Co ma na nas większy wpływ - geny czy środowisko? To pytanie może pojawić się w trakcie seansu Wysokich i niskich tonów. Thibaut - ceniony dyrygent staje na głowie gdy dowiaduje się, że jest chory na białaczkę i pilnie potrzebuje dawcy szpiku. Gdy lekarze nie stwierdzają zgodności biologicznej z jego siostrą, po raz pierwszy dowiaduje się, że jest dzieckiem adoptowanym i gdzieś żyje jego rodzony brat.
I tak właśnie trafia do Jimmy'ego, pracownika stołówki w robotniczym mieście w północnej Francji. Ze zdumieniem obserwuje jak bardzo różni się to jego życie od tego w czym żyje jego brat. Zakłady właśnie są zamykane, cała lokalna społeczność żyje w strachu przed bezrobociem, a ich jedną radością jest przyzakładowa orkiestra, która też lada chwila może zostać rozwiązana.
Życie obu braci totalnie się różni, ale łączy ich pasja do muzyki. Jeden miał szansę ją rozwinąć, drugi pozostał amatorem. To spotkanie następuje na tyle późno, że nie ma szans na jakieś wielkie rewolucje, zresztą nie chodzi też o to, by wywołać jakieś poczucie wdzięczności na siłę. Każdy ma swoje życie, one toczą się równolegle, może jest jednak szansa że zbliżą się choć na chwilę.
Jest w tej opowieści o tożsamości, o więziach rodzinnych trochę rozżalenia, złości wobec przeznaczenia i świata, ale czuje się też dużo empatii, co sprawia że film jest pełen ciepła, choć opowiada przecież o niełatwych sprawach.
Jest miejsce i na uśmiech i na wzruszenie.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz