Strony

poniedziałek, 11 maja 2020

Szukając zmiany, szukając odpowiedzi, czyli filmowy trzypak: Girlhood, Ojciec i W proch się obrócisz

Filmów nagromadziło mi się tyle, że jeszcze przez czas jakiś będę Was obdarowywał paczkami po kilka. Nie zawsze łączą się one w sposób oczywisty, ale niech przynajmniej po kilka zdań o każdym się na blogu pojawi.

Na początek rzecz chyba najbardziej stereotypowa: młoda dziewczyna, szukając akceptacji wybiera grupę, która z punktu widzenia dorosłych, do pozytywnych raczej nie należy. Bez większego szokowania, ale pewne mechanizmy pokazane ciekawie - pierwszy sztach, pierwsze zadanie, a potem już próbujesz udowodnić, że nie jesteś gorsza, że możesz nawet mocniej niż inni. Gangi pożerają kolejne dzieciaki i niewiele z nich potrafi potem wrócić na jakąś sensowną drogę, będą potrafiły zbudować jakąś przyszłość.
Siłą takich filmów są młodzi aktorzy, ich autentyczność, jakaś dziwna energia, która fascynuje.

W domu nie za wesoło, a tu okazuje się wolność, kasa, zabawa... Z czasem może i miłość. Czy to dziwne, że młodą dziewczynę ten świat przyciąga?
Film może nie jest wyjątkowy, ale ogląda się fajnie. 


Druga produkcja o której dziś jest dużo bardziej zaskakująca. Z jednej strony zabawna, ale jej temat wcale taki nie jest, twórcy zmuszają nas bowiem do zmierzenia się z pytaniem o żałobę i próbę poradzenia sobie ze śmiercią kogoś bliskiego.
Nawet dla kogoś wierzącego to sprawa, która wcale nie jest prosta. Owdowiały chasyd Schmuel pewnie po jakimś czasie otrząsnąłby się z tej tragedii, ale jego żona nawiedza go każdej nocy, a nawet w dzień wciąż w głowie ma obrazy jej ciała. Nie tamtego, które tak dobrze znał, ale tego które zakopano w grobie. Mimo więc, że dla Żydów to sprawa święta, zaczyna drążyć temat od strony powiedzmy "naukowej" - dociera do naukowca, którego wciąga w swoją obsesję i próby odpowiedzi na pytanie: co dzieje się z ciałem po śmierci... Wszystko w tajemnicy, bo i tak jego otoczenie, nawet własne dzieci mają go za szaleńca, którego opętał dybuk.
Uprzedzam - chwilami jest drastycznie. Dla tych, którzy nie boją się elementów czarnego humoru, rzecz jak najbardziej godna polecenia.



W ostatnim dzisiaj wspominanym filmie pojawia się podobny motyw: śmierć żony wpędza w jakąś dziwną obsesję jej męża, który za wszelką cenę szuka sposobów na skomunikowanie się z nią, mając wrażenie, że czegoś ważnego mu nie zdążyła przekazać.
Dla jego syna, dalekiego od jakichkolwiek duchowych rozterek, twardo stąpającego po ziemi, zachowanie ojca jest kompletnie nieracjonalne, podejrzewa jakąś chorobę psychiczną, ale nie chcąc sprawiać mu przykrości, postanawia towarzyszyć mu choć przez jeden dzień. Tylko jeden. A potem noc i jeszcze jeden. Już dawno powinien być w pracy, przy swojej ukochanej która jest w ciąży, ale jeździ po kraju z ojcem i próbuje mu wybić z głowy jego zwariowane pomysły...
Po co? Może dlatego, że nigdy nie mieli dobrych relacji, a teraz po śmierci matki, obawia się, że już wkrótce może nie mieć okazji do naprawienia czegokolwiek. Obaj nie są wobec siebie szczerzy, ciągle się kłócą... Chyba wiele trzeba, by różne kłamstwa, urazy mogły zostać zapomniane i słowa, na które się czekało gdzieś pojawiły się na horyzoncie. A może jednak nie tak wiele? Bułgarski dramat może chwilami trącić tragifarsą, ale to bynajmniej nie jest komedia. Ciekawe i świetnie zagrane!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz