Strony

piątek, 11 stycznia 2013

Anonimus, czyli poeta i widowisko

W historii wciąż można znaleźć całkiem sporo fajnych tematów na film. Co prawda poziom tego różny i to raczej luźna inspiracja postaciami niż wierność wydarzeniom, ale co tam. Znawcy tematu to jednostki a tzw. widz masowy i tak historii nie zna, więc zawsze można stwierdzić, że to właśnie produkcjami filmowymi pobudzamy zainteresowanie (szkoda tylko, że jednocześnie utrwalamy jakieś głupie wyobrażenia, bo młodzi myślą że to wierne odtworzenie rzeczywistości - vide: serial o Borgiach). 
Tym razem sięgnięto do Szekspira, wykorzystując fakt iż jest to postać dość tajemnicza - twórcy fundują nam więc własną wersję o jego tożsamości. Czyżby postać o tym nazwisku była jedynie figurantem, a prawdziwym geniuszem dramatu był hrabia Oxford Edward de Vere? Jakże bowiem człek znikąd, bez wykształcenia mógł stworzyć tak wspaniałe dzieła? Film Rolanda Emmericha to całkiem zgrabne połączenie dramatu politycznego, intrygi dworskiej, romansu, a wszystko - choć to rzadkość w filmach kostiumowych, opowiedziane w żywo i w niezłym tempie (jak w thrillerze). Można się czepiać oczywiście pewnych nielogiczności, ale trudno np. odmówić dreszczu emocji gdy oglądamy fragmenty kolejnych wystawianych sztuk i coraz większego entuzjazmu tłumów... Aż się chce sięgać po oryginał.
Co prawda dla mnie dużo więcej dla przywracania popularności Szekspira zrobił w kinie Branagh, ale mam wrażenie, że jego filmy dla dzisiejszej nastoletniej i niewiele starszej będą już mało atrakcyjne. A tu? Zobaczcie zwiastun - naprawdę może przyciągnąć uwagę nawet tych młodszych.
Nie chcę Wam zdradzać całej intrygi, ale ogląda się to naprawdę nieźle.  Rhys Ifans (de Vere) i Vanessa Redgrave (w roli królowej) przyciągają uwagę, w drugim planie równie ciekawie, a i klimat miasta, dworu uchwycony został nieźle (choć niedosyt jest).
Wydarzenia obserwujemy w dwóch planach czasowych (młodość de Vere i jego romans) i powolne ujawnianie intrygi nie pozwala nam zbyt szybko się znudzić. Mimo, że nie ma tu spektakularnych wydarzeń, bitew, licznych zwrotów akcji i tak dajemy się wciągnąć w tę opowieść. Jak na reżysera, który tworzył dotąd raczej rzeczy niezbyt głębokie - naprawdę duże zdziwienie na plus.
Tylko nie spodziewajcie się głębokiego dramatu - choć to film o miłości do poezji, o mękach twórcy, który musi pozostać w cieniu, a ktoś inny czerpie sławę z jego dzieł, to nie ma tu specjalnie miejsca na psychologię. Taki temat okazuje się, że też można przerobić na współczesne widowisko.  
Może ciut za długo. Ale naprawdę sympatyczne.  



2 komentarze:

  1. Oglądałam! Naprawdę niesamowita historia przedstawiona w ciekawy sposób. Ciekawe jak naprawdę było..

    OdpowiedzUsuń
  2. Och, szukanie sensacji zawsze w modzie.
    Za Branaghem przepadam i ja.

    OdpowiedzUsuń