Strony

wtorek, 30 grudnia 2014

Sapkowski Andrzej - Miecz przeznaczenia, czyli niby powtórka, ale zabawa przednia


Przedostatnia notka w tym roku. Nawet wszystkie książki przeczytane się nie zmieściły, ale trudno - opiszę je w roku przyszłym. Oby tylko czasu starczyło na pisanie, bo tematów na pewno mi nie zabraknie. Jedna notka dziennie będzie kontynuowana. Przypominam jeszcze tylko o trwającym do jutra do północy konkursie (zakładka na górze) i szybko o Sapkowskim.
Czemu szybko? Bo tu już prawie wszystko zostało przez lata powiedziane. To już naprawdę klasyka. I trochę zawiedziony najnowszym tomem przygód Wiedźmina, postanowiłem sobie właśnie do tych pierwszych tomów wrócić. O Ostatnim życzeniu mogliście już u mnie przeczytać. A teraz tom drugi. Wciąż są to jeszcze opowiadania dość luźno sugerujące to co będzie tematem wiodącym sagi, ale to może dobra okazja do tego by ci, którzy nie znają jeszcze twórczości Sapkowskiego, zakosztowali przygody, humoru i tego świetnie wykreowanego świata, tak przesiąkniętego słowiańskim duchem. Zostawcie różne wampiry, sagi zza Oceanu, wciąż powtarzające te same schematy. Wróćcie do Wiedźmina!

Sam już nie wiem ile razy już spotykałem się z Geraltem z Rivii. Zaczynałem jeszcze w latach 80, w Fantastyce i uwierzcie, gdy tylko wrzuciłem sobie na telefon "Miecz przeznaczenia", mimo, że znam ten tom, znowu prawie w głos śmiałem się z różnych dialogów, postaci i scen. Jest tu trochę refleksji, dowiadujemy się trochę więcej o głównym bohaterze, ale ja kocham te opowiadania głównie za te cudowne smaczki skrzące dowcipem. 
Wszystkie rzeczy, które może w fantasy już nas drażnią: elfy, krasnoludy, wróżki, czarodziejów, Sapkowski w przygodach Wiedźmina wymieszał z naszymi podaniami, legendami o strzygach, utopcach itp. Sprawił, że te krainy o dziwnych nazwach wydają nam się dziwnie swojskie, pełne nie tylko postaci, które żyją i myślą w sposób bardzo znajomy, ale pełne są też przedmiotów i symboli, których w fantasy zupełnie byśmy się nie spodziewali. Po cholerę tworzyć świat od nowa, skoro można właśnie tak z jajem zrobić adaptację tego co nam znane - od Andersena po Tolkiena.
Zamiast Smoka Wawelskiego jest zupełnie inny, ale można np. wykorzystać motyw naszego szewczyka Dratewki (oj nie lubią go tu w książce, nie lubią), jest syrenka, jest Wanda co się utopiła, są bracia przemienieni w łabędzie. Nic jednak nie wygląda tak jak znamy z klasycznych bajek :)

Geralt wcale już tak chętnie nie walczy jak w pierwszym tomie (to tylko inni mają go za mordercę do wynajęcia), coraz więcej pokazuje emocji, swoich wewnętrznych przekonań, ale i dylematów, wciąż krążymy wokół jego uczuć do czarodziejki Ynnefer, no i na horyzoncie pojawia się przeznaczenie naszego bohatera. Jakby Wiedźmin nie kombinował, będzie musiał podjąć się opieki nad księżniczką Ciri. Dzieckiem niespodzianką. I tak delikatnie wprowadzeni jesteśmy w tom trzeci. Który zapuszczę sobie z przyjemnością w roku przyszłym. 

13 komentarzy:

  1. Czytałam "Ostatnie życzenie" i "Miecz przeznaczenia". Podobały mi się bardzo! Jakoś brakuje mi czasu na kontynuowanie serii... Ale żałuję, bo zabawa rzeczywiście przednia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. bo dalej już robi się poważniej z tego co pamiętam wrażenie. Już jest inaczej. Dla mnie wyzwanie na rok przyszły, podobnie jak dokończenie trylogii husyckiej - wszystko w wersji audio już zgromadzone

      Usuń
  2. Też miło wspominam czas spędzony z Wiedźminem.

    OdpowiedzUsuń
  3. Klasyka, której sama jeszcze nie zdążyłam nadrobić. Ale przecież nie od razu Rzym zbudowano ;-) Co za ulga, że niewyrabianie się z systematycznymi recenzjami nie jest chorobą ;P

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo długo wzbraniałam się przed wspólną przygodą z "Wiedźminem", ale "Miecz przeznaczenia" niezwykle przypadł mi do gustu! Akurat to uzewnętrznianie się Geralta, to jego pokazywanie emocji, jest według mnie najsłabsze, bo te jego odczucia niby są, niby ich nie ma, a jak są, no to tandetne, niepotrzebnie skomplikowane jak na takiego zacnego rębajłę. Ale przygody i źródła w rodzimym folklorze - po prostu fest!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. kurcze, a dla mnie to było właśnie ciekawe, przynajmniej nie był zwykłym osiłkiem, mordercą bez skrupułów, bo takich jest wielu

      Usuń
  5. A ja te emocje Geralta akurat bardzo lubię, bo przecież on niezwykłym rębajłą jest ;)
    Ostatnio po raz drugi zetknęłam się z "Sezonem burz", on chronologicznie to jest tak mniej więcej w okolicach "Miecza". I tak jak za pierwszym razem byłam rozczarowana, tak teraz "Sezon" polubiłam, chyba jest taki lżejszy trochę niż saga. No i, nieodmiennie zachwycona formą, polecam wersję słuchowiskową ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. może dlatego, że wszystkich tomów teraz słucham, a Sezon był czytany, jakoś czułem spore rozczarowanie wtórnością tych historii

      Usuń
  6. Wróciłam do Wiedźmina po jakiś 15 latach. Jestem przy 4 tomie i jestem zachwycona. Znowu. tak samo jak 15 lat temu :)
    Podobały mi się jeszcze opowiadania Sapkowskiego nie związane z Wiedźminem i tez jakoś tak swojsko wyciągające legendy i wierzenia z mojej podświadomości jak np. Maladie.

    Co do uczuć Geralta - to przecież głównie chyba o to chodziło, o to, że jest inny, inaczej przeszedł Próby i nie do końca jest ani wiedźminem ani już człowiekiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Maladie nigdy nie próbowałem, zaraz po cyklu może sobie zafunduję, a jeżeli nie znasz to ja ze swej strony namawiam Cię do trylogii husyckiej

      Usuń
    2. Trylogii nie znam, planuję przeczytać po Wiedźminie. Skoro polecasz to tym bardziej warto :)

      Usuń
    3. "Sezon" sprawił mi wiele frajdy. Przypomniał czasy pierwszych dwu tomów opowiadan wiedźmińskich (o nich tu mowa), kiedy to jeszcze Geralt był rewelacyjnym objawieniem, a nie cierpiętnikiem z sagi. Saga więdła z tomu na tom coraz bardziej (no, zakończenie uratowało nieco zabawę), okropny, rodem z taniego sado maso związek Geralta z Yennefer (taki Grey a rebours), nudno straszny wątek Ciri (tylko urocze słówko "okropecznie" z niego w pamięci zostało), coraz bardziej zagubiony kierunek, w którym zmierzała opowieść. No i te bezrefleksyjne zachwyty tłumów (a mocno zapoznany Kres wydawałtom za tomem świetnej Tarczy Szerni...)

      Usuń
    4. sam nie wiem, może po prostu w stosunku do Sezonu... miałem zbyt duże oczekiwania? Ciężko powtórzyć te same emocje jak te sprzed dwudziestu kilku lat. A Kres - masz rację świetny! Muszę też sobie wrócić do niego

      Usuń