Strony

czwartek, 24 stycznia 2013

Velvet Underground&Nico, czyli muzyczny odjazd

W tegorocznych postanowieniach postawiłem przed sobą okazję do tego by odświeżyć sobie parę klasyków (w lutym chyba sięgnę po Pink Floyd). I okazuje się, że jest to strzał w 10, bo to też okazja do edukacji muzycznej. No powiedzcie sami - kto zna tę płytę, kto ją słyszał w całości, kto zna poszczególne utwory? A przecież Velvet Underground&Nico jest czymś dużo bardziej przełomowym w muzyce niż wszystkie bardzo znane nagrania Beatlesów czy Stonesów. To materiał który ma ponad 45 lat i w tamtych czasach może przeszedł bez większego echa, ale jest wskazywany jako inspiracja i coś wyjątkowego przez kolejne pokolenia muzyków. Nawet dziś ta płyta może wydać się dość odważna, awangardowa. Alternatywny rock, bunt i rewolta jakiej choćby potem dokonywały kapele punkrockowe - to wszystko gdzieś ma swoje źródła w tych wariackich nagraniach Lou Reeda i spółki. W czasach pełnego rozkwitu ery hippisowskiej i słodkich melodii, które można było brzdąkać przy ogniskach, dostajemy produkt, który jest pełen brudu, rzężących gitar, hałasu, improwizacji.
Żart? Protest? Eksperyment? Różnie można pewnie rozpatrywać ten materiał, ale na pewno nie jest muzyka, która kojarzy nam się z kolorowymi czasami flower-power. Nawet gdy otrzymujemy chwilami bardziej melodyjne i spokojne kawałki to
jest w nich jakieś szaleństwo, jakiś niepokój. Do tego te jawne odniesienia do narkotyków, teksty opowiadające o seksie, o przemocy (a nie o kwiatkach, pokoju i miłości). Pewnie i dziś byłyby problemy, gdyby jakaś polska kapela próbowała coś takiego puścić w radiu*

W produkcji maczał palce Andy Warhol i trochę czuje się w tym projekcie, w tej muzyce charakter performance. Dużo improwizacji, sprzężenia gitar, ten hipnotyczny powtarzający się prosty rytm w wielu numerach - to wszystko czasem sprawia wrażenie raczej próby albo odjechanego koncertu niż dopieszczonych nagrań ze studia, które by można zagrać w radiu.            
Chwilami mamy urokliwe ballady (szczególne wrażenie robią numery zaśpiewane przez Nico jej niskim głosem), stylizacje na "normalne piosenki" (te chórki są miejscami genialne), a po chwili spokojny numer zmienia się w obłąkańcze szarpanie strun gitary. Natężenie takich sytuacji, czasem rozmyślne i spontaniczne fałszowanie, kakofonia dźwięków sprawiają, że ciarki chodzą w trakcie słuchania. Są niby odwołania np. do rhythm'n'bluesa, możemy mieć różne skojarzenia z innymi kapelami, które wtedy grały, ale oni to wszystko przepuścili przez maszynkę awangardowego myślenia o graniu i robieniu muzyki. Tu urasta ona do rangi sztuki, przeżycia prawie że mistycznego (no i pewnie narkotyki to doświadczenie jeszcze wzmacniało). Zero podlizywania się słuchaczom, że niby to ma się podobać. Ta muzyka niepokoi, drażni i chwilami wgniata w fotel swym szaleństwem. Nic dziwnego, że potem tylu muzyków się tym inspirowało - ta płyta zachęca wręcz do tego by nawet jeżeli nie potrafisz grać, byś złapał za wiosło i walił w struny tak żeby cię cały świat usłyszał. Brian Eno powiedział kiedyś, że tego albumu nie sprzedano zbyt wiele egzemplarzy, ale każdy kto go kupił, potem założył własny zespół (za). To jest rekomendacja!
Jeden wielki muzyczny odjazd i klasyka, którą warto poznać.

* chociaż pewien nie jestem. Jakaś młoda kapela musiała ocenzurować tekst bo śpiewali chyba o zagrożeniu ze strony kościołów, ale taki Lady Pank puszczany jest regularnie z tekstem w którym śpiewają o pedofilii. Za to są u mnie skreśleni.
 
I don't know just where I'm going
But I'm gonna try for the kingdom, if I can
'Cause it makes me feel like I'm a man
When I put a spike into my vein
And I'll tell ya, things aren't quite the same
When I'm rushing on my run
And I feel just like Jesus' son
And I guess that I just don't know
 

 I have made the big decision
I'm gonna try to nullify my life
'Cause when the blood begins to flow
When it shoots up the dropper's neck
When I'm closing in on death
And you can't help me now, you guys
And all you sweet girls with all your sweet talk
You can all go take a walk
And I guess that I just don't know

I wish that I was born a thousand years ago
I wish that I'd sail the darkened seas
On a great big clipper ship
Going from this land here to that
In a sailor's suit and cap
Away from the big city
Where a man can not be free
Of all of the evils of this town
And of himself, and those around
Oh, and I guess that I just don't know

Heroin, be the death of me
Heroin, it's my wife and it's my life
Because a mainer to my vein
Leads to a center in my head
And then I'm better off and dead
Because when the smack begins to flow
I really don't care anymore
About all the Jim-Jim's in this town
And all the politicians makin' crazy sounds
And everybody puttin' everybody else down
And all the dead bodies piled up in mounds

'Cause when the smack begins to flow
Then I really don't care anymore
Ah, when the heroin is in my blood
And that blood is in my head
Then thank God that I'm as good as dead
Then thank your God that I'm not aware
And thank God that I just don't care
And I guess I just don't know

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz