Strony

sobota, 14 marca 2015

Wiosna filmów, czyli ambitnie, egzotycznie, oryginalnie i dwa przykłady: Wilkołacze sny i Tosty po meksykańsku


Na początek dobre wieści - do kolejnego Festiwalu Filmowego Wiosna Filmów już niecały miesiąc. Od 10 do 19 kwietnia zapowiada się prawdziwa uczta dla kinomaniaków, bo w warszawskim kinie Praha przez 10 dni będzie okazja zobaczyć najciekawsze, nagradzane, zauważone przez krytyków filmy z całego świata. Będę miał okazję już po raz trzeci uczestniczyć w tym wydarzeniu i jedyny problem jaki mi się szykuje to fakt, że chyba nie będę mógł wziąć urlopu w pracy, więc pewnie nie obejrzę wszystkiego co sobie wypatrzę w programie.
Pierwsze tytuły już znamy - będzie okazja zobaczyć francusko-mauretański "Timbuktu", który był nominowany do Oscara, kontrowersyjny i ciekawy "Plemię" (cały w języku migowym), czy dokumentalny "Jestem Femen". Warto wypatrywać kolejnych tytułów, szczegółowego programu i rezerwować sobie już czas. Wbijajcie po szczegóły na www.wiosnafilmow.pl i www.facebook.com/wiosnafilmow.
Owszem, są inne festiwale i okazje by zobaczyć kino bardziej ambitne, ale rzadko kiedy w takiej ilości, przedpremierowo i w takiej cenie - bilety są tylko po 7 złotych! 

Namawiam wszystkich, którzy lubią w kinie rzeczy oryginalne, a nie dla mas objadających się popcornem. To właśnie w kinie Praha miałem okazję zobaczyć filmy z Kazachstanu, Słowenii, Rumunii, Iranu, Meksyku, Gruzji, czy z Azji. Wystarczy zerknąć na listę filmów obejrzanych, przejrzeć podsumowania z danego roku, by zobaczyć, że często to właśnie takie filmy lubię najbardziej, po prostu zapamiętuje się je na długo. Czasem dyskusyjne, ale nigdy nie banalne. Droga krzyżowa, Omar, Mandarynki, Viviane chce się rozwieść, Pozycja dziecka, to tylko przykłady prawdziwych perełek.

I dziś też dwa takie obrazy, których raczej w multipleksach nie zobaczycie - oba są już na ekranach kin studyjnych, więc piszę po premierze, ale może jeszcze je gdzieś upolujecie. Wilkołacze sny i Tosty po meksykańsku.



Wilkołacze sny - tytuł polski zdradza chyba więcej niż chciałby tego reżyser, bo przez ponad połowę filmu powinniśmy się domyślać cóż takiego dzieje się z główną bohaterką, z jej ciałem, jaka to choroba owładnęła najpierw matką, a teraz nią. 
Tłumacz i dystrybutor wybrali jak wybrali, mówi się trudno, ale na szczęście to nie jest horror, w którym ta zagadka miała by jakieś wielkie znaczenie dla fabuły. Owszem, nastój niepokoju, tajemnicy towarzyszy nam od początku, finał jest dość przewidywalny, jednakże to nie strach przed przemianą i obudzenie nieznanych sił był dla mnie najciekawszy. Tak naprawdę to co się z dzieje z jej ciałem schodzi nawet trochę na drugi plan, bo ciekawsze rzeczy dzieją się w jej głowie. To dramat o tym jak nietolerancja, strach przed nieznanym, uprzedzenia w otoczeniu dziewczyny, powodują iż przestaje ona czuć potrzebę kontroli. Nie chce leków, nie chce zamknięcia, chce normalnie żyć, a jeżeli ludzie ją odrzucają, to tym gorzej dla ludzi. Niech spróbują zrobić jej krzywdę.
Surowe, minimalistyczne kino. Skandynawowie są w tym świetni. Ma klimat, choć chyba finałowe sceny, niczym z filmów gore, trochę odstają od całości, a fani horrorów będą pewnie kręcić nosami na wątki psychologiczne i powolną akcję, która tu dominuje.

Tosty po meksykańsku
669Drugi film jeszcze lepiej pasuje do definicji kina minimalistycznego. Hotel, większość ujęć w jednym pokoju i tylko trzy postacie. Matka z nastoletnim synem oraz dziewczyna, która pojawia się na horyzoncie. Hector jest samotnie wychowywany przez mamę i choć chwilami przychodzi nam do głowy, że w tej ich relacji jest coś dziwnego, trudno zaprzeczyć, że ma z nią dobry kontakt. Jest rozpieszczony, przyzwyczajony do tego, że wszystko robią razem, ma wszystko czego tylko zapragnie. Ale przecież są rzeczy, o których nastoletni chłopak raczej z matką nie będzie rozmawiał, prawda? 
Właściwie nic się tu nie dzieje - pływają w basenie, opalają się, jedzą, oglądają telewizję i nawet niewiele ze sobą rozmawiają. Każde z nich cieszy się błogim rozleniwieniem. I oto w hotelu pojawia się rówieśniczka Hectora, Jazmin i zamiast z matką, chłopak chce właśnie z nią spędzać każdą chwilę.
Ciekawy obraz - jak w tak oszczędny sposób, opowiedzieć tyle ważnych treści. Poprzez oglądanie czynności zupełnie banalnych wchodzimy jednak głęboko w jakąś intymność, prywatność tych postaci. Budzenie się seksualności, pożądania, zazdrość matki, przyciąganie i odpychanie. Dziecko nie będzie przecież do końca życia przy naszym boku, nie zastąpi nam partnera, nawet jeżeli tak go traktujemy. 
Chwilami ociera się o komedię, ale tak naprawdę film nią nie jest. 
Ciepło i prosto o dojrzewaniu i odcinaniu pępowiny.  


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz