Czas zamknąć kolejny miesiąc bloga. dokładnie to 104 miesiąc wypełniony każdego dnia :)
Notka tak naprawdę powstanie pewnie dopiero jutro, ale dziś już możecie dowiedzieć się co to będzie (już jest! Poniżej). Márai. Niewielka książeczka, ale naprawdę piękna rzecz. Jak dobrze czasem sięgnąć po coś innego niż nowości, wciąż próbując wypełnić zobowiązania wobec wydawców.
W sierpniu planowałem nadrobić zaległości z wpisami o książkach, ale ponieważ dużo było rzeczy nowych, które na bieżąco dopisywałem, pewnie dokończę to w październiku. Zaległych jest chyba 5 tekstów. A czytam kolejnych 6 książek. I stosy rosną :) A w tych zaległych będzie jedna rzecz absolutnie wyjątkowa. Która wciąż we mnie jakoś tkwi. Kupiona. Przypadkiem. Ale bywa i tak, choć to nowość. Nie jest mocno obecna na blogach, tym bardziej więc chcę by mój tekst nie był pisany w pośpiechu jak często to robię.
Jutro więc Żar. Potem fantastyka. Reportaż. I coś filmowego na dokładkę z zapowiedzi na kolejne tygodnie premier.
Strony
▼
sobota, 31 sierpnia 2019
piątek, 30 sierpnia 2019
Zamrożone płomienie - Jens Henreik Jensen, czyli nigdy nie lekceważ przeciwnika
Trylogię z Nielsem Oxenem łyknąłem błyskawicznie i nawet cieszę się, że nie robiłem dłuższych przerw pomiędzy tomami. Dzięki temu napięcie jakie Jensen zafundował czytelnikom było jeszcze bardziej odczuwalne. Jeżeli tylko macie ochotę na zerknięcie co napisałem o poprzednich tomach, zerknijcie to listy przeczytanych. Były żołnierz duńskich sił specjalnych, facet który pragnął świętego spokoju i uciekał od świata, został na siłę wciągnięty w wydarzenia, w których każdy inny by się pogubił i zginął. Włączony w śledztwo w sprawie morderstwa nie tylko doszedł do prawdy, ale i wyczuł że gra idzie o dużo większą stawkę. Stał się niebezpieczny dla tych, którzy stali za zleceniem morderstwa i jak się okazało ich ręce sięgały bardzo daleko. Miał zginąć.
I przeżył. A teraz powraca, nie tylko pragnąć zemsty, ale przede wszystkim przywrócenia swojego dobrego imienia - jako oskarżony o morderstwo, musiałby całe życie się ukrywać.
I przeżył. A teraz powraca, nie tylko pragnąć zemsty, ale przede wszystkim przywrócenia swojego dobrego imienia - jako oskarżony o morderstwo, musiałby całe życie się ukrywać.
czwartek, 29 sierpnia 2019
Ból i blask, czyli było, jest, ale czy będzie
Najnowszy film Almodovara to przede wszystkim świetna rola Antonio Banderasa. Dzięki niemu ta dość osobista, intymna historia, wybrzmiewa wyjątkowo szczerze. Tu nie ma udawania, żeby lepiej wypaść na ekranie. Główny bohater jest reżyserem, którego filmy dziś uznawane są za kultowe, on ani wtedy, ani dziś nie jest do końca z nich zadowolony, poróżnił się wtedy z wykonawcą roli głównej, do dziś uważa że można to było zagrać lepiej. Cierpiący na różne dolegliwości, raczej odcinający się od świata Alberto, znajduje jednak zupełnie przypadkiem drogę do uspokojenia, do swoich wspomnień, do nie przejmowania się tak bardzo samym sobą...
środa, 28 sierpnia 2019
Zastrzelić, zadźgać i otruć, czyli historia morderstwa - Jonathan J. Moore, czyli ja po prostu jestem zbyt wymagający
Co prawda w planach miałem notkę o filmie Almodovara, ale wybieram coś prostszego - tu wystarczy parę zdań i będziecie wiedzieli o co chodzi. Pamiętacie Powiesić, wybebeszyć i poćwiartować, czyli historię egzekucji?
Ten sam autor kontynuuje serię dość makabrycznych tematów. Ale wiecie co? Tym razem jest mniej obrzydliwie. Więcej na pewno tym razem jest historii w tej historii. Za każdym razem Moore stara się przybliżyć postać ofiary, czasem pisze więcej o samym sprawcy, o przyczynach, które go pchnęły do tego aktu. I choć w samych opisach nadal czuje się upodobanie do epatowania detalami średnio smacznymi (najczęściej mózg, który gdzieś wypływa), to bardziej przypomina to krótkie notki encyklopedyczne czy popularyzatorskie. Jeżeli więc czarny humor i tematyka nie podeszła Wam przy pierwszym tomie, to możecie spróbować z drugim, bo na pewno jest bardziej strawny.
Ten sam autor kontynuuje serię dość makabrycznych tematów. Ale wiecie co? Tym razem jest mniej obrzydliwie. Więcej na pewno tym razem jest historii w tej historii. Za każdym razem Moore stara się przybliżyć postać ofiary, czasem pisze więcej o samym sprawcy, o przyczynach, które go pchnęły do tego aktu. I choć w samych opisach nadal czuje się upodobanie do epatowania detalami średnio smacznymi (najczęściej mózg, który gdzieś wypływa), to bardziej przypomina to krótkie notki encyklopedyczne czy popularyzatorskie. Jeżeli więc czarny humor i tematyka nie podeszła Wam przy pierwszym tomie, to możecie spróbować z drugim, bo na pewno jest bardziej strawny.
poniedziałek, 26 sierpnia 2019
Danuta W., czyli… schowane emocje
Kiedy wybrzmiewają ostatnie słowa monodramu „Danuta W.” w wykonaniu Krystyny Jandy na scenie Teatru Polonia w ciszy cała sala podnosi się do oklasków… Te oklaski są dla obu Pań, dla Danuty Wałęsy – bohaterki sztuki, jak i dla Krystyny Jandy za sposób w jaki tego dokonała. Ale te oklaski są także hołdem dla każdej kobiety tamtych czasów, udręczonych kolejkami, strachem o rodzinę, które w tej momentami czarnej codzienności musiały ogarniać tak wiele. Jednak Danuta Wałęsowa miała po stokroć gorzej…
Chciała tylko uciec ze wsi, chciała kochać, mieć męża, dzieci… chciała. Chciała tylko tego o czym marzy każda dziewczyna na progu dorosłości.
Z perspektywy lat najlepiej wspomina pierwsze lata po ślubie. Kiedy było biednie, ciasno, kiedy rodziła pierwsze dzieci, opiekowała się nimi, czekała z obiadem na męża. Sama go wybrała, kochała go bardzo, zawsze dla niej był na pierwszym miejscu. Dbała o niego i dzieci jak przystało na matkę-Polkę, jak ją ukształtowało katolickie wychowanie i ciężkie życie na wsi. Bez skarg, z odpowiedzialnością za rodzinę, bez wzniosłych słów. I wtedy była najszczęśliwsza. A mąż? Po latach powie o nim bez skargi: „Nie okazywał emocji. No, taki był.”
niedziela, 25 sierpnia 2019
Klub winowajców, czyli… nie oceniaj książki po okładce
Kolejny spektakl w ramach Sceny Debiutów w Teatrze WARSawy, który mi się podoba - „Klub winowajców” według scenariusza Johna Hughesa w reżyserii Agnieszki Czekierdy. Spektakl dla młodych widzów, grany udanie przez młodych aktorów, powinien na dłużej zaistnieć w repertuarze Teatru WARSawy, bo takich spektakli jest niewiele i jakby w kontrze do obecnej rzeczywistości - niesie ładne przesłanie.
Oto piątka uczniów, za różne przewiny, zostaje zmuszona do przyjścia do szkoły w ramach kary, by zamknięta przez 9 godz. w jednej sali, miała możliwość przeanalizowania swojego zachowania i napisania eseju na temat p.t.: „Kim jestem”. Uczniowie ci nie znają się blisko, mijają się wprawdzie na korytarzach szkolnych, ale każde z nich kumpluje się z innymi grupami, pochodzi z innych środowisk i posiada inny status społeczny. Mamy tu Mellissę, panienkę z dobrego domu, bogatą, wypieszczoną, niemal szkolną księżniczkę (Martyna Bazychowska); jest lubiany przez wszystkich sportowiec - zapaśnik Eryk (Karol Donda); jest dziwadło szkolne, outsiderka, wariatka Alicja (Julia Biesiada); kujon Brajan (Mateusz Trojanowski) oraz szkolny chuligan i buntownik Alan (Michał Surma).
Oto piątka uczniów, za różne przewiny, zostaje zmuszona do przyjścia do szkoły w ramach kary, by zamknięta przez 9 godz. w jednej sali, miała możliwość przeanalizowania swojego zachowania i napisania eseju na temat p.t.: „Kim jestem”. Uczniowie ci nie znają się blisko, mijają się wprawdzie na korytarzach szkolnych, ale każde z nich kumpluje się z innymi grupami, pochodzi z innych środowisk i posiada inny status społeczny. Mamy tu Mellissę, panienkę z dobrego domu, bogatą, wypieszczoną, niemal szkolną księżniczkę (Martyna Bazychowska); jest lubiany przez wszystkich sportowiec - zapaśnik Eryk (Karol Donda); jest dziwadło szkolne, outsiderka, wariatka Alicja (Julia Biesiada); kujon Brajan (Mateusz Trojanowski) oraz szkolny chuligan i buntownik Alan (Michał Surma).
sobota, 24 sierpnia 2019
Współczesna rodzina - Helga Flatland, czyli wasze i moje życie
Kolejny tomik z serii skandynawskiej Wydawnictwa Poznańskiego. I lektura na pewno niebanalna. Trochę przypominała mi Sagę Rodziny Neshov, choć mam wrażenie że mniej dowiadujemy się o samych bohaterach. Flatland skupia się na ich emocjach, pokazuje jak mogą oni różnie patrzeć na te same rzeczy, inaczej je odbierać.
Nie dzieje się wiele, za to w warstwie emocjonalnej bardzo dużo.
Jedno zdarzenie, jedna decyzja, ciągnie za sobą całą lawinę, a gdy się ta mocno coś rozpamiętuje i przeżywa, nic dziwnego że trudno ogarnąć sprawy bieżące.
piątek, 23 sierpnia 2019
Pewnego razu w Hollywood, czyli ależ on kocha kino
Quentin Tarantino nie raz już udowadniał swoją miłość do kina z czasów swojej młodości. Najczęściej poprzez ścieżkę dźwiękową, ale i niejednokrotnie przez różne odwołania gatunkowe, tematyczne, zabawę pewnymi schematami. I choć było to wyraźne, trudno jego produkcjom zarzucić, że nie są współczesne. Zawsze największą zabawę będą na tych seansach mieli ci, dla których te odwołania są czytelne, którzy sami czerpią z nich frajdę, ale nawet młodsze pokolenie myślę, że nie nudzi się na jego produkcjach. To znaczy na najnowszej obawiam się że będzie się trochę nudzić. Mimo że to film wyborny.
środa, 21 sierpnia 2019
Zło czai się na szczycie - Marta Matyszczak, czyli co te człowieki takie głupie
Kolejny tomik do serii. Jakoś cykle ostatnio dobrze mi wchodzą. Może dlatego, że jak się polubi bohaterów, to potem już fabuła jest jedynie dodatkiem... Tak przynajmniej mam z kryminałem pod psem. Były glina, a obecnie prywatny detektyw (raczej marny), jego przyjaciółka która jest dziennikarką, są parą która wciąż sobie dogryza, choć ewidentnie coś tam między nimi iskrzy. Wszystkie dotychczasowe sprawy Szymon i Róża rozwiązali jakimś cudem.. No dobra nie cudem, tak naprawdę zrobili to dzięki psu, który naprowadza ich na odpowiedni trop.
Nikt nie zaprzeczy że to Gucio jest głównym bohaterem serii i czeka się na fragmenty, w których on sam jest narratorem najbardziej. Oni sobie biegają trochę na oślep, w dodatku rozgorączkowani zwykle jakimiś prywatnymi sprawami, a to on pilnuje wszystkich dookoła i potrafi wywąchać w odpowiednim czasie nie tylko niebezpieczeństwo, ale i wszystkich sprawców.
Nikt nie zaprzeczy że to Gucio jest głównym bohaterem serii i czeka się na fragmenty, w których on sam jest narratorem najbardziej. Oni sobie biegają trochę na oślep, w dodatku rozgorączkowani zwykle jakimiś prywatnymi sprawami, a to on pilnuje wszystkich dookoła i potrafi wywąchać w odpowiednim czasie nie tylko niebezpieczeństwo, ale i wszystkich sprawców.
wtorek, 20 sierpnia 2019
Adeptka - Rachel E. Carter, czyli zabrakło pomysłów?
Od czasu do czasu sięgam po pozycje z półek moich córek. Z ciekawości. Dla zabawy.
Przy lekturze pierwszego tomu z cyklu Czarny Mag (łapcie notkę) może nie piałem z zachwytu, ale byłem ciekaw kontynuacji. Teraz trochę mój zapał opadł. A szkoda bo tom trzeci lada chwila. Co mnie rozczarowało? I czy moje porównania do Harry'ego Pottera wciąż są aktualne?
Przy lekturze pierwszego tomu z cyklu Czarny Mag (łapcie notkę) może nie piałem z zachwytu, ale byłem ciekaw kontynuacji. Teraz trochę mój zapał opadł. A szkoda bo tom trzeci lada chwila. Co mnie rozczarowało? I czy moje porównania do Harry'ego Pottera wciąż są aktualne?
Udając ofiarę, czyli… czym się to skończy?
Sztuka przewrotna, wieloznaczna, trudna i ciekawa jednocześnie, mistrzowsko wyreżyserowana, podobnie zagrana i zmuszająca do refleksji. Łatwo w niej było pójść za mocno w którąś stronę, ale Krystyna Janda (reżyser) wiedziała jak tego uniknąć. „Udając ofiarę” braci Olega i Władimira Presnakowów skłania do myślenia, analizowania, do stawiania pytań: o sens naszego życia, kondycję społeczeństwa, o dorastanie, o odpowiedzialność, samotność, dojrzałość… i wiele innych.
poniedziałek, 19 sierpnia 2019
Ailatan - Natalia Sikora, czyli w głosie pazur jest, ale kawałki nijakie
Znowu podrzucam kolejny drobiazg muzyczny, tym razem jednak trochę pomarudzę. Głos Natalii Sikory na pewno ciekawy, choć przyznam się, że mimo 5 wydanych płyt ja o niej niewiele wiedziałem. W czym więc problem? Czy to jedynie kwestia przebicia się, promocji lub nazwiska (jak Markowska, która ma podobny styl), czy gdyby któryś z tych kawałków grany był dzień w dzień to stałby się przebojem?
niedziela, 18 sierpnia 2019
Tempo szybkie, tempo wolne, czyli Baby Driver i Czerwona jaskółka
Nie wiem czy dam radę zgodnie z planami nadrobić zaległości z notkami o książkach, ale cieszę się, że trochę porządkuję też stare szkice filmowe. Lato dla mnie niestety mało wyjazdowe, dużo za to pracy przy kompie, więc jak jest chwila żeby odreagować przy filmie, który przegapiłem w kinie lub napisać o czymś co czeka już długo na swoją kolej, to trzeba to wykorzystać.
Dziś więc kolejny dwupak. Najpierw Baby Driver. Film ze świetnym tempem, sprawnie zrealizowany i dzięki temu mocno wyróżnia się spośród rozrywkowej papki.
sobota, 17 sierpnia 2019
Koniec scenarzystów - Wojciech Nerkowski, czyli ar ju siur?
I znowu to zrobił. Wojciech Nerkowski po raz trzeci zabiera nas na plan filmowy i wciąga w aferę kryminalną. Sylwia i Kuba Leśniewscy, których znamy już z poprzednich tomów (notki w spisie przeczytanych), tym razem lecą do Hollywood. Przebój kinowy nad którym pracowali, a który kosztował ich tyle nerwów, zwrócił uwagę również za oceanem, jest więc szansa, że Amerykanie zrobią własną wersję, a oni będą mogli święcić triumf po raz kolejny. Na miejscu okazuje się, że podpisanie umowy, choć może oznacza większe pieniądze niż w Polsce, wcale nie przekłada się na natychmiastowe rozpoczęcie pracy. Nadzieja na wymarzonego Oscara się oddala.
Rodzeństwo nie byłoby sobą, gdyby pobyt w Hollywood poświęcili jedynie na pławienie się w luksusach, czy zwiedzanie. Dość szybko wplątują się w kolejne śledztwo, w sprawę zniknięcia młodej aktorki Mandy Powell. Przyjacielska przysługa, którą miały być poszukiwania prowadzi ich w coraz bardziej dziwne sytuacje.
Rodzeństwo nie byłoby sobą, gdyby pobyt w Hollywood poświęcili jedynie na pławienie się w luksusach, czy zwiedzanie. Dość szybko wplątują się w kolejne śledztwo, w sprawę zniknięcia młodej aktorki Mandy Powell. Przyjacielska przysługa, którą miały być poszukiwania prowadzi ich w coraz bardziej dziwne sytuacje.
piątek, 16 sierpnia 2019
W śledztwie, czyli Hipnotyzer i Mroczne miejsce
Kolejne dwie filmowe produkcje. W ten sposób powolutku może uda mi się za jakiś czas wyjść na prostą z zaległościami. Przynajmniej na blogu, bo tych do obejrzenia i do przeczytania cała masa.
Lars Kepler wciąż przede mną, ale na razie ekranizacja jednej z jego powieści. I przyznam że trochę się zawiodłem. Brakuje w tym filmie napięcia, bohaterowie są cały czas jakby senni. Zaczynamy zgodnie ze wskazówkami Hitchcocka od intensywnych emocji (krwawa jatka na rodzinie), ale potem robi się drętwo.
Komisarz Joon Linn ma nosa i czuje, że kluczem do sprawy może być albo siostra, która wcześniej wyprowadziła się z domu albo jej brat, który cudem przeżył ale jest w śpiączce. Stąd też pomysł, by do współpracy zaprosić kogoś kto wprowadziłby go w stan hipnozy. Psychiatra, który przez swoją działalnością trochę popadł w kłopoty, postanawia pomóc, jednocześnie narażając siebie na ogromne ryzyko.
Lars Kepler wciąż przede mną, ale na razie ekranizacja jednej z jego powieści. I przyznam że trochę się zawiodłem. Brakuje w tym filmie napięcia, bohaterowie są cały czas jakby senni. Zaczynamy zgodnie ze wskazówkami Hitchcocka od intensywnych emocji (krwawa jatka na rodzinie), ale potem robi się drętwo.
Komisarz Joon Linn ma nosa i czuje, że kluczem do sprawy może być albo siostra, która wcześniej wyprowadziła się z domu albo jej brat, który cudem przeżył ale jest w śpiączce. Stąd też pomysł, by do współpracy zaprosić kogoś kto wprowadziłby go w stan hipnozy. Psychiatra, który przez swoją działalnością trochę popadł w kłopoty, postanawia pomóc, jednocześnie narażając siebie na ogromne ryzyko.
Nazywam się Stephen Florida - Gabe Habash, czyli pot, krew, łzy i sperma
To nie jest przyjemna książka. To nie jest łatwa książka.
Trudno jednak znaleźć coś równie oryginalnego wśród ostatnich nowości.
Surowa. Minimalistyczna. Intrygująca.
To proza, która wkurza, czasem sprawia że bierze cię obrzydzenie, ale jednak porusza, bo masz wrażenie że w tym portrecie samotnika skoncentrowanego jedynie na jednym celu jest coś takiego, że warto go zrozumieć, zostać z nim do końca. Może gdybyśmy go rozgryźli udałoby się pomóc jemu podobnym? To nie jest tępak, dla którego liczą się tylko mięśnie, jest w nim wrażliwość i jakieś ogromne pokłady bólu, które skrywa, cały czas udając silnego.
Stephen marzy jedynie o tym, by osiągnąć mistrzostwo w zapasach, wszystko na studiach podporządkował temu. Trening, własny rygor, determinacja, a cała reszta może nie istnieć.
Trudno jednak znaleźć coś równie oryginalnego wśród ostatnich nowości.
Surowa. Minimalistyczna. Intrygująca.
To proza, która wkurza, czasem sprawia że bierze cię obrzydzenie, ale jednak porusza, bo masz wrażenie że w tym portrecie samotnika skoncentrowanego jedynie na jednym celu jest coś takiego, że warto go zrozumieć, zostać z nim do końca. Może gdybyśmy go rozgryźli udałoby się pomóc jemu podobnym? To nie jest tępak, dla którego liczą się tylko mięśnie, jest w nim wrażliwość i jakieś ogromne pokłady bólu, które skrywa, cały czas udając silnego.
Stephen marzy jedynie o tym, by osiągnąć mistrzostwo w zapasach, wszystko na studiach podporządkował temu. Trening, własny rygor, determinacja, a cała reszta może nie istnieć.
Niebanalni, czyli Gentleman z rewolwerem i Roman J. Israel
Czasem wydawałoby się słaby film, niesie jak na skrzydłach do góry jakaś kreacja aktorska. Tak właśnie moim zdaniem jest z dwoma filmami o których dziś.
Gentleman z rewolwerem to prawdopodobnie ostatni film Roberta Redforda i jego pożegnanie z ekranem (kurcze, 82 lata a wciąż ma sznyt). Nie można było sobie wyobrazić sobie lepszego. Jego bohater ma klasę, urok, odrobinę szaleństwa i tajemnicy. I żeby było śmieszniej ta historia o czarującym złodzieju, który uciekał z więzień 30 razy i napadał na banki wciąż pozostając gentlemanem, jest prawdziwa :) Nie mamy oczywiście do czynienia z biografią, a raczej inspiracją pewnym motywem. Bo czyż można wymyślić sobie bardziej oryginalny patent na przedmiot śledztwa jak gang emerytów?
Gentleman z rewolwerem to prawdopodobnie ostatni film Roberta Redforda i jego pożegnanie z ekranem (kurcze, 82 lata a wciąż ma sznyt). Nie można było sobie wyobrazić sobie lepszego. Jego bohater ma klasę, urok, odrobinę szaleństwa i tajemnicy. I żeby było śmieszniej ta historia o czarującym złodzieju, który uciekał z więzień 30 razy i napadał na banki wciąż pozostając gentlemanem, jest prawdziwa :) Nie mamy oczywiście do czynienia z biografią, a raczej inspiracją pewnym motywem. Bo czyż można wymyślić sobie bardziej oryginalny patent na przedmiot śledztwa jak gang emerytów?
czwartek, 15 sierpnia 2019
Mroczni ludzie - Jens Henrik Jensen, czyli warto by to sfilmować
Niby miałem już kilka notek rozplanowanych, ale przekładając książki na stosach, żeby wybrać to co będzie czytane w pierwszej kolejności, natrafiłem na trzeci tom z cyklu o Nilsie Oxenie, byłym żołnierzu, który wciągnięty został w sensacyjną intrygę wbrew swojej woli. Pora więc na notkę z tomem drugim! (Pierwszy zobaczycie tu). Jest zachowana ciągłość akcji, więc warto czytać po kolei!
Kiedy już wiemy czego się spodziewać po Oxenie, znamy jego niechęć do kontaktów z ludźmi, odsuwanie się do społeczeństwa, a jednocześnie umiejętności, których nigdy nie zapomniał, bez trudu wejdziemy w tom drugi. Bohater ukrył się po zakończonym śledztwie, wiedząc że tak naprawdę nic nie zostało wyjaśnione, że to fikcja, która miała zatuszować prawdziwych zleceniodawców. I wie, że wciąż o nim pamiętają, jest więc czujny, choć materiały które posiada mają mu przecież zapewniać bezpieczeństwo.
Kiedy już wiemy czego się spodziewać po Oxenie, znamy jego niechęć do kontaktów z ludźmi, odsuwanie się do społeczeństwa, a jednocześnie umiejętności, których nigdy nie zapomniał, bez trudu wejdziemy w tom drugi. Bohater ukrył się po zakończonym śledztwie, wiedząc że tak naprawdę nic nie zostało wyjaśnione, że to fikcja, która miała zatuszować prawdziwych zleceniodawców. I wie, że wciąż o nim pamiętają, jest więc czujny, choć materiały które posiada mają mu przecież zapewniać bezpieczeństwo.
Yuli, czyli musisz wykorzystać szansę i talent
Nie wiem w ilu kinach ten film będzie pokazywany, ale miłośnicy baletu nie mogą go przegapić.
Carlos Yunior Acosta Quesada jest baletmistrzem o światowej renomie. A ten film to jego biografia. Pełna emocji i pasji. I oczywiście tańca.
Sam w filmie zagrał, choć we wspomnieniach z dzieciństwa i początków kariery pojawiają się też inni aktorzy. Ciekawa jest już sama konstrukcja filmu, bo osią jest spektakl, w którym bohater opowiada o sobie, o swojej drodze, ale jednocześnie o swoim kraju, o tęsknocie, trudnych relacjach z ojcem.
Carlos Yunior Acosta Quesada urodził się na Kubie w dość biednej rodzinie, od zawsze lubił tańczyć, ale raczej dla wygłupu, bo balet uważał za coś "pedalskiego". To ojciec, poczuł że dziecko ma talent, który powinno rozwijać i zmuszał go do chodzenia do szkoły. A potem cisnął, by za wszelką cenę łapać wszystkie okazje do rozwoju, nawet kosztem kontaktów z rodziną. Z 11 rodzeństwa żyjących w biedzie, z dzieciaka ulicy, chciał by ten wyrwał się na świat, by mu się poszczęściło.
Carlos Yunior Acosta Quesada jest baletmistrzem o światowej renomie. A ten film to jego biografia. Pełna emocji i pasji. I oczywiście tańca.
Sam w filmie zagrał, choć we wspomnieniach z dzieciństwa i początków kariery pojawiają się też inni aktorzy. Ciekawa jest już sama konstrukcja filmu, bo osią jest spektakl, w którym bohater opowiada o sobie, o swojej drodze, ale jednocześnie o swoim kraju, o tęsknocie, trudnych relacjach z ojcem.
Carlos Yunior Acosta Quesada urodził się na Kubie w dość biednej rodzinie, od zawsze lubił tańczyć, ale raczej dla wygłupu, bo balet uważał za coś "pedalskiego". To ojciec, poczuł że dziecko ma talent, który powinno rozwijać i zmuszał go do chodzenia do szkoły. A potem cisnął, by za wszelką cenę łapać wszystkie okazje do rozwoju, nawet kosztem kontaktów z rodziną. Z 11 rodzeństwa żyjących w biedzie, z dzieciaka ulicy, chciał by ten wyrwał się na świat, by mu się poszczęściło.
środa, 14 sierpnia 2019
Mickiewicz - Stasiuk - Haydamaky, czyli historia, tęsknota, ogień
Ależ oryginalne połączenie. Pisarz Andrzej Stasiuk, tak mocno kojarzony z południową i wschodnią Europą, ukraiński zespół folkowo-rockowy i poeta, do którego przyznają się zarówno Polacy, jak i Litwini. Teksty, które być może pamiętamy jeszcze z przerabiania ich w szkole, na lekcjach języka polskiego, teraz wybrzmią zupełnie inaczej. Przy niektórych można by rzec: to wręcz naturalne - sonety krymskie aż proszą się o muzykę, w której pobrzmiewa wschodnia egzotyka. Inne mogą zaskakiwać. I choć Stasiuk nie śpiewa, a jedynie recytuje, to nie brakuje tu też fragmentów wyśpiewanych, zarówno po polsku, jak i ukraińsku.
wtorek, 13 sierpnia 2019
Z boku, czyli trzypak: Garderobiany, Pierwszy człowiek i Żona
Almodovar musi poczekać na swoją notkę jeszcze kilka dni, o Parasite napiszę pewnie już we wrześniu, a na dniach może uda się wypad na Tarantino. A na razie seria troszkę trudniejszych książek i filmów, które zniknęły z kin już jakiś czas temu.
Czemu je połączyłem? Na pierwszy rzut oka wiele je dzieli. Zainteresował mnie jednak fakt, że w każdym z nich obok postaci na pierwszym planie, jest ktoś jeszcze, o kim być może nigdy byśmy nie pomyśleli - te filmy sprawiają, że w każdej z historii mniej lub bardziej wyraźnie widzimy co to znaczy być obok kogoś znanego, wyjątkowego.
"Garderobiany". Być może kojarzycie sztukę teatralną, bo też jest to ekranizacja dramatu znanego ze scen. Dość teatralna właśnie, trochę przegadana, ale warto ją zobaczyć dla ciekawych kreacji - szczególnie Anthony'ego Hopkinsa.
Czemu je połączyłem? Na pierwszy rzut oka wiele je dzieli. Zainteresował mnie jednak fakt, że w każdym z nich obok postaci na pierwszym planie, jest ktoś jeszcze, o kim być może nigdy byśmy nie pomyśleli - te filmy sprawiają, że w każdej z historii mniej lub bardziej wyraźnie widzimy co to znaczy być obok kogoś znanego, wyjątkowego.
"Garderobiany". Być może kojarzycie sztukę teatralną, bo też jest to ekranizacja dramatu znanego ze scen. Dość teatralna właśnie, trochę przegadana, ale warto ją zobaczyć dla ciekawych kreacji - szczególnie Anthony'ego Hopkinsa.
poniedziałek, 12 sierpnia 2019
Budząc lwy - Ayelet Gundar-Goshen, czyli jesteś inny więc nie rozumiesz
Wśród dziesiątek książek, które trudno potraktować inaczej niż jako rozrywkę, które się połyka i szybko zapomina, czasem trafiają się takie pozycje, gdzie każdy rozdział trawisz długo, nie spieszysz się i potem jeszcze nie możesz zapomnieć o tym co przeczytałeś.
Różne dylematy i lęki towarzyszą ludziom niezależnie od miejsca zamieszkania, ale jakoś mamy chyba w sobie więcej ciekawości gdy czytamy o trochę innych miejscach, bardziej egzotycznych. Tu mamy Izrael. Z jego wszystkimi urokami - uprzedzeniami wobec innych kultur i religii, życiem, które toczy się na prowincji zupełnie w innym tempie niż w dużych miastach, załatwianiem wielu spraw dzięki temu że kogoś znasz.
Bohater "Budząc lwy" - Ejtan Grin - to można powiedzieć członek lokalnej elity. Choć musiał zrezygnować z pracy w szpitalu w stolicy i na prowincji nie ma takich wyzwań, to na pewno jako neurochirurg żyje inaczej niż wielu mieszkańców kibuców i małych miasteczek. Nie mówiąc już o imigrantach, starających się o jakąkolwiek pracę lub wielu Beduinach, traktowanych przez wielu Izraelczyków jakby wciąż byli koczowniczkami z poprzedniego wieku.
Różne dylematy i lęki towarzyszą ludziom niezależnie od miejsca zamieszkania, ale jakoś mamy chyba w sobie więcej ciekawości gdy czytamy o trochę innych miejscach, bardziej egzotycznych. Tu mamy Izrael. Z jego wszystkimi urokami - uprzedzeniami wobec innych kultur i religii, życiem, które toczy się na prowincji zupełnie w innym tempie niż w dużych miastach, załatwianiem wielu spraw dzięki temu że kogoś znasz.
Bohater "Budząc lwy" - Ejtan Grin - to można powiedzieć członek lokalnej elity. Choć musiał zrezygnować z pracy w szpitalu w stolicy i na prowincji nie ma takich wyzwań, to na pewno jako neurochirurg żyje inaczej niż wielu mieszkańców kibuców i małych miasteczek. Nie mówiąc już o imigrantach, starających się o jakąkolwiek pracę lub wielu Beduinach, traktowanych przez wielu Izraelczyków jakby wciąż byli koczowniczkami z poprzedniego wieku.
W deszczowy dzień w Nowym Jorku, czyli Woody Allen dawno nie był tak dobry
Mam wrażenie, że oglądając ostatnie filmy Wooody'ego Allena wciąż oglądam tę samą historię. Zmieniają się widoczki, sami aktorzy, ale dylematy bohaterów są identyczne - jak rozpoznać prawdziwą miłość, szczęście, jak przestać tkwić w sytuacji, która jakoś nas ogranicza.W porównaniu z innymi komediami romantycznymi na pewno jego produkcje wyróżniają się ogromnie na plus: inteligentne dialogi, niebanalne sytuacje, specyficzny humor, ale niestety równie szybko się o nich zapomina jak i o większości produkcji z tego gatunku. Niestety nie zawsze udaje mu się też uniknąć kiczowatych zakończeń - tym razem niestety dla mnie to było spore rozczarowanie.
niedziela, 11 sierpnia 2019
Wołyński gambit - Artur Baniewicz, czyli to niemożliwe, żeby w ten sposób...
Kontynuacja ciekawej powieści Pięć dni ze swastyką, choć pewnie można by i czytać to niezależnie. Baniewicz pisze niby powieści z mocnym wątkiem kryminalnym, ale fabuła jest tak mocno osadzona w historii, w realiach oddawanych tak żywo, że chwilami ciarki przechodzą z obrzydzenia, oburzenia. Wojna wyzwoliła w ludziach masę okrucieństwa i bezradności. Im bardziej ofiary stawały się bezbronne, tym bardziej oprawcy potrafili być bezlitośni, a świadkowie odwracali głowy. Niewielu było takich, którzy potrafili ryzykować własną głową za zupełnie obcych ludzi. Były policjant Paweł Bujnowicz zawsze jednak miał taki charakter, że sprawiedliwość przedkładał ponad racje polityczne i polecenia przełożonych. Może dlatego w czasie wojny pozostaje wolnym strzelcem, który nie zważa na narodowości, tylko próbuje ugrać coś dla tych, którzy są mu bliscy. Podejmie się zlecenia od Niemców, pod warunkiem, że nie będzie krzywdził nikogo niewinnego, ale w tym samym czasie będzie załatwiał inne sprawy wraz z Armią Krajową. Sam woli nigdzie się nie deklarować, choć wiadomo że chciałby końca wojny i wypędzenia okupanta. Jedni wypatrują zbawienia ze wschodu, inni już wolą Niemców, z grozą myśląc o komunistach, a on po prostu próbuje przeżyć i ocalić kogo się da. I własne sumienie, choć to niełatwe.
Upiorne opowieści o zmroku, czyli opowieści czasem leczą, a czasem mogą krzywdzić
Kiedyś bohaterami horrorów byli głównie studenci, teraz coraz częściej stają się nimi dużo młodsze dzieciaki. Stranger Things czy To, przetarły szlak. I co ciekawe kolejne historie też osadzone są mocno w latach 80, czyli z przyjemnością ogląda je również pokolenie rodziców dzisiejszych nastolatków, wspominając własne dzieciństwo.
W Upiornych opowieściach po zmroku dodatkowo palce maczał jeszcze del Toro, więc to jeszcze bardziej zaostrza apetyt. Artystycznie, czy nawet wizualnie nie jest może to poziom filmów które on sam reżyserował, ale Andre Ovredal już niejeden horror zrobił, potrafi więc trochę postraszyć, a oto przede wszystkim tu chodzi, prawda?
W Upiornych opowieściach po zmroku dodatkowo palce maczał jeszcze del Toro, więc to jeszcze bardziej zaostrza apetyt. Artystycznie, czy nawet wizualnie nie jest może to poziom filmów które on sam reżyserował, ale Andre Ovredal już niejeden horror zrobił, potrafi więc trochę postraszyć, a oto przede wszystkim tu chodzi, prawda?
piątek, 9 sierpnia 2019
Ekipa złych. Misja koło pióra - Aaron Blabey, czyli co mogłoby pójść nie tak
Pamiętacie wpis o Ekipie Złych?
Oto nadchodzi ponownie i to nawet w zwiększonym składzie!
Wilk, Wąż, Pirania, Rekin. Goście, którzy raczej nie budzą pozytywnych skojarzeń, ale właśnie dlatego postanowili działać razem, by poprawić swój wizerunek. W jaki sposób? Czyniąc dobro!
Ostatnio wyszło im średnio, bo narobili trochę zamieszania, a i PR wciąż mają kiepski. Szef ekipy, który ten genialny plan wymyślił ma więc jeszcze bardziej spektakularny pomysł niż nalot dla schronisko dla zwierząt. Teraz uwolnią... kury z klatek!
Oto nadchodzi ponownie i to nawet w zwiększonym składzie!
Wilk, Wąż, Pirania, Rekin. Goście, którzy raczej nie budzą pozytywnych skojarzeń, ale właśnie dlatego postanowili działać razem, by poprawić swój wizerunek. W jaki sposób? Czyniąc dobro!
Ostatnio wyszło im średnio, bo narobili trochę zamieszania, a i PR wciąż mają kiepski. Szef ekipy, który ten genialny plan wymyślił ma więc jeszcze bardziej spektakularny pomysł niż nalot dla schronisko dla zwierząt. Teraz uwolnią... kury z klatek!
czwartek, 8 sierpnia 2019
Syreny z Tytana - Kurt Vonnegut, czyli przeżyłeś, ale dlaczego i po co?
Czy fantastyka sprzed 60 lat może jeszcze kogoś interesować? Przecież świat poszedł do przodu, wyprzedzając niejedną fantazję pisarzy. Niektórzy z nich jednak wciąż są czytani, gdyż to nie same detale opisy przyszłości były dla niech najważniejsze - loty w kosmos stanowiły jedynie okazję do tego by pisać o człowieku, jego lękach i rozterkach. A te się nie zmieniają, co sprawia, że wciąż w ich powieściach odnajdujemy aktualne dla nas prawdy, wyrażane czasem bardzo serio, innym razem w formie ostrej satyry. Do grona właśnie takich pisarzy zaliczam na pewno Kurta Vonneguta i strasznie się cieszę na wznowienia przez Wydawnictwo Zysk i S-ka jego powieści. Radują się oczy na jednolitą szatę graficzną, niebanalne okładki, ale liczy się przed wszystkim treść (dobre tłumaczenie Jolanty Kozak), a ta wciąż sprawia frajdę.
Choć opisy wojny z armią z marsa, różnych planet i tego jak człowiek zachowuje się wobec innych cywilizacji, nie zawsze brzmią bardzo poważnie, wydają się powierzchowne, przecież nie one są tu najbardziej istotne. Cała powieść to próba refleksji nad tym na ile człowiek jest panem swojego losu i co było gdyby potrafił panować nad czasem.
Choć opisy wojny z armią z marsa, różnych planet i tego jak człowiek zachowuje się wobec innych cywilizacji, nie zawsze brzmią bardzo poważnie, wydają się powierzchowne, przecież nie one są tu najbardziej istotne. Cała powieść to próba refleksji nad tym na ile człowiek jest panem swojego losu i co było gdyby potrafił panować nad czasem.
środa, 7 sierpnia 2019
Yesterday, czyli wyobraź sobie, że nie ma Beatlesów
W kinach trochę posucha, ale na szczęście wypatrzyłem coś sprzed kilku tygodni co przegapiłem tuż po premierze. Kino Atlantic tuż po pracy zawsze po drodze :)
I film, który okazał się sympatyczny, idealny właśnie na wakacje, choć pewnie lepiej go oglądać we dwoje niż w pojedynkę. W końcu to komedia romantyczna. W dodatku muzyczna.
Ale to już pewnie wiecie. Sam tytuł mówi wszystko. The Beatles powracają. Przynajmniej w warstwie dźwiękowej. I w uwielbieniu dla ich twórczości. Bo ten film to hołd dla genialnego zespołu i ich ponadczasowych kompozycji.
I film, który okazał się sympatyczny, idealny właśnie na wakacje, choć pewnie lepiej go oglądać we dwoje niż w pojedynkę. W końcu to komedia romantyczna. W dodatku muzyczna.
Ale to już pewnie wiecie. Sam tytuł mówi wszystko. The Beatles powracają. Przynajmniej w warstwie dźwiękowej. I w uwielbieniu dla ich twórczości. Bo ten film to hołd dla genialnego zespołu i ich ponadczasowych kompozycji.
Pavarotti, czyli wielki amerykański sen
Na pierwszy rzut oka dość sprawnie zrobiona filmowa biografia, bez fajerwerków, większych sensacji. Raczej laurka niż odkrywanie sekretów. Uwierzcie jednak, że nawet ci którzy niespecjalnie lubią muzykę operową, poczują w trakcie seansu ciary na plecach. Co sprawia, że tak jest?
Charyzma? Talent? Charakter?
Na pewno to ostatnie, bo trudno nie poczuć sympatii do człowieka, który jest prawie cały czas uśmiechnięty, ciepły i serdeczny (przynajmniej sprawia takie wrażenie). Trzeba przyznać też, że talent również ma tu znaczenie - chodzi nie tylko o głos, ale o odwagę by przełamywać pewne granice, by wprowadzić operę do popkultury, sprawić że śpiewak może mieć status supergwiazdy.
Charyzma? Talent? Charakter?
Na pewno to ostatnie, bo trudno nie poczuć sympatii do człowieka, który jest prawie cały czas uśmiechnięty, ciepły i serdeczny (przynajmniej sprawia takie wrażenie). Trzeba przyznać też, że talent również ma tu znaczenie - chodzi nie tylko o głos, ale o odwagę by przełamywać pewne granice, by wprowadzić operę do popkultury, sprawić że śpiewak może mieć status supergwiazdy.
wtorek, 6 sierpnia 2019
Zanim zawisną psy - Jens Henrik Jensen, czyli on nas doprowadzi do sprawcy
Kolejna moja zaległość. Właśnie ukazuje się trzeci tom autorstwa Jensa Henrika Jensena, kryminalnej serii o Nielsie Oxenie, a ja dopiero teraz nadrabiam zaległości. I widzę, że ten Duńczyk będzie dla mnie chyba odkryciem na miarę Horsta, którego polubiłem od pierwszego tomu. Ze stosu wyciągnąłem już tom drugi, a trzeci pewnie do końca wakacji też połknę.
Zaskakujący jest tu przed wszystkim bohater, były żołnierz dręczony przez różne traumy, uciekający od świata na jakieś pustkowia. Ale nie zapomniał wszystkiego czego się uczył, a był w tym dobry - nie tylko jako żołnierz, ale i student szkoły policyjnej. Gdy zupełnym przypadkiem zostanie wciągnięty jako podejrzany w śledztwo w sprawie zabójstwa, przyjmie dość zaskakującą propozycję, by zostać prywatnym konsultantem w tej sprawie. To jego droga do udowodnienia niewinności, ale i próba zemszczenia się na tych, którzy postanowili zmusić go do wyjścia z kryjówki w dość drastyczny sposób.
Zaskakujący jest tu przed wszystkim bohater, były żołnierz dręczony przez różne traumy, uciekający od świata na jakieś pustkowia. Ale nie zapomniał wszystkiego czego się uczył, a był w tym dobry - nie tylko jako żołnierz, ale i student szkoły policyjnej. Gdy zupełnym przypadkiem zostanie wciągnięty jako podejrzany w śledztwo w sprawie zabójstwa, przyjmie dość zaskakującą propozycję, by zostać prywatnym konsultantem w tej sprawie. To jego droga do udowodnienia niewinności, ale i próba zemszczenia się na tych, którzy postanowili zmusić go do wyjścia z kryjówki w dość drastyczny sposób.
poniedziałek, 5 sierpnia 2019
Pol'and'rock festival, czyli mieszkam w Polsce
Gdzieś mi umknęła notka z roku ubiegłego, więc ją przypominam - 2018polandrock-festiwal-czyli-jadymy
A jak było w tym roku?
Dużo wrażeń. I ciężko wrócić do pracy. A niby tam też byłem służbowo. Podobnie jak rok temu byliśmy na ASP z naszym namiotem, więc znowu nie było tyle czasu i możliwości na korzystanie ze wszystkiego co oferuje festiwal, ale to nie tylko same minusy, bo również doświadczenie wielu ciekawych rozmów, spotkań.
Czasem stawałem na tyłach naszego namiotu i przysłuchiwałem się spotkaniom z gośćmi w ramach dużego namiotu Akademii Sztuk Przepięknych. Ileż ciekawych spotkań. Od tych bardziej na luzie jak z Zamachowskim, po dużo poważniejsze jak z sędzią Tuleją, Smarzowskim, Nosowską, o. Wiśniewskim. Myślę sobie, że dla kogoś o poglądach prawicowych, zwolennika rządów PiS, może to wszystko brzmieć jak zgromadzenie polityczne ich przeciwników, ale w tych wszystkich spotkaniach naprawdę wybrzmiewała troska o Polskę, o jej przyszłość, o wspólnotę, a nie o stołki, jak się o tym słyszy w TVP. Owszem politycy się pojawiają, ale tym razem nie było ich oficjalnie, nie byli zapraszani. I pewnie każdy mógłby w ten sposób. Rozmawiać, a nie jedynie się kłócić i obrażać, rozmawiać inteligentnie. Spotkanie z Szymonem Hołownią pokazuje że można nawet nie zgadzając się z kimś, dyskutować na argumenty. I teraz pewnie książka pójdzie na stos do czytania, bo się boję sięgać po nią zbyt szybko. Jeszcze mnie przekona do weganizmu...
A jak było w tym roku?
Dużo wrażeń. I ciężko wrócić do pracy. A niby tam też byłem służbowo. Podobnie jak rok temu byliśmy na ASP z naszym namiotem, więc znowu nie było tyle czasu i możliwości na korzystanie ze wszystkiego co oferuje festiwal, ale to nie tylko same minusy, bo również doświadczenie wielu ciekawych rozmów, spotkań.
Czasem stawałem na tyłach naszego namiotu i przysłuchiwałem się spotkaniom z gośćmi w ramach dużego namiotu Akademii Sztuk Przepięknych. Ileż ciekawych spotkań. Od tych bardziej na luzie jak z Zamachowskim, po dużo poważniejsze jak z sędzią Tuleją, Smarzowskim, Nosowską, o. Wiśniewskim. Myślę sobie, że dla kogoś o poglądach prawicowych, zwolennika rządów PiS, może to wszystko brzmieć jak zgromadzenie polityczne ich przeciwników, ale w tych wszystkich spotkaniach naprawdę wybrzmiewała troska o Polskę, o jej przyszłość, o wspólnotę, a nie o stołki, jak się o tym słyszy w TVP. Owszem politycy się pojawiają, ale tym razem nie było ich oficjalnie, nie byli zapraszani. I pewnie każdy mógłby w ten sposób. Rozmawiać, a nie jedynie się kłócić i obrażać, rozmawiać inteligentnie. Spotkanie z Szymonem Hołownią pokazuje że można nawet nie zgadzając się z kimś, dyskutować na argumenty. I teraz pewnie książka pójdzie na stos do czytania, bo się boję sięgać po nią zbyt szybko. Jeszcze mnie przekona do weganizmu...