Strony

sobota, 9 lutego 2013

Miasto ślepców, czyli czytać czy oglądać

Po raz kolejny trafia mi się film, który jest ekranizacją jakiejś głośnej powieści, a ja jej nie znam. Jak to zwykle bywa, można założyć że wersja książkowa będzie lepsza, no ale skoro na razie mogę zobaczyć film to będę miał chociaż jakieś wyobrażenie.
A pomysł zaiste budzący grozę. Oto w dużym mieście wybucha tajemnicza epidemia ślepoty. Każdy kto zetknie się choćby przelotnie z zarażonymi sam po krótkim czasie też traci wzrok, trudno więc dziwić się przerażeniu i bezradności władz i różnych służb. Nikt nie zna przyczyn, nie ma lekarstwa, na początek więc władze zwożą wszystkich w jedno miejsce by ich odizolować. Opuszczony szpital psychiatryczny staje się nie tyle miejscem kwarantanny (bo nie ma tu żadnego lekarza ani opieki), ale raczej miejscem wegetacji, a z czasem więzieniem dla chorych.

Czy to thriller, kino katastroficzne czy raczej dramat o upadku człowieczeństwa? Próby zbudowania jakiegoś w miarę zorganizowanej społeczności i wprowadzania porządku z góry skazane są w tym miejscu na porażkę. Nie tylko dlatego, że ludzie z dnia na dzień tracący wzrok są kompletnie bezradni i nie potrafią utrzymać porządku, czystości, ale też dlatego że jak w każdej grupie natychmiast znaleźli się tacy, którzy postanowili siłą wymusić dla siebie lepsze warunki i przywileje. Wszystko to obserwujemy z narastającym obrzydzeniem i grozą oczyma jedynej osoby, która nie straciła wzroku (z niewiadomych przyczyn), ale udaje zarażoną po to by nie opuszczać swego męża. Ona jedna próbuje wprowadzać jakiś ład i porządek w tym chaosie.
Obserwujemy totalną bezradność i narastające zezwierzęcenie, to jak szybko znika wszelka moralność i poczucie godności, ale prawdę mówiąc po pierwsze to już w kinie widzieliśmy i to opowiedziane lepiej, a po drugie ile można - po godzinie mamy już wszystkiego dość i dosłowność różnych scen nie tylko nie przekonuje, ale nawet nas męczy. Wielowymiarowość filozoficzną, moralną czy wręcz duchową powieści (jaką można wyczuć w takim temacie) kompletnie się tu mam wrażenie gubi. Pozostają niepokojące z początku, a potem już oglądane prawie bez emocji obrazki ludzi siedzących bezradnie na łóżkach, czy potykających się po korytarzach. Nie czepiam się już nawet pewnych nielogiczności scenariusza, ale brakowało mi tu jakiejś głębi. Im dłużej się to oglądało tym bardzie pozostawało wrażenie wciąż powtarzanego banału o potrzebie nadziei...

Trochę obraz ratują ciekawe zdjęcia i niezłe aktorstwo, ale muszę przyznać, że seans ani nie należy do przyjemnych i mocno bym się zawahał zanim bym go polecił. Bo też raczej zamiast pozostawiać nas z jakimś ważnym przeżyciem, po prostu męczy.
Mocno pesymistyczne, ale niespecjalnie odkrywcze... to już bardziej podobał mi się "Ostatnia miłość na ziemi" gdzie pojawia się podobny pomysł. Ale powieści Saramago i tak jestem ciekaw.


Film obejrzałem na platformie iplex.pl


18 komentarzy:

  1. Ani z filmem ani z książką nie miałam jeszcze styczności.

    OdpowiedzUsuń
  2. Szkoda, że zacząłeś od filmu. Oglądając go czułam niesmak i zażenowanie, że można tak bardzo skopać tak dobrą powieść. Bo Saramago napisał naprawdę niezły kawałek prozy, a film może zniechęcić co bardziej wrażliwych na jakość ekranizacji i wierność przesłania.

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja miałam styczność zarówno z jednym, jak i z drugim i ani jednego, ani drugiego nie polecam. Pomysł jest świetny. Gorzej z wykonaniem. Książka razi kiepskim stylem, pourywanymi zdaniami, brakiem jakiejkolwiek głębi, a film razi takimi właśnie dziwnymi obrazkami, które ni to przerażają, ni to nudzą. Jedyna ostra akcja to wydzielanie posiłków a i to nieudolnie ukazano zarówno w książce, jak i filmie. A końcówka? Totalnie bez sensu. Brak wyjaśnienia, ot, autorowi skończyła się wena.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spokojny ze mnie człowiek ale tym razem ciśnienie mi się podniosło. Powiem tylko ... albo autorka komentarza głębi nie pojęła...

      Usuń
    2. Rozumiem, co autor miał na myśli i wiem, co chciał przekazać. Ale sposób w jaki to robił mnie nie przekonał. A może nie pojęłam... cóż, to mój problem. Nie ma co się denerwować, jeden lubi ogórki, drugi ogrodnika córki, że zacytuję mądrość ludową.

      Usuń
    3. Wiesz nie chodzi o to, że każdy musi lubić Saramago. Wiem też że jego styl wielu osobom nie odpowiada, tak bywa. Ale co innego napisać że książka do kogoś nie trafia czy też się nie spodobała, a co innego że autor nie potrafi pisać a jego książce brak głębi. Jeśli potraktowałaś książkę dosłownie, to głębi nie dostrzegłaś, co nie znaczy że jej brak. Krytyka też powinna być konstruktywna, a nie po najniższej linii oporu. Przeczytaj sobie recenzję Rozdroży autora tego bloga. Mógł napisać filozoficzny bełkot i do bani. Zamiast tego napisał konkretnie co mu nie odpowiadało. Taką krytykę rozumiem i szanuję... I tyle w tej sprawie.

      Usuń
    4. ojej, aż się zarumieniłem

      Usuń
  4. Czytać czy oglądać? Skoro "Miasto ślepców", to raczej audiobook albo słuchowisko...

    OdpowiedzUsuń
  5. A ja jestem po audiobooku i było to wstrząsające. Bardzo dobry pomysł. Ale wątpię aby dało się to dobrze zekranizować- w końcu ludzie tracą wzrok i lepiej myślę się tego słucha/czyta niż ogląda. Ale oczywiście filmu nie widziałem więc może przesadzam. Może kiedyś zaryzykuję...

    OdpowiedzUsuń
  6. W moim przypadku film był na tyle intrygujący, bym sięgnęła po książkę... No i przepadłam, jestem wielbicielką Saramago :-) Trafia do mnie stuprocentowo choć wiem, że wiele osób ma z książką problemy. Podrzucam recenzję, jakbyś miał ochotę poczytać jakie http://alison-2.blogspot.com/2012/09/miasto-slepcow_10.html Osobiście książkę polecam, albo się w niej odnajdziesz albo odpuścisz sobie Saramago na dobre ;-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Książka, w moim prywatnym rankingu - arcydzieło: niezwykle mądra, poruszająca, ważna. Film, jak dla mnie, szkoda słów, czasu, fatygi. Zaczęłam znajomość od książki - dobrych kilka lat temu, i do dziś we mnie siedzi. Zresztą, w ogóle polecam twórczość Saramago: to ten rodzaj pisarza, który nie napisał ani jednej zbędnej książki.

    OdpowiedzUsuń
  8. Książki nie czytałem. Film oglądałem i szczerze powiem, że w pamięci mi nie zapadł. Coś miał w sobie, ale trudno mi teraz napisać choćby o jednej zalecie. Może jak bym obejrzał drugi raz, to bym inaczej na to wszystko spojrzał. Generalnie bez szału. Oczywiście to jest moja subiektywna opinia. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  9. Książkę czytałam już dłuższy czas temu - pamiętam, że wywarła wrażenie; później oglądnęłam film - efekt był zdecydowanie słabszy - ciężko powiedzieć czy dlatego, że już znałam historię czy po prostu jak w 98 % przypadków książka jest lepsza od filmu. Osobiście polecam przeczytanie (akurat audiobooka nie słuchałam) gdyż autor - jeżeli dobrze pamiętam - zastosował ciekawy zabieg - braki w interpunkcji - co niewątpliwie miało jakiś cel. Jeżeli będziesz chciał przeczytać - daj znać - mogę podesłać pocztą.

    OdpowiedzUsuń
  10. Filmu nie widziałam ale nie chciałabym zobaczyć - książka mi wystarczy. Jedna z najlepszych i najtrudniejszych jakie czytałam. Już dawno nie spotkałam się z tak mocną literaturą. Język Saramago nie jest łatwy. Nie jest przyjemny. Wierzę, że nie każdemu pasuje. Ale jeżeli ktokolwiek lubi wyzwania intelektualne to ta lektura powinna być pozycją obowiązkową.
    "Miasto ślepców" jest szczególnie uciążliwe. Głęboka analiza człowieka, słabość i kruchość naszej kultury i cywilizacji, a wszystko to opisane z przerażającym realizmem. Bardzo, bardzo polecam - choć proszę przygotować się na mocne przeżycia..

    OdpowiedzUsuń