Strony

środa, 13 listopada 2013

Chce się żyć, czyli empatia, a nie współczucie

Gdy tylko zobaczyłem zwiastun tego filmu, wiedziałem, że będzie to coś czego nie przegapię. Nie tylko ze względu na kierunek swoich studiów i zainteresowania, ale raczej o to, że wciąż brakuje nam filmów pokazujących w jakiś normalny sposób świat niepełnosprawnych. Nie przez pryzmat litości, tragedii, ograniczeń, inności, ale raczej poprzez ich człowieczeństwo, umysł, uczucia, które wcale nas tak bardzo nie różnią (o czym często zapominamy). Ile razy trafiam na takie obrazy, staram się nie tylko sam je oglądać, ale i rekomendować znajomym (tak jak ostatnio troszkę kontrowersyjne, ale ciekawe Sesje). Dlaczego? Bo to jeden z lepszych sposobów w prosty sposób zmieniać ludzkie nastawienie, przełamywać różne uprzedzenia, brak zrozumienia, obojętność. Wiadomo - najlepiej zmienia to osobisty kontakt (np. wizyta w Laskach, albo na Niewidzialnej Wystawie może być fajnym wejściem w poznanie świata ludzi niedowidzących lub niewidomych), ale niech będzie to i film. Może od niego zacznie się zmieniać nasze nastawienie, myślenie, a przy spotkaniu już będziemy bardziej otwarci, mniej skrępowani. 
I pewnie z powodu tego, że zawsze interesują mnie takie filmy (polecam np. Nienormalnych), nie wiem czy moja opinia na temat "Chce się żyć" będzie obiektywna. Całemu światu bowiem ogłaszam: to bardzo dobra rzecz i trzeba koniecznie ją obejrzeć!


Ale to nie tak, że opieram się tylko na własnych emocjach i tym, że lubię taką tematykę. Film jest poruszający dla każdego, bo nie dość, że opowiada historię inspirowaną prawdziwymi zdarzeniami, to opowiada ją w sposób fenomenalny, nie wpadając ani w patos, użalanie się, ale zachowując w kapitalny sposób równowagę między dramatyzmem przeżyć i niesamowitą pogodą ducha, siłą życia głównego bohatera. To jak pokazuje się rodzinę Mateusza, jego dorastanie (i np. świetny kontakt z ojcem - b. dobra rola Jakubika), potem różne pozytywne chwile w ośrodku dla osób niepełnosprawnych umysłowo, przyjaźń różnych osób, są równie ważne, jak wszystkie chwile trudne, kryzysy i cierpienie. To nie jest słodka bajka o tym, jak to za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, może zmienić się świat (oglądając zwiastun można trochę odnieść takie wrażenie), ale raczej pełna optymizmu i siły ducha opowieść o tym jak nie poddawać się w życiu. Brać je takim jakim jest. Z tym co smutne, ale i z radościami. Po prostu cieszyć się z życia, zwłaszcza gdy nie jesteś zupełnie sam ze swoim cierpieniem.
Komentarze głównego bohatera - Mateusza, który jest chory na czterokończynowe porażenie mózgowe i spędza prawie całe życie na wózku, albo w łóżku, iskrzą ironią, humorem, ale przede wszystkim stanowią wyraz jego świadomości, inteligencji, przeżyć. My je słyszymy i stąd tym bardziej rośnie w nas protest i brak zgody, gdy od dziecka mówi się o nim jak o roślinie, jak o kimś kto nie rozumie, nie myśli, nie odczuwa... Tylko rodzice nie tracili nadziei. 
Tak jak motyl ukryty w kokonie, on cały czas czekał na to by wreszcie znaleźć sposób by świat go zobaczył jako człowieka, z którym można się komunikować.

Takie historie to głośny krzyk o prawo do normalnego życia, do godności, do tego by po prostu dostrzec w każdym człowieku jego człowieczeństwo, a nie różnice i ograniczenia. To, że pewne rzeczy wydają się niemożliwe do osiągnięcia, nie znaczy, że trzeba kogoś traktować gorzej, inaczej.

Dawid Ogrodnik zagrał Mateusza tak, że aż trudno uwierzyć w to, że nie mamy do czynienia z osobą niepełnosprawną. Po prostu niezwykła i wzruszająca rola. Nie tylko poprzez stronę fizyczną aktorstwa, ale jakąś dużą wrażliwość i autentyzm jakie włożył w tę postać.  Brawa również dla Kamila Tkacza, który gra Mateusza z dzieciństwa.

Cholera, naprawdę wciąż we mnie są silne emocje i pewnie długo pozostaną. O ile "Nietykalni" raczej bawili, to ten obraz również ma spory potencjał edukacyjny. Uczy wrażliwości społecznej, akceptacji, tego by nie przechodzić obojętnie, nie wyśmiewać, albo nie wgapiać się na "dziwadła"... Zobacz człowieka, bo on tu jest. Co z tego, że nie może mówić tak jak Ty. Dzięki językowi Blissa, on też może Ci opowiedzieć o sobie. 
Współodczuwanie to nie to samo co współczucie.

Taki temat zrobić bez ckliwości i słodzenia. I mimo trudnych scen, z ogromną wrażliwością. Szacun. 
Że na Zachodzie już takie filmy były? No i co z tego? To znaczy, że mamy już nic nie robić, lub wszystko opowiadać w tonie dramatu i chlastania się po rękach? Powiem więcej - niech powstanie takich filmów jak najwięcej, jeżeli będą równie dobre! I tylko żal, że to właśnie nie ten obraz wytypowano by reprezentował nas w walce o Oscary. W porównaniu z nim "Wałęsa" niech się schowa ze wstydu z całą tą swoją poprawnością.

Nie będę więcej gadał. Po prostu obejrzyjcie. I albo przed albo po zerknijcie też na dokument Ewy Pięty "Jak motyl", który opowiada o 23-letnim Przemku. To właśnie jego historia zainspirowała reżysera "Chce się żyć", czyli Macieja Pieprzycę.


4 komentarze:

  1. Cudowny film, zasłużył na wszystkie trzy nagrody i owacje w Montrealu. Nie sposób nie współodczuwać wszystkiego, co przeżywa główny bohater, nie sposób nie uronić łezki, gdy życie znów dało mu w kość. Po części dlatego, że chłopak jest wyjątkowy, ale nie można też odmówić walorów samej konstrukcji filmu i zabiegów, które sprawiają, że od początku jesteśmy postawieni po stronie barykady Mateusza.
    Też żałuję, że to 'Wałęsa' pojedzie walczyć o Oscara, taka szkoda, że Amerykanie nie zobaczą jak świetnie Dawid Ogrodnik poradził sobie z rolą.

    OdpowiedzUsuń
  2. Film świetny, też obawiałam się bajeczki, a było realnie, ale jednak trochę "podrasowany" (nagie piersi wolontariuszki, własny pokój z lunetą w domu opieki... no proszę...)

    OdpowiedzUsuń
  3. nooo, trochę to podkoloryzowane, ale kto wie. Może jeżeli chodzi o teleskop to dar od kogoś kto poznał sytuację chłopca (będę cyniczny: to pewnie Super Express w zamian za publikację coś mu odpalił - szlag mnie trafia, że teraz robią dziwny szum wokół filmu)...

    OdpowiedzUsuń
  4. Cóż mogę dodać do tego, co już napisałeś? Nic, albo niewiele.
    Ponieważ o filmie pokazującym wydarzenia na przełomie wielu lat, rzadko da się powiedzieć, że jest dokumentem, dlatego też nie oczekiwałem tego tutaj.
    Trochę na wyrost można mówić co najwyżej o "fabularyzowanym dokumencie".
    Ale faktycznie powala.
    Rzeczywiście, kapitalnie odegrane role (i nie tylko Dawida Ogrodnika i Kamila Tkacza), ponadto chociażby kontakt jaki złapał z ojcem (o czym piszesz). Zresztą uważam, że z rodziny, właśnie ojciec, był najbliższy porozumienia się z chłopakiem i właściwej jego "diagnozy".
    Jeszcze jedna rzecz, którą dodałbym od siebie, to były dobrze dobrane "Śródtytuły" z tłumaczeniem na język Blissa, łącznie z ostatnim, jakim był tytuł filmu "chce się żyć".
    Dzięki, żeś mnie na niego wyciągnął... ;)

    OdpowiedzUsuń