnie jakiś niedosyt. 
A może to dobrze, bo w końcu musi być przestrzeń na to, by samemu zrobić ten krok do przodu i żadne wskazówki tego nie zastąpią. Człowiek już tak chyba został stworzony, że czeka na uniesienie, na wyraźny znak, na dogłębny wstrząs i przeżycie, a nie dostrzega tego, że okazji do tego by ZOBACZYĆ i UWIERZYĆ jest mnóstwo każdego dnia. Męczymy się na pustyni, gubimy w codzienności i nasz zapał i silna wola znika, bo nie dostrzegamy tego, że sami sobie tą pustynię, samotność, bezradność, załamanie wmówiliśmy.

Hollyfood jest odpowiedzią na taką właśnie sytuację. Można to traktować jako wskazówki, drogowskazy, ale ważne by nie tylko to przeczytać błyskawicznie, ale wracać do tego, przemyśleć nie raz i nie dwa. Słowa i "przepisy na zdrowe życie duchowe", choć proste, to wcale nie tak łatwo o nich pamiętać w codziennym życiu. Bo wiara wymaga relacji, a nie jakiegoś odbębniania obowiązków z naszej strony. Trzeba to ćwiczyć, trzeba to sobie wciąż na nowo przypominać. Hołownia daje nam konkretne porady jak :)
Na przykład:
Jak mniej chrzanić bez sensu?
Jak odzyskać apetyt na ludzi?
Jak spulchniać keks kontemplacji?  

Od używania słów dziękuję, od szukania w ludziach tego co dobre, przez odkrywanie na nowo Słowa Bożego, Kościoła. I to co najważniejsze - zadawania sobie pytania kto lub co u mnie jest na pierwszym miejscu. Wiara jest czymś prostym, ale wymaga czegoś cholernie trudnego - zaufania, zawierzenia miłości. A my przecież nie tylko czasem nie potrafimy kochać innych, ale i samych siebie. To jak tu zawierzyć Miłości.

Niby krótkie. Niby proste. ale i sporo tu rzeczy do przemyślenia, do przemodlenia. Nie ma dogmatów, nakazów - jest tak i tak, koniec i kropka. Są pytania, jest pokazanie jakie odpowiedzi znalazł Szymon Hołownia dla siebie. I tym się dzieli. Bez moralizowania. Z wyrozumiałością. Bo przecież prawie wszyscy na jakimś etapie życia doświadczają różnych kryzysów. 
Zdecydowanie warto sięgnąć i polecać. Nie tylko w okresie Wielkiej Nocy.   
 

6 komentarzy:

  1. "Człowiek już tak chyba został stworzony, że czeka na uniesienie, na wyraźny znak, na dogłębny wstrząs i przeżycie, a nie dostrzega tego, że okazji do tego by ZOBACZYĆ i UWIERZYĆ jest mnóstwo każdego dnia. Męczymy się na pustyni, gubimy w codzienności i nasz zapał i silna wola znika, bo nie dostrzegamy tego, że sami sobie tą pustynię, samotność, bezradność, załamanie wmówiliśmy" - nic dodać, nic ująć. Bardzo trafny i dający do myślenia wpis, dziękuję Ci za niego :) Pozdrawiam i życzę prawdziwie dobrych Świąt, które JUŻ się zaczęły. Tak jak napisałeś, niedziela i poniedziałek to już tylko wisienka na torcie. Prawdziwa istota tych Świąt dzieje się teraz...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ukłony i uściski! cieszę się, że notki, które są trochę "nie na czasie" jednak też wzbudzają zainteresowanie. I choć nielicznych tym bardziej cieszą takie bratnie i siostrzane dusze

      Usuń
  2. Intryguje mnie ta książka. Trafiłeś w sedno mówiąc, że wiara jest prosta, ale zaufać jest trudno.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytałem w lutym. Sięgnąłem trochę z ciekawości, myśląc sobie: była już biografia Boga, gra planszowa itd., ciekawe co teraz wymyślił. Książka-duchowa dieta wydawała się totalną abstrakcją, nawet trochę Hołownię podejrzewałem o wypalenie (to raptem trochę ponad setka stron, taka broszurka w porównaniu do potężnego merytorycznie "Last minute"). Przeczytałem i zamurowało mnie. Ta książka to taki duchowy coaching. Trafna, prawdziwa i uderzająca w najczulsze punkty poranionej psychiki, ducha, relacji z innymi ludźmi. Dobra rekomendacja na Święta, trafione w sedno! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. duchowy coaching - dobre określenie! czyż nie potrzeba nam tego również bardzo jak wszystkich innych "rozwojowych" kawałków?

    OdpowiedzUsuń
  5. Lubię książki Hołowni. Dają mi dużo do myślenia, ale nie dołują.
    Po tę również chętnie sięgnę.

    OdpowiedzUsuń