Strony

piątek, 14 maja 2021

No jakoś nie śmieszy, czyli W krainie Malawów, Gambit Budapesztański, Młodzi do dzieła

O ile francuskie komedie i tak zwykle stawiam ponad te amerykańskie, to czasem mam poczucie jakby zaraza głupoty hulała po całym świecie, na cel wybierając sobie producentów i reżyserów, którym wydaje się, że potrafią być zabawni. A może problemem jest to, że jak w Stanach, próbują dostosować się do wieku przeciętnego widza (czyli nastolatka)? Efekty niestety porażają.
Oto program, w którym znani i lubiani zabierani są do jakiegoś zakątka świata i mają spędzić tam czas jakiś obserwowani przez kamery. Każdy oczywiście próbuje wypaść jak najlepiej, każdemu doskwiera brak cywilizacji i chyba najmniej interesują się nasi bohaterowie kulturą swoich gospodarzy. Aktorka, piłkarz, komik i prezenter telewizyjny zafundują nam spektakl gagów na poziomie podstawówki, festiwal min i słabych dialogów.
Zapomnieć. Zapomnieć że to się widziało.


 

Druga propozycja jest ciekawsza, bo mniej przewidywalna. Młodzi do dzieła! to cztery historie o młodych ludziach żyjących w Meksyku, które splatają się w dość zaskakujący sposób. Twórcy trochę bawią się retrospekcją, fundują nam dość zaskakujące rozwiązania scenariuszowe, w efekcie uzyskując efekt, który może nie jest zabawny, ale na pewno oryginalny. Gdybyż jeszcze jakoś bardziej dało się przybliżyć te postacie, sprawić żebyśmy je lubili. Choć może wtedy nie byłoby tego efektu?

Młody chłopak szaleńczo zakochany w dziewczynie, ale nie mający nadziei, że zwróci na niego uwagę. Nastolatka, która wychowywała się bez mamy i jej sposobem na funkcjonowanie w grupie rówieśników jest okazywanie siły i wulgarności. Jest jeszcze młody taksówkarz, który niespecjalnie przejmuje się swoją pracą, ale zrobiłby wszystko, by jego dziewczyna zechciała przyjąć jego oświadczyny mimo jego braku odpowiedzialności i kasy. I najciekawsza historia - młody chłopak, który z dnia na dzień zaczyna mówić swoim własnym językiem, którego nikt nie rozumie... Naprawdę jest niebanalnie.
I brawa za to, że konsekwentnie nie szukano żadnego happy endu. Dzięki temu to wszystko jest jeszcze ciekawsze.



Gambit budapesztański. Powiedziałbym poziom polskich komedii, czyli kilka wyrazistych postaci i humor dla nastolatków. Sensu i logiki tu nie szukaj. Wątek przyjaźni, spotkania po latach, wspólnie realizowanej akcji, która raczej nie ma prawa się udać, piętrzących się problemów i rozwiązania, które znajdują na koniec, by przewrotnie odtrąbić sukces mimo porażki. Ile takich historii scenariuszowych gdzieś krąży? Napady na bank, zdobywanie wielkich pieniędzy, ratowanie czyjejś skóry... No jakoś nie powalają te pomysły, a i gra aktorska nie należy do rewelacji. Może gdybyśmy znali aktorów węgierskich mielibyśmy frajdę, że widzimy kogoś w zaskakującej roli - u nas też zdarzały się zaskakujące wizerunki, ale niestety kino węgierskie raczej mało znamy. I obyśmy poznawali od innej strony. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz