Strony

niedziela, 27 lutego 2011

127 godzin, czyli sprzedać każdą historię

Dziś noc Oscarów, ale jakoś mimo, że w kinach lub pod ręką już wszystkie nominowane filmy to ostatnio nawet nie miałem chęci na oglądanie tego o czym gadają wszyscy. Ale cóż - czasem ochota przychodzi :) Powoli więc nadrobię zaległości - choćby ze względu na własną ciekawość i pewnie po raz kolejny westchnę, że ta nagroda to jest inny świat. USA zalewa nas swymi produkacjami, ale może z 10% tego warto oglądać. A to co ciekawe można znaleźć na całym świecie - co z tego skoro szanowne grono zwykle wybiera sobie może z 5 tzw nieanglojęzycznych i to wszystko... I jest jeszcze jedna ciekawa przypadłość kina amerykańskiego - skoro o wszystkim można napisać autobiografię (nawet jak się samemu nie pisze) to i można być pewnym, że o części z nich zrobiony zostanie film. Tak było i tym razem. 
Film opowiada historię alpinisty Arona Ralstona (James Franco), który wyrusza w góry w Utah. Tam, w wypadku część jego ręki zostaje przytrzaśnięta przez głaz (ok 15-tej minuty filmu, potem wiec oglądamy jego próby uwolnienia się, majaki, zmagania z organizmem i wynurzenia nagrywane do kamery). Pod koniec filmu nasz super hero (obejrzyjcie sami, nawet Mc Gywer lepiej by się nie spisał przez te kilka dni) wreszcie by się uwolnić sam amputuje sobie część uwięzionej ręki za pomocą tępego noża. No w sumie może i nawet to ciekawe, ale przecież znając zakończenie to zero tu naszych emocji. Dlatego dla mnie najnowszy film Danny'ego Boyle'a, (wcześniej wyróżnionego Oscarem za "Slumdog"), to film ani porywający ani zasługujący na nagrody. Młody chłopak poszukujący adrenaliny, pewny siebie i zaopatrzony wydawałoby się, że we wszystkie gadżety tak naprawdę konfrontuje się z własną głupotą. Ale czy widać tu jakieś rozterki psychiczne? A skąd - cały czas super hero kombinuje jak by tu wyjść i choć cierpienie fizyczne jest pokazane nam non stop to jakoś nie bardzo mogę dostrzec tu nic więcej.
Na plus - piękne zdjęcia, ciekawy pomysł na pokazanie stopniowego popadania w malignę. Ale prawdę mówiąc połączenia popowej muzyczki z wycieńczonym facetem walącym nożykiem w głaz jakoś mi nie gra. Podsumowując - komuś się może wydać to interesujące, mnie rozczarowało (choć nudne nie było). Ogromna różnica pomiędzy pokazaniem cierpienia w tak komercyjnym "dziele", a np. w filmie takim jak opisywany kilka dni temu "Głód". Szacowna Akademio Filmowa powinnicie dodać sobie jeszcze dopowiedzenia "kina amerykańskiego i masowego".  
Kiedy mam oglądać łebka, który pędzi rowerem na przełaj ze słuchawkami na uszach (obcowanie z naturą) i mam doszukiwać się w nim głębi (a scenariusz wszak jest skupiony tylko na nim) to myślę sobie - wołabym film o polskim górniku, który zwolniony z pracy chowa się przed rodziną i całym światem pod ziemię - do kopalni i ukrywa sie tam prawie póltora miesiąca. Czyż nie byłoby to ciekawsze? I też na faktach. Ale my nie żyjemy w USA i nikt nie napisze takiego scenariusza.
trailer

11 komentarzy:

  1. Na krytyka to się chłopie nie nadajesz, a styl pisania wygląda jakby żywcem wyjęty z 3-ej klasy podstawówki.

    OdpowiedzUsuń
  2. a dziękuję bardzo :) nie aspiruję na krytyka, piszę dla siebie i dla tych którzy tu zerkają. Kto chce niech czyta, a zawsze jestem wdzięczny za uwagi i komentarze. Nawet gdy ktoś anonimowo i nie mając nic konkretnego do powiedzenia potrafi jedynie dogryźć...

    OdpowiedzUsuń
  3. ogólnie się zgadzam, poza momentami z "tokszołem" z kanionu frajerów :) (co było zasługą raczej aktora a nie scenariusza) i odcinaniem kończyny szału nie było ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. no fakt scena z "tokszołem" była niezła - choć tak średnio pasowała do sytuacji faceta zwijającego się z bólu... nie żebym się czepiał - w sumie gdyby zrobiono z tego dramat psychologiczny to nie wiem czy wyszłoby to lepiej. Ale przechodzenie od twarzy wykrzywionej bólem i majaków do całkiem trzeźwego i sprawnego kombinowania jak sobie poprawić wygodę jakoś mnie nie przekonało. Można obejrzeć ale ocena 6-7 i nie rozumiem zachwytów

    OdpowiedzUsuń
  5. Wydaje mi się, że odbiór tego filmu zależy w dużej mierze od wrażliwości człowieka oraz umiejętności empatii, jeśli człowiek lubi jak się zabijają i strzelają taki film mu nie podejdzie. Ja przystępując do oglądania tego filmu nie wiedziałem o nim absolutnie nic poza tytułem, czasem nie warto czytać streszczenia czy trailera, zwłaszcza jeśli to dotyczy historii opartych na faktach. Mnie osobiście poruszył ten film bardzo, zdjęcia, muzyka oraz wyśmienita gra Jamsa Franco. Historia człowieka pełnego energii, pewnego własnych umiejętności i świadomego ograniczeń, który chcę się schować przed codziennością, oderwać od świata, nie pierwszy raz to robi. I z drugiej strony ta bezradność, obłęd, Aron ma mnóstwo czasu aby przeanalizować swoje życie. Ja tutaj nie widzę jedynie walki z kamieniem ale z samym sobą. Dla mnie koniec filmu nie był pewnikiem, był wstrząsający oraz wzruszający, zwłaszcza gdy się dowiadujemy, że jest na faktach autentycznych. Uczy pokory i doceniania tego co mamy, życia > "There is no force on Earth more powerful than the will to live". Jeden z piękniejszych filmów jakie widziałem - i proszę mi nie 'amputować' że mało ogląałem - i nie dziwi mnie nominacja do Oskara.

    OdpowiedzUsuń
  6. nic nie będę imputował :) ale też proszę nie imputować mi że jeżeli mi się nie podobało to dlatego że jestem mało wrażliwy i mało empatyczny (albo że lubie tylko filmy gdzie się zabijają). Pozostańmy przy swoich zdaniach - dla mnie film jest po prostu przeciętny i starałem się podać argumenty dlaczego. Ale tak to z kulturą już jest, że zawsze jest jakiś element subiektywnych emocji - kogoś coś porusza, kogoś innego nie, jeden ma wiedzę albo uprzedzenia, a ktoś inny nie. I dlatego cieszą mnie zawsze dyskusje i rozmowy na temat tego co dla kogo było ważne... w ten sposób może czasem sami na coś spojrzymy w inny sposób. Dzieki za komentarz i zapraszam częściej do dyskusji.

    OdpowiedzUsuń
  7. Zgadzam się, punkt widzenia zależy od punktu siedzenia i od ładunku emocjonalno-osobowościowego który się zawiera w każdym z nas i jest niepowtarzalny. To miałem na myśli pisząc powyżej. Na przykład zdaje sobie sprawę, że jestem osobą ponad przeciętnie empatyczną czy emocjonalną, jak również sposób przekazu tego filmu (bez zaznajamiania się co do treśći oraz to że oglądałem go sam) sprawiły, że urósł w moich oczach, jako jeden z tych lepszych filmów które można obejrzeć i coś z tego wynieść:) Tak samo jak np. 7 Dusz, Podziemny krąg, sekretny ogród, most do terabithy i jeszcze pare tytułów. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  8. ja również pozdrawiam - 7 dusz co prawda nie zrobił na mnie tak wielkiego wrażenia, ale za to podziemny krąg bardzo lubie (choć książka jeszcze lepsza). W sumie to pewnie jeszcze kwestia naszego nastroju, tego czy widzieliśmy już podobne filmy, z czym nam się to kojarzyło itd. Czasem dzieła nawet troszkę kiczowate i wcale nie najbardziej wartościowe akurat trafią w jakąś nutę w nas - u mnie tak było np. z Misją - film który widziałem już chyba 10 razy i wciąż nie mam dość

    OdpowiedzUsuń
  9. Film ten oglądany był przeze mnie w dośc szczególny sposób: od środka do końca, a potem od początku. Ta nietypowa forma tylko uatrakcyjniła mi odbiór. Oglądanie jak bohater męczy się z chińskim nożykiem czy umiera z pragnienia było niezwykle poruszjące gdy potem w pierwszych scench zauważa się, że po szwajcarski scyzoryk nie sięga przez pośpiech, a wodę przelewa... zauważa się odmianę postaci, to jak nauczył się doceniac życie (a chyba nie mogę o sobie powiedziec, że jestem osobą, którą łatwo poruszyc). Ponadto uważam po prostu, że sztuką jest stworzyc film pełnometrażowy właściwie jednego aktora, tak aby nie nudził. A to się myślę udało. Jednak o gustach się nie dyskutuje, ale bardzo cenię sobie, że udało mi się odnaleźc miejsce w naładownym agresją internecie gdzie można wyrazic swoje zdanie bez obaw, że zostanie się obrażonym tylko przez to, że opinia jest odmienna.

    OdpowiedzUsuń
  10. fakt - oglądając rózne sceny kilka razy bardziej skupiamy się na szczegółach, może wtedy pewne zachowania sa dla nas czytelniejsze. Ale pomysł na ogladanie od połowy musze przyznac iz oryginalny :) pozdrawiam!
    Pewnie wórcę kiedyś do niego i może zmienię zdanie? To też jakaś wartość tych notek - zapisywanie wrażeń, a te są jednak ulotne

    OdpowiedzUsuń
  11. FILM WART JEST OBEJRZENIA NIE ULEGA WĄTPLIWOŚCI,GORĄCO POLECAM

    OdpowiedzUsuń