Strony

czwartek, 15 marca 2012

Nietykalni czyli duża dawka optymizmu

Na początek info o małej rozdawajce: dzięki firmie Gutek Film mam dla Was dwa podwójne zaproszenia do kina na pokaz premierowy w Warszawie na film "Ostatnia miłość na ziemi". Wystarczy zgłosić chęć wybrania się na ten pokaz - jeżeli będzie więcej chętnych to zrobię losowanie. Seans w dniu 23-go marca (piątek) w godzinach wieczornych. zgłoszenia przyjmuję do 20-go, abym zdążył Was powiadomić...
A teraz o innym filmie, który mogłem obejrzeć dzięki Gutkowi - premiera polska dopiero przed nami. Ale jednym z argumentów, który może przekonać do wybrania się na seans "Nietykalnych" jest to jak został przyjęty przez publiczność np. we Francji czy w Niemczech. Sukces kasowy, świetne opinie, niewymuszony humor, lekkość i optymistyczna nuta to najczęściej pojawiające się przekazy.
Po "Jeszcze dalej niż północ", które dla mnie jest dużo bardziej zabawne niż wszystkie propozycje "komediowe" rodem zza oceanu, to kolejny przykład, że Francuzi opowiadać zabawne historie potrafią. Autentyczna historia, lekko przerobiona przez scenarzystów nie jest jakoś specjalnie wymyślna. To gra na zestawieniu przeciwieństw. Philippe (François Cluzet) - bogaty milioner (arystokrata?), który po wypadku jest sparaliżowany poszukuje pielęgniarza. Traf chce, że na spotkanie z kandydatami (nudnymi niemiłosiernie) trafia też młody chłopak z przedmieść - Driss (, który chce jedynie pieczątkę, że nie nadaje się do tej pracy, by potem móc spokojnie pobierać zasiłek dla bezrobotnych. Philippe postanawia sobie zażartować i wskazuje jako kandydata do tej pracy właśnie Drissa - może chce mu dać szansę, może potrzebuje jakiejś odmiany. Biały z pieniędzmi i wysublimowanymi gustami oraz czarny (chyba naprawdę nie był czarnoskóry, choć pewnie pochodził z rodziny imigrantów) prosty młody człowiek, który niespecjalnie ma pomysł na wyrwanie się ze swego środowiska (ma za sobą jakieś kradzieże i pół roku odsiadki). Jeden z nich cieszy się z różnych drobiazgów, drugi już dawno przestał doceniać cały komfort i możliwości jakie go otaczają. Jakże inaczej patrzą na świat i innych ludzi, ale przecież każdy z nich ma w sobie dużo wrażliwości, inteligencji i pewnego rodzaju wewnętrznej siły. Ich "docieranie się" to nieustanny szereg zabawnych scenek, dialogów. Nie chcę tego opisywać, ale naprawdę choć momentami humor nie jest najwyższych lotów to jest tu sporo scen, które wywołują ataki niepohamowanego śmiechu.
Ale czy tylko za te wybuchy śmiechu można pokochać ten film? Ano właśnie nie. Moim zdaniem to co jeszcze bardzie w nim zachwyca to niesamowity optymizm i nadzieja jakie z niego biją. Ich wzajemna relacja staje się coraz głębsza i tak naprawdę obaj z niej czerpią korzyści. Driss dostał swoją szansę i wie już, że nie ma zamiaru spieprzyć sobie życia (i chroni przed tym swego młodszego brata), a Philippe nabiera nowych sił i chęci do życia, odkrywa, że mimo kalectwa może nadal korzystać z różnych przyjemności (ba, nawet szaleństw). Ileż w tym szczerości (film przecież jest nie tylko zbiorem dowcipów, ale opowiada też o sprawach poważnych), dystansu do siebie, otwartości na tego drugiego, zaufania...

Ich przyjaźń jest zaskakująca, szalona, ale może dzięki temu jeszcze bardziej przykuwa naszą uwagę i rodzi naszą sympatię. To, że ta historia wydarzyła się naprawdę tylko wzmacnia te uczucia. Jakże chcielibyśmy aby takich pozytywnych historii było jak najwięcej! Życie dostarcza wystarczającą dużo różnych bolączek i smutków, tęsknimy więc do szczęśliwych opowieści - może dlatego ta troszkę może naiwna i prosta historia tak nam się podoba. Po prostu trudno nie polubić tych dwóch jakże innych ludzi i trzymać za nich kciuki, aby odnaleźli swoje szczęście...
I okazuje się, że o problemach niepełnosprawnych, o bólu, samotności, o odrzuceniu czy lęku jaki w nas jest można opowiadać w sposób zaskakująco lekki. I na dodatek coś może zostać w głowie np. że zamiast zalewania kogoś litością czasem lepiej jest potraktować go po prostu normalnie...

A całość dopełnia jeszcze naprawdę fajna ścieżka dźwiękowa :) Naprawdę duże brawa dla twórców, czyli Oliviera Nakache i Erica Toledano. Udało im się stworzyć coś lekkiego i pełnego optymizmu. To może nie sprawi, że film zapamiętamy na długo, ale za to gwarantuje nam bardzo wiele przyjemności z oglądania. To może być jeden z przebojów kinowych tej wiosny. Jest tego wart, bo w sobie urok, którego brakuje w większości produkcji jaka zalewa nasze ekrany. 
PS znowu piszę o pierwszej w nocy, a od rana zajęcia. Na dodatek przecież droga powrotna za kółkiem, więc wybaczcie, ale jutro pewnie notki nie będzie - obiecana rozdawajka dopiero od piątku :) 

16 komentarzy:

  1. Film BARDZO mi się podobał. Scenariusz jest tak napisany, że choć to dramat, to jednak główny bohater sprawia, że cały czas chichotałam:) No i ten język francuski. Eh. Znakomity obraz, warto:)

    OdpowiedzUsuń
  2. ja chętnie do kina :) jkdorota@gmail.com

    OdpowiedzUsuń
  3. jeśli można to też bym chciała:)
    Olga lusia10@wp.pl

    OdpowiedzUsuń
  4. no to będziemy mieć losowanie :) moj_miszcz@tlen.pl, pozdrawiam ciepło;)

    OdpowiedzUsuń
  5. dla mnie to nie kłopot, choć szkoda, że nie mogę usatysfakcjonowac wszystkich...

    OdpowiedzUsuń
  6. moi aussi :)kasia.a.chojnacka@gmail.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja też zawalczę o doznanie zmysłowe! :) kbledowska@gmail.com :))

    OdpowiedzUsuń
  8. bilety wędrują do: jkdorota@gmail.com i kasia.a.chojnacka@gmail.com - szczegóły prześlę indywidulanie, gdyby ktoś zrezygnowal prosze o pilny kontakt to może ktoś jeszcze wskoczy na ochotnika na jego miejsce...

    OdpowiedzUsuń
  9. W ciągu tygodnia byłam 3 trzy na tym filmie... Nie zdarzyło się to nigdy w moim życiu.
    Przechodzę jakąś terapię?

    OdpowiedzUsuń
  10. Niestety chyba nie pospieramy się za bardzo, ani nie dodam nic odkrywczego, bo w tej recenzji zawiera się wszystko co chciałabym powiedzieć na temat tego filmu. Bardzo mi się spodobał. Momentami zabawny, czasami poruszający, ale przede wszystkim, jak w tytule twojej recenzji, optymistyczny. I muzyka genialna, ciekawe czy będzie gdzieś dostępny soundtrack? ;) Ludzie wokół mnie aż płakali przy końcówce. Nie mogłam zrozumieć relacji Philippe'a i jego córki. W filmie się na tym nie skupiali, ale i tak mnie to nurtuje... ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. za soundtrackiem i ja się rozglądam. Ale nad relacją Philippe'a i corki prawdę mówiąc się nie zastanawiałem...

      Usuń
  11. Film bardzo fajny. Choć zamiana algierczyka Abdela Yasmina Sellou na murzyna, jak się póxniej okazuje somalijczyka Drissa jest dziwna. Tak trochę pod publikę aby było politycznie poprawnie.

    OdpowiedzUsuń
  12. ano racja, trochę z tą zmianą przesadzili. Ciekawe czy książka równie dobra?

    OdpowiedzUsuń
  13. @Sebioslaw: gwoli ścisłości, Driss nie był Somalijczykiem, a Senegalczykiem ;]

    OdpowiedzUsuń
  14. ano racja, mi też umknęła ta pomyłka

    OdpowiedzUsuń