Strony

niedziela, 15 listopada 2020

Karel, ja i ty, czyli nawet kryzys można pokazać z uśmiechem

Ciekawostka upolowana zupełnym przypadkiem. I kolejny dowód na to, że Czesi potrafią robić filmy poważne, przy których się uśmiechamy i komedie, przy których pozostaje się z jakąś refleksją. Oczywiście nie każdemu przypadnie do gustu wysłuchiwanie kolejnych dialogów, w których bohaterowie na czynniki pierwsze rozkładają swoje związki, lęki, porażki, na próżno czekając na komedię pomyłek i standardowe gagi. To raczej film przypominający wczesną twórczość Allena czy filmy nowej fali, gdzie rozterki bohatera stawały się centrum fabuły i nie potrzeba było nawet żadnych "przyspieszaczy" akcji i zaskoczeń. Człowiek sam w sobie jest interesujący, a w sytuacji jakiegoś życiowego zakrętu, kryzysu, staje się jeszcze ciekawszy.

   

Zabawne jest to, że o swoich dylematach, nieudanych związkach, opowiadają tu ludzie około 30, którzy wydawałoby się wszystko jeszcze mają przed sobą. Oni jednak zachowują się tak, jakby ten decydujący moment w życiu na dokonanie właściwych wyborów był już za nimi, a teraz już mogą jedynie go żałować. W centrum tej historii jest Saša, która postanawia na jakiś czas rozstać się ze swoim długoletnim partnerem Karelem.
Najpierw wyprowadza się do koleżanki, a potem gdy okazuje się, że nie może się z nią dogadać, prosi o pomoc starego znajomego, który z radością wynajmuje jej pokój. Czujemy przez skórę, że Dušan bardzo by chciał, żeby coś między nimi zaiskrzyło, że ma nadzieję na to, że dziewczyna podejmie decyzję o zakończeniu poprzedniej relacji.
I tyle, więcej zdradzać nie zamierzam. A sam film to zbiór czasem wydaje się mniej lub bardziej przypadkowych i istotnych rozmów. O życiu, o związkach, o dokonywanych wyborach, o tym czego się pragnie i czego szuka u płci przeciwnej. Chwile oderwane od siebie, dużo piwa, a w tym wszystkim wyczuwalne pytanie - wrócić czy nie wrócić? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz