Strony

środa, 18 kwietnia 2012

Czarny chleb, czyli zadowolić się resztkami i milczeć

O rozdawajce na dole.
A na początek o filmie, który zgarnął w roku ubiegłym chyba 9 nagród Goyi, czyli wyróżnienia za najlepsze filmy w Hiszpanii. Historia mocno osadzona w konkretnych czasach (powojenna Katalonia) i uwarunkowaniach, więc dla nas choć temat ciekawy to niełatwo się w tym wszystkich niuansach połapać. To tak jakby Matkę Królów dać do oglądania cudzoziemcom bez wprowadzenia w naszą historię. Tak też miałem i tu - historia rodzinna, osadzona mocno w środowisku lokalnym, ale cały czas pojawiają się odwołania do przeszłości - wojny, ale i wcześniejszej wojny domowej, ktoś się powołuje na "ideały", ktoś inny nazywa go zbrodniarzem... Film jest ekranizacją powieści pod tym samym tytułem.
Większość wydarzeń widzimy oczyma 11-letniego chłopca Andreu i to poprzez jego lęki, wyobraźnię, część obrazów jest "przefiltrowana". Niewielka wioska gdzieś w górach, uboga rodzina, która musi w pewnym momencie odesłać Andreu do kuzynów, aby zaoszczędzić na jego utrzymaniu,  tajemnicze morderstwo, którego świadkiem jest chłopak, jakaś miejscowa legenda o potworze grasującym w okolicy... Dużo tu niejasności, tajemnicy, ale to zabieg świadomy - chłopak wkracza powoli w świat dorosłych, traci złudzenia, musi sam odkrywać to co przed nim wcześniej ukrywano. Przez długi czas sami nie wiemy w jakim kierunku opowieść nas poprowadzi, rożne wątki pojawiają się, znikają nie do końca wykorzystane, a calość może ciut się dłużyć. To świat gdzie o moralności często się zapomina po to by chronić bliskich, dla własnych interesów lub po prostu dlatego, że tak jest bezpieczniej. I co gorsza ludzie trwają w tym, bez specjalnych pragnień aby to zmienić... 
Film mimo pewnych wad ciekawy, warto go zobaczyć - klimat ma chwilami zbliżony do "Kręgosłupa diabła", niezłe zdjęcia, na pewno dobrze oddaną rzeczywistość tamtych czasów, gdy łatwo można było paść ofiarą różnych mniej lub bardziej słusznych oskarżeń i po prostu zniknąć. Świat biedoty i świat tych, którzy mają pieniądze; świat wladzy i świat wiecznie zawiedzonej nadziei.    

Ponieważ jutro wypadła mi kolejna wyjazdowa delegacja (tym razem kierunek Lublin) i trudno powiedzieć czy będzie kiedy i jak pisać notatki, wolę nie odkładać tradycyjnej czwartkowej rozdawajki i w tym tygodniu startujemy już w środę (ale koniec i tak w niedzielę).
O książce (tutaj). Podziękowania dla Świata Książki, dzięki któremu otrzymałem ten egzemplarz i mogę go przekazać dalej.
Kto chętny? Wystarczy zgłosić chęć zdobycia tej lektury pod tym postem. Zapraszam (pisząc anonimowo proszę byście podawali e-maile). Czas do niedzieli do 12.00. Ale żeby nie było sucho: "chcę" to mam też prośbę. Napiszcie proszę o Waszych lekturach dotyczących historii. Czy lubicie tę tematykę? Jaki okres i dlaczego? Która lektura zrobiła na Was największe wrażenie? Wasze rekomendacje, książki i autorzy, które moglibyście polecić?
A ponieważ książka w dużej części dotyczy czasu okupacji i powstania w getcie, to zostawiam Was z twórczością Gajcego. Niesamowity projekt stworzony przez Muzeum Powstania Warszawskiego. Różne style, różne podejścia i interpretacje, a ten sam autor. Czy wciąż dla nas te słowa żyją? Czy je rozumiemy?  

  

10 komentarzy:

  1. zgłaszam się :)
    oj niestety ciężko u mnie z taką historyczną tematyką, ale może ta książka by to zmieniła :)

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja się nie zgłaszam, ale i tak się wypowiem, a co! :)

    Bardzo lubię historię, ale szczerze mówiąc, jeśli chodzi o okres drugiej wojny światowej od czasów licealnych mam jej przesyt. Czwarta klasa kojarzy mi się głównie z tematyką wojenną. Pamiętam jednak jak ogromne wrażenie zrobiła wtedy na mnie lektura "Rozmów z katem" K.Moczarskiego.

    Zdecydowanie bardziej gustuję w okresie średniowiecznym i renesansowym, zwłaszcza historii Polski i Wysp Brytyjskich. Jeśli chodzi o powieści, to uwielbiam zwłaszcza te quasi-historyczne. Polecam tutaj Bernarda Cornwella - trylogię arturiańską oraz wojny wikingów :)

    No to rzekłam. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cornwella mówisz, wciąż słyszę dobre recenzje a nic nie czytałem, muszę nadrobić. Co do Moczarskiego rzeczywiście i ja pamietam że to lektura, która zrobiła bardzo duże wrażenie..., pozdrawiam!

      Usuń
    2. Koniecznie po niego sięgnij, bo chociaż jego książki są przerażająco obszerne (średnio 600 stron jeden tom) to pochłania się je w 2 dni. Przynajmniej tak było u mnie :)

      Usuń
  3. W takiej zabawie biorę udział po raz pierwszy i świetnie się składa, bo niedawno penetrowałam bibliotekę w poszukiwaniu tej właśnie pozycji! Książki zahaczające o powstanie , wcale niełatwe do przełknięcia ostatnio królują na mojej liście, niestety jeszcze "książek do przeczytania". Czekam,aż się pojawią w bibliotece, już zamówiłam parę tytułów zdając się na gust bibliotekarki, bo mam lichy wybór.
    Mój mail to www.szyfrii7@tlen.pl i mam szczerą nadzieję, że się przyda ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. zgłaszam się- ja ostatnio mam bardzo mało czau na lekture - a zwłaszcza bardziej ambitną - jednak uwielbiałam w liceum wszelkie lektury związane z drugą wojną światową - czytałam z pasją - nie z przymusu. Bardzo bym się ucieszyła z wygranej :)

    OdpowiedzUsuń
  5. no to i ja stanę w kolejce, może wzbogaci ona moją biblioteczkę

    OdpowiedzUsuń
  6. Polecam nasze ostatnie-muszę przyznać zaskakujące odkrycie:
    http://mediumsweetbooks.blogspot.com/2012/04/faye-kellerman-prosto-w-ciemnosci.html

    OdpowiedzUsuń
  7. I ja się zgłaszam, koleżanka opowiadała mi trochę o tej książce, o historii pana Ratajzera, więc może mi się uda :)
    mój mail to dora03@onet.eu

    OdpowiedzUsuń
  8. To ja zgłaszam się, chcę;) I polecam, bo właśnie jeśli już coś czytam, to książki historyczne, tak się też składa, że najczęściej dotyczą one II wojny światowej, bardzo często uzbrojenia, lotnictwa...
    Długo bym mógł wymieniać pasjonujące książki o historii. Zauważmy jednak, iż ten sam temat można przedstawiać w diametralnie różny sposób; najlepszym tego przykładem są wydawnictwa: „Sprawa honoru” – Lenne Olson i Staneya Cloud oraz „303. Dywizjon Myśliwski w bitwie o Wielką Brytanię” – Jacka Kutznera. Pierwsze gloryfikuje, drugie odbrązawia. Dopiero zapoznanie się z obydwoma daje nam pełny obraz.
    Choć oczywiście legendą był „Dywizjon 303” Arkadego Fiedlera, to z książek o polskim lotnictwie na Zachodzie najcieplej wspominam jednak „Niebo w ogniu” Bohdana Arcta. Autor smykałkę do pisania wyssał dosłownie z mlekiem matki; zresztą o rodzinie Arctów długo by można pisać…
    Aczkolwiek Bohdan Arct myśliwcem został dopiero po Bitwie o Anglię, to i tak „Niebo w ogniu” w fascynujący sposób przedstawia życie polskiego lotnika na obczyźnie. Początki, jako „żółtodzioba”, przez służbę w elitarnym „Cyrku Skalskiego” (polska eskadra z Afryce Północnej), aż do dowodzenia Dywizjonem zwalczającym „latające bomby” V-1. Autor w bardzo ciekawy sposób przedstawił również parę miesięcy spędzonych w niewoli, do której trafił jesienią 1944 roku, po tym jak posłuszeństwa nad Holandią odmówił mu Mustang. Sceny obozowe czyta się z podobnym zainteresowaniem (Dlaczego jeńców raz w ogóle nie interesowały niemieckie racje żywnościowe, a innym razem ich obniżenie przyjęto z przerażeniem? Czy można przeżyć upadek bez spadochronu z paru kilometrów?) jak wcześniejsze o tajnikach taktycznych (Czym były schody do słońca? Dlaczego jako Dywizjon startowały cztery klucze trzysamolotowe, a w powietrzu zmieniały szyk na… trzy klucze czterosamolotowe?).
    Zdaję sobie sprawę z faktu, iż Bohdan Arct pisząc w latach 60. i 70. w PRL-u musiał liczyć się z wszechobecną cenzurą. Tym niemniej i dziś lektura „Nieba w ogniu” godna jest polecenia.

    Wojtek Kosynier

    mój mail: wigry135@o2.pl

    OdpowiedzUsuń