Lubicie książki pełne tzw. życiowych mądrości, prostych ale wielkich uczuć i wzruszające? To polecam Wam tego autora, który podobno słynie z tego typu powieści. Ja prawdę mówiąc po jednej na razie mam dość :) Za bardzo przypomina mi to pogadankę kierowana do dzieci: bądźcie grzeczne i kochajcie rodziców, bo jak nie to będziecie żałować na stare lata, bo wasze dzieci Was oddadzą do domu starców. Albo zbyt toporne kazanie, w którym kazanie od początku wiadomo jaka jest puenta i kto się będzie smarzył w piekle, a kto radował z aniołami w niebie... Takich porównań do pewnego stylu moralizowania i snucia opowieści, które są nie tylko ckliwe ale i toporne (już nawet bajki mają w sobie więcej uroku, bo do morału zmierzamy mając jakieś napięcie) pewnie można by snuć dużo.
Ale może po prostu ja mam jakąś alergię na tego typu rzeczy obrażające i poczucie smaku i inteligencję. Czy można zrobic coś innego jak pokiwać głową i powiedzieć: tak tak, święta prawda, ale ponieważ to nie dotyczy nas to wyrzucić ją z pamięci następnego dnia?
A może Wy odnajdziecie w tej opowieści jakąś głęboką mądrość, której jeszcze nie posiadaliście? O fabule króciutko: Charley to mężczyzna w średnim wieku. Nigdy nie osiągnął żadnego sukcesu, życie rodzinne mu się rozpadło i ma już serdecznie wszystkiego dość. Gdy postanawia ze sobą skończyć doprowadza do wypadku samochodowego. Cudem przeżywa i ucieka z tego miejsca przed siebie - przypadkiem trafia do domu, w którym się wychował i gdzie spotyk swoją dawno zmarłą matkę. Jej obecność i rozmowy z nią pozwalają mu jeszcze raz przyjrzeć się swojemu życiu. W książce mamy więc mnóstwo wspomnień z dzieciństwa i okresu dojrzewania, w których bohater przypomina sobie swoje postepowanie, swoje uczucia wobec matki i wobec ojca, który ich zostawił. Generalnie można podzielić te sytuacje na dwojakiego rodzaju: gdy matka stanęła po mojej stronie i gdy ja nie stanąłem po stronie matki.
Zrozpaczony Charley nie wie jak to możliwe, że rozmawia z duchem, ale oto dostaje szansę na nowo przemyśleć swoje uczynki. Z jednej strony wstyd, porażki, alkohol, rozgoryczenie, depresja, oskarżanie innych i pogoń za ułudą, z drugiej szansa na wybaczenie, na odkrycie sensu życia, miłości, odpowiedzialności itd...
Miłość matki czyni cud po raz kolejny, a nasz bohater postanawia się nie poddawać. Czyż nie brzmi to sentymentalnie aż do bólu? Kurcze, czy pytania o odwzajemnienie czy docenienie miłości rodzica, pytania o ból wybierania między miłością jednego i drugiego, refleksja, że odkrywamy wartość drugiej osoby dopiero gdy nam jej zaczyna brakować muszą być napisane tak banalnie? Nie mówię, że historia nie jest prawdziwa czy, że autor nie pokazuje w paru miejscach pułapek w jakie można wpaść gdy myślimy tylko o sobie... Ale po protu robi to w taki sposób, że zamiast sięgać po husteczkę i ocierać łezkę ja przerzucam tylko kartki bo to przewidywalne aż do bólu... Opowieść Wigilijna to przy tym arcydzieło literackie nie tylko trzymające w napięciu do ostatniej chwili, ale i zaskakujące, swoim finałem wręcz przygważdżające złożonością prawdy jaką ukazuje.
Gdyby to była jakąś powieść osobista - w pewien sposób oddanie emocji po odejściu kogoś bliskiego, żalu, straty, tęsknoty to by pewnie to dało się wyczuć. Niestety mam wrażenie, że pan Albom pisze takie rzeczy masowo operując zestawem pewnych utartych ogólników okraszając to sentymentalnymi wspomnieniami. Nawet gdy pisze o swoich uczuciach to czyta się to trochę tak jak sprawozdanie z imprezy sportowej, zebrania partyjnego albo wyznanie człowieka uzależnionego, który już mówił je tyle razy tak samo, że wyparowały z niego wszelka szczerość i autentyczne uczucia.
To moje odczucia. Ciekaw jestem Waszych - kto czytał? Co sądzicie o tego typu książkach?
Ale może po prostu ja mam jakąś alergię na tego typu rzeczy obrażające i poczucie smaku i inteligencję. Czy można zrobic coś innego jak pokiwać głową i powiedzieć: tak tak, święta prawda, ale ponieważ to nie dotyczy nas to wyrzucić ją z pamięci następnego dnia?
A może Wy odnajdziecie w tej opowieści jakąś głęboką mądrość, której jeszcze nie posiadaliście? O fabule króciutko: Charley to mężczyzna w średnim wieku. Nigdy nie osiągnął żadnego sukcesu, życie rodzinne mu się rozpadło i ma już serdecznie wszystkiego dość. Gdy postanawia ze sobą skończyć doprowadza do wypadku samochodowego. Cudem przeżywa i ucieka z tego miejsca przed siebie - przypadkiem trafia do domu, w którym się wychował i gdzie spotyk swoją dawno zmarłą matkę. Jej obecność i rozmowy z nią pozwalają mu jeszcze raz przyjrzeć się swojemu życiu. W książce mamy więc mnóstwo wspomnień z dzieciństwa i okresu dojrzewania, w których bohater przypomina sobie swoje postepowanie, swoje uczucia wobec matki i wobec ojca, który ich zostawił. Generalnie można podzielić te sytuacje na dwojakiego rodzaju: gdy matka stanęła po mojej stronie i gdy ja nie stanąłem po stronie matki.
Zrozpaczony Charley nie wie jak to możliwe, że rozmawia z duchem, ale oto dostaje szansę na nowo przemyśleć swoje uczynki. Z jednej strony wstyd, porażki, alkohol, rozgoryczenie, depresja, oskarżanie innych i pogoń za ułudą, z drugiej szansa na wybaczenie, na odkrycie sensu życia, miłości, odpowiedzialności itd...
Miłość matki czyni cud po raz kolejny, a nasz bohater postanawia się nie poddawać. Czyż nie brzmi to sentymentalnie aż do bólu? Kurcze, czy pytania o odwzajemnienie czy docenienie miłości rodzica, pytania o ból wybierania między miłością jednego i drugiego, refleksja, że odkrywamy wartość drugiej osoby dopiero gdy nam jej zaczyna brakować muszą być napisane tak banalnie? Nie mówię, że historia nie jest prawdziwa czy, że autor nie pokazuje w paru miejscach pułapek w jakie można wpaść gdy myślimy tylko o sobie... Ale po protu robi to w taki sposób, że zamiast sięgać po husteczkę i ocierać łezkę ja przerzucam tylko kartki bo to przewidywalne aż do bólu... Opowieść Wigilijna to przy tym arcydzieło literackie nie tylko trzymające w napięciu do ostatniej chwili, ale i zaskakujące, swoim finałem wręcz przygważdżające złożonością prawdy jaką ukazuje.
Gdyby to była jakąś powieść osobista - w pewien sposób oddanie emocji po odejściu kogoś bliskiego, żalu, straty, tęsknoty to by pewnie to dało się wyczuć. Niestety mam wrażenie, że pan Albom pisze takie rzeczy masowo operując zestawem pewnych utartych ogólników okraszając to sentymentalnymi wspomnieniami. Nawet gdy pisze o swoich uczuciach to czyta się to trochę tak jak sprawozdanie z imprezy sportowej, zebrania partyjnego albo wyznanie człowieka uzależnionego, który już mówił je tyle razy tak samo, że wyparowały z niego wszelka szczerość i autentyczne uczucia.
To moje odczucia. Ciekaw jestem Waszych - kto czytał? Co sądzicie o tego typu książkach?
jeszcze wszystko przed tobą abyś zrozumiał sens tej książki,na razie to co w niej zawarte traktujesz zbyt płytko
OdpowiedzUsuńnie sądzę. Po prostu wolę szczere świadectwa, a nie bajki w jakich lubują się Amerykanie
Usuń